Filmy

Filmowy Jobs... nie wygląda jak Jobs. Może i dobrze

Maciej Sikorski
Filmowy Jobs... nie wygląda jak Jobs. Może i dobrze
7

Motyw filmu o Jobsie poruszałem na AW niejednokrotnie. Pisałem zarówno o produkcji z Kutcherem w roli głównej, jak i o obrazie Sony Pictures. Powód prozaiczny: ten temat przyciąga moją uwagę, chętnie zobaczyłbym dobry film o współzałożycielu Apple. Pierwszy strzał nie porwał, z drugim przez długi cz...

Motyw filmu o Jobsie poruszałem na AW niejednokrotnie. Pisałem zarówno o produkcji z Kutcherem w roli głównej, jak i o obrazie Sony Pictures. Powód prozaiczny: ten temat przyciąga moją uwagę, chętnie zobaczyłbym dobry film o współzałożycielu Apple. Pierwszy strzał nie porwał, z drugim przez długi czas były spore problemy, ale w końcu rozpoczęto zdjęcia. Sęk w tym, że Jobs nie wygląda tam jak Jobs.

Różnie można oceniać talent aktorski Ashtona Kutchera, jego grę w Jobsie i zbudowanie postaci. Jedno trzeba mu jednak przyznać: wizualnie nadawał się do tej roli świetnie. Zrobiono z niego kopię legendarnego CEO i to musiało zostać docenione przez ludzi, którzy kojarzyli wizerunek Jobsa sprzed kilku dekad. Chodzi o postać, która odeszła z tego świata stosunkowo niedawno, więc nie można postawić wyłącznie na warsztat aktorski - podobieństwo też mile widziane. I dobra charakteryzacja. Tymczasem...

Tymczasem oglądałem dzisiaj zastanawiające zdjęcia z planu filmu, który pierwotnie miał powstać pod banderą Sony Pictures. Miał, ale nie powstanie, bo prawa odkupiło studio Universal. I od razu zabrano się do pracy - podobno naciskał reżyser, który ma napięty grafik: Danny Boyle stwierdził ponoć, że albo teraz albo wychodzi z projektu, bo potem nie będzie miał czasu na jego realizację. Gdyby kolejny raz wypadła kluczowa osoba i film stanąłby pod znakiem zapytania, to podejrzewam, że długo byśmy go nie zobaczyli. Universal szybko jednak ogarnął sprawę. Możliwe, że zrobiło to jeszcze Sony, ale efekty widać u konkurencji.

Reżyser ważny, scenarzysta też (scenariusz na podstawie książki Waltera Isaacsona napisał już dawno Aaron Sorkin), istotne było, kto będzie partnerował głównemu bohaterowi (Wozniaka gra Seth Rogen, w obsadzie pojawia się też m.in. Kate Winslet). Najważniejsze pytanie długo pozostawało jednak otwarte: kto zagra Jobsa. Wymieniano przynajmniej kilku aktorów, ostatecznie padło na Michaela Fassbendera. Pisałem już, że, podobnie jak wiele innych osób, wolałbym Christiana Bale'a, lecz Fassbender nie jest złym pomysłem. Problem taki, że on nie przypomina Jobsa. I najwyraźniej nikt nie stara się, by to zmienić.

Wspominałem o zdjęciach z planu (do zobaczenia tu i tu) i wrócę teraz do tego wątku. Aktor grający Wozniaka przypomina Wozniaka. Jobs z filmu to nie Jobs z życia. Patrzyłem na głównego bohatera przez dłuższą chwilę i muszę przyznać, że nie byłem zadowolony. Gdyby, nie wiedział, jak wyglądał za młodu współzałożyciel Apple, to pewnie nie miałbym z tym problemu. Ale wiem. Sporo osób wie, a wpłynął na to m.in. obraz z Kutcherem. I teraz patrzę na Jobsa, który przypomina bardziej inną postać z tej historii: Johna Sculley'a.

Włosów z głowy nie rwałem, ale jednocześnie stwierdziłem, że szału nie będzie. Przynajmniej taka była pierwsza reakcja. Potem zmieniłem zdanie - może to wyjdzie produkcji na dobre? Zamiast kombinowania z wyglądem, będzie to, na co czekam: mocna postać, która na długo zapadnie w pamięć. Po obejrzeniu produkcji na hasło "Jobs" będę sobie przypominał twarz aktora.

Najważniejsze, że projekt w końcu jest realizowany. W przyszłym roku powinniśmy oglądać efekty. Mam nadzieję, że odważny pomysł zbudowania filmu wokół trzech premier produktów, uczynienia z tego sekwencji kilku długich scen, okaże się strzałem w dziesiątkę. To pole do popisu dla Fassbendera. Mam nadzieję, że się popisze.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

filmSteve Jobs