Felietony

Radzieccy/niemieccy żołnierze mówiący dziwnym angielskim - tego nie mogę znieść w filmie

Maciej Sikorski
Radzieccy/niemieccy żołnierze mówiący dziwnym angielskim - tego nie mogę znieść w filmie
35

Co zrobić, gdy bohaterem w filmie albo serialu ma być np. Rosjanin, a produkcja powstaje w USA? Można znaleźć rosyjskiego aktora albo angielskiego władającego językiem rosyjskim. Jest też opcja „oszukania” widza przez zabiegi językowe: niech odtwórca tej roli posługuje się wyrażeniami i akcentem, które nie pozostawią złudzeń, że mamy do czynienia z człowiekiem ze Wschodu. Ta trzecia opcja nadal jest często spotykana. Nie mogę jej znieść...

Film rządzi się swoimi prawami, wiele rzeczy może w nim zostać uproszczonych. Dotyczy to m.in. kwestii językowych. Oglądamy Gladiatora i słyszymy, jak Rzymianie dyskutują po angielsku. To samo robią średniowieczni rycerze różnych nacji zmagający się z muzułmanami w Ziemi Świętej, podróżnicy eksplorujący świat w czasach wielkich odkryć czy żołnierze wszystkich armii biorących udział w II wojnie światowej: patrzymy na sztab i okopy Amerykanów, słychać angielski (co oczywiste), przenosimy się na niemiecką stronę, a tam... angielski. Pewnie wiecie, o czym mówię.

Przyznam, że szczególnie mi to nie przeszkadza: jak już pisałem, film rządzi się swoimi prawami. Jednocześnie muszę jednak podkreślić, że twórcy mają u mnie wielkiego plusa, gdy starają się pokazać, że ludzie posługują się różnymi językami. Dobrym przykładem Bękarty Wojny Tarantino. Domyślam się, że jednym z celów było wykorzystanie umiejętności Christopha Waltza, pokazanie, że to poliglota, ale dzięki temu efekt był świetny. Kwestiom językowym poświęcono w tej produkcji naprawdę dużo miejsca i z przyjemnością do tego wracam. Tam Niemcy naprawdę mówią po niemiecku, a rozmowa na temat akcentu kończy się masakrą w karczmie. Majstersztyk.

Tu dochodzimy do kwestii, która mnie irytuje: fałszywego akcentowania. Zdarza się tak, że część bohaterów, przynajmniej jeden z nich, są obcokrajowcami (czytaj: nie są Amerykanami). Co mogą zrobić twórcy? Poszukać aktora reprezentującego daną nację. Albo w tym kraju albo u siebie. Przyjmijmy jednak, że ma to być produkcja obsadzona amerykańskimi gwiazdami. Tu pojawia się problem, bo szybkie i przede wszystkim dobre nauczenie aktora języka obcego może być wyzwaniem. Zwłaszcza w Hollywood. Efekty czasem są komiczne lub straszne, na dobrą sprawę nie wiadomo, co dana postać mówi, kończy się na bełkocie. A może wystarczy wprowadzić „podrasowany” angielski?

Widziałem w życiu przynajmniej kilka filmów, w których aktorzy grający Niemców, Francuzów, Rosjan albo Polaków, mówili przedziwnym angielskim. Tworzono nowe słowa (czasem czerpano z języków tych nacji), wykrzywiano wymowę, robiono karykaturę z akcentowania. W sposób bardzo przerysowany powstawał obraz ludzi, którzy są Rosjanami i mówią w przedziwnym angielskim albo są... Rosjanami. Po prostu. Widz nie wnika już w to, jak mówi ów człowiek – po prostu domyśla się, że to obcokrajowiec. Na dobrą sprawę, nie musi się domyślać: reżyser i producent serwują mu to na talerzu. Podkreślę przy tym, że nie chodzi mi o sytuacje, gdy obcokrajowiec naprawdę mówi po angielsku z dziwnym akcentem - to jeszcze byłoby do wybaczenia.

Czy jest to zabieg stosowany dekady temu? Nie, twórcy korzystają z tego nawet dzisiaj, niedawno widziałem to w blockbusterze sprzed kilku lat, młody inżynier może i był geniuszem, ale z opanowaniem angielskiego miał problem, kaleczył język okrutnie. Kiedyś stosowano ten zabieg m.in. po to, by zdyskredytować wrogą nację, dzisiaj bardziej chodzi chyba o rozrywkę widza. Ale jest to rozrywka krzywdząca. Zdecydowanie wolę, gdy po prostu wymyśla się kraj, chociażby na Wschodzie, a wraz z nim tworzy się jakiś język. Tak, jak miało to miejsce w Terminalu. Tom Hanks coś tam bełkotał, ale przynajmniej nie wmawiano nam, że takie miejsce istnieje, że ktoś naprawdę tak mówi.

Czepiam się? Może. Ale jako widz mam do tego prawo. Drodzy twórcy, bierzcie przykład z Tarantino, nie bójcie się pokazywać, że rosyjski, niemiecki czy polski to nie jest angielski z dziwnym akcentem...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu