Felietony

E-sport pojawi się na igrzyskach olimpijskich szybciej niż myślimy

Kamil Ostrowski
E-sport pojawi się na igrzyskach olimpijskich szybciej niż myślimy
27

Dużo mówi się w ostatnim czasie o e-sporcie – nie tylko w Polsce, ale w ogóle na świecie. Sukces League of Legends podciągnął w górę całą scenę. Nawet jako osoba prywatnie pałająca większą sympatią do Starcrafta (z uwagi na natężenie akcji) muszę przyznać, że to Riot Games, a nie Blizzard, wyznacza...

Dużo mówi się w ostatnim czasie o e-sporcie – nie tylko w Polsce, ale w ogóle na świecie. Sukces League of Legends podciągnął w górę całą scenę. Nawet jako osoba prywatnie pałająca większą sympatią do Starcrafta (z uwagi na natężenie akcji) muszę przyznać, że to Riot Games, a nie Blizzard, wyznacza obecnie standardy.

Sezon trzeci League of Legends, zorganizowany na podobieństwo „normalnych” lig sportowych, zbliża się wielkimi krokami. Riot Games łamie wszelkie granice w kwestii wysokości nagród i oglądalności, a kolejne artykuły sugerują, że mamy spodziewać się niemożliwego. E-sport na igrzyskach olimpijskich 2016? Brano to pod uwagę.

Czytając ostatnie zdanie pewnie pomyśleliście, że bujam wysoko w chmurach. Gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że e-sport pojawi się na Olimpiadzie, to pewnie powiedziałbym, że to kwestia kilkudzisięciu lat. Okazuje się, że nie. Brandon Beck, jeden ze współzałożycieli Riot Games, którego słowa są przytaczane w tekście serwisu VentureBeat twierdzi, że Starcraft i League of Legends były brane pod uwagę jako dyscypliny na... 2016 rok. Dajecie wiarę?

Riot Games robi wielką robotę. Już w poprzednim sezonie dali dowód na to, że e-sport nie będzie do końca świata zamknięty w Korei Południowej i w ekranach maniakalnych graczy, przyklejonych do monitorów w piwnicy. Finały drugiego sezonu, które odbyły się w Los Angeles zapełniły 10 000-osobowe trybuny (dwa razy większe niż na Intel Extreme Masters Katowice), pomimo tego, że wejścia były biletowane (w dodatku drogie).

Trzeci sezon z kolei przyniesie m.in. pensje dla graczy, upowszechnienie się domów treningowych, regularne, weekendowe rozgrywki wszystkich zespołów obecnych w lidze i profesjonalny content, który ma przede wszystkim opowiedzieć nam historię. Właśnie – historię. Tego nam w e-sporcie brakowało, a jest to przecież jeden z fundamentów „tradycyjnej” rywalizacji.

RiotGames porządkuje e-sport. Inspiruje się m.in. NFL. Zatrudnia specjalistów, mających doświadczenie w budowaniu „show”, dostarczaniu wysokiej jakości relacji i innych materiałów. Chcą opowiadać historię – jako przykład podają opowieść o graczu, którego rodzice odradzali podążanie ścieżką życia e-sportowca. On, ignorując te uwagi, zbudował markę której wartość szacuje się obecnie na ponad milion dolarów. Mówimy o DRUŻYNIE League of Legends, która jest tyle warta.

Cytując Becka „Sądzimy, że to tylko kwestia czasu, zanim będzie można bez problemu kupić bluzę Reginalda (jeden z graczy Team Solo Mid), podobnie jak teraz można kupić bluzę Koby’ego Bryanta.” – do tej pory takie gadżety były dostępne wyłącznie za pośrednictwem sieci. Wyobrażacie sobie iść do sklepu Nike albo Adidasa i dostać drużynową koszulkę MeetYourMakers? Abstrakcja? Spróbowalibyście powiedzieć komuś pięć lat temu, że gra komputerowa zapełni trybuny stadionu, to spotkalibyście się ze ścianą śmiechu.

Co najciekawsze, inwestycja firm promujących e-sport zaczyna powoli przynosić efekt. Jeszcze nie można mówić o tym, że e-sport jest opłacalny, ale jeżeli wierzyć doniesieniom z VentureBeat i paru innych źródeł, pojawia się coraz więcej sponsorów. Tych, którzy do tej pory wykładali pieniądze np. na baseball. Sponsoringiem zainteresowane jest m.in. American Express.

Nawet mnie, jako wielkiego entuzjastę e-sportu, nieco to przytłacza. Nie chce mi się czasami wierzyć, o jakich mówimy kwotach i liczbach. Niejednokrotnie żartowaliśmy sobie ze znajomymi, że kiedyś na olimpiadzie pojawią się gry wideo. Dziś wiem, że to tylko kwestia czasu.

Czad.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu