Felietony

Dzisiejsze rozwiązania pozyskują nowych użytkowników wygodą, a nie jakością. Jak stałem się wygodny

Jan Rybczyński
Dzisiejsze rozwiązania pozyskują nowych użytkowników wygodą, a nie jakością. Jak stałem się wygodny
12

Zastanawiałem się ostatnio jak nowa technologia wpłynęła na moje podejście do wielu spraw. Tablety, smartfony, aplikacje do pobrania ze sklepu z aplikacjami i dochodzę do wniosku, że zrobiłem się wygodny i to właśnie wygoda przejęła te obszary, w których wcześniej celowałem w bezkompromisową jakość....

Zastanawiałem się ostatnio jak nowa technologia wpłynęła na moje podejście do wielu spraw. Tablety, smartfony, aplikacje do pobrania ze sklepu z aplikacjami i dochodzę do wniosku, że zrobiłem się wygodny i to właśnie wygoda przejęła te obszary, w których wcześniej celowałem w bezkompromisową jakość. Sądzę, że nie jestem wyjątkiem i ta tendencja jest obecnie obowiązująca i wszystko wskazuje na to, że jeszcze przybierze na sile. Możemy się przed tym bronić, ale jak już wygoda wkradnie się w nasze życie, to w zasadzie nie ma odwrotu.

Sięgnijmy po konkretne przykłady. Wraz z rozwojem fotografii cyfrowej interesowałem się głównie jakością, śledziłem rozwój pierwszych lustrzanek cyfrowych. Po doświadczeniach z Canonem 300D uważnie obserwowałem rynek i to co ma do zaoferowania. Czytałem porównania, poznałem większość specjalistycznych terminów. Interesowała mnie tylko jakość reprodukowanych obrazów. Wielkość i waga aparatu nie miały znaczenia.

Po zakupie kolejnej lustrzanki i obiektywu stałoogniskowego cieszyłem się zupełnie nową jakością. Mała głębia ostrości, śladowe szumy, ostrość i szczegółowość. Chociaż torba z aparatem, dwoma obiektywami, fleszem i kilkoma akcesoriami była dość ciężka i nieporęczna, zabierałem ją niemal wszędzie, nie wyłączając wędrówek górskich z namiotem i do tego zimą. Po prostu, jak chciałem coś uwiecznić na zdjęciu, to musiała być lustrzanka, kompakt, ani tym bardziej aparat w telefonie się nie liczyły. Ten okres trwał parę lat.

Nie tak dawno nastąpił zwrot. W kieszeni mam telefon z przyzwoitym aparatem. Co prawda nie ma on ani zooma, ani małej głębi ostrości, nie potrafi robić zdjęć w formacie RAW i długo mógłbym jeszcze wymieniać czego nie może, ale za to mam go zawsze przy sobie. Mało tego, zdjęcia automatycznie przesyłają się z telefonu na moje konto Google, w związku z tym nie musze szukać kabelka czy czytnika kart, zastanawiać się które zdjęcia już ściągnąłem, martwić się na wyjeździe, że zapomniałem zgrać zdjęcia i sformatować kartę, w związku z czym zabraknie mi miejsca na fotki. Nawet na wyjazdach wszystkie zdjęcia zrobione w ciągu dnia, znajdą się w sieci przez noc.

W efekcie większość zdjęć wykonuje właśnie, o zgrozo, telefonem. Akceptuję ich jakość mimo, że widzę na pierwszy rzut oka, że zdjęcia z lustrzanki deklasują je pod każdym względem, bo tak mi jest po prostu wygodniej. Kombinacja małej wagi, automatycznego przesyłania i łatwego udostępniania zdjęć oraz fakt, że telefon mam zawsze przy sobie przeważyła. Po lustrzankę sięgam w wyjątkowych okazjach, kiedy z dużym wyprzedzeniem wiem, że nastawiam się na zdjęcia i szczególnie mi na nich zależy.

Drugi przykład to komputery. Bardzo długo jedynym komputerem jaki mogłem zaakceptować był stacjonarny składak z prawie maksymalną dostępną na rynku specyfikacją, dwoma dużymi monitorami i kilkoma dyskami dającymi kilka terabajtów przestrzeni na moje dane. Każdy inny komputer, zwłaszcza laptop, był kompromisem, na który godziłem się w ostateczności. W efekcie w skali roku do laptopa siadałem w sumie najwyżej kilkanaście dni w roku, na urlopach i innych wyjazdach.

Obecnie powoli coraz bardziej przekonuje mnie wygoda jaką daje mobilność. Coraz więcej robię nie tylko na laptopie, ale również na tablecie. Podoba mi się fakt, że tabletem mogę zrobić zdjęcie i wrzucić je do maila, dokumentu czy posta na prywatnym blogu, że komunikacja głosowa i wideo jest wygodna i zawsze na wyciągnięcie ręki. Z resztą, co ja tutaj będę tłumaczył, każdy kto ma smartfona, tablet czy małego laptopa wie na czym zalety tych urządzeń polegają. Zdjęcia, muzyka, filmy, maile, wszystko w jednym miejsc i zawsze pod ręką.

Oczywiście na tablecie, ani nawet na mocnym laptopie nie mam szans zrobić tego, na co pozwala bardzo mocny komputer stacjonarny i tego nie przeskoczę, ale coraz częściej odkrywam, że sytuacji kiedy ta moc jest mi naprawdę niezbędna jest stosunkowo mało. Wciąż preferuję pracę przy wygodnym biurku, ale coraz chętniej zgadzam się na wyjątki, zyskując na mobilności. Znowu wygoda wygrała z bezkompromisową jakością.

Trend w aplikacjach

Do tej pory mówiłem o rozwiązaniach czysto sprzętowych. Pora zastanowić się nad tym trendem w konstruowaniu samych aplikacji i usług. Weźmy dla przykładu taki Instagram. To co on oferuje to naprawdę nie jest nic nowego. Na długo przed powstaniem Androida, iOS, smartfona w ogóle, można było obrobić cyfrowe obrazy tak, aby wyglądały jak stara klisza. Cześć programów oferuje, podobnie jak Instagram, gotowe efekty. Wystarczyło zgrać zdjęcia z aparatu lub zeskanować je, dodać automatyczne efekty i wrzucić zdjęcie do internetu. Mimo to nie było to popularne i nie powstało, przynajmniej ja takiego nie znam, żadne miejsce np. forum, które gromadziłoby społeczność ludzi dzielącymi się takimi fotkami.

Ponownie kluczem jest minimum wysiłku potrzebnego do osiągnięcia efektu, mamy telefon, aplikację i to wystarcza. Zdjęcie wykonujemy tym samym telefonem, który mamy zawsze przy sobie, bez wysiłku dodajemy efekt i dzielimy się fotką ze znajomymi, którzy nas obserwują. Bez komputera, kabelków, bez problemu. Dodatkową korzyścią jest to, że możemy zdjęciami wymieniać się w biegu, a więc są one aktualne.

Takich przykładów jest więcej, mobilne gry na urządzeniach które mamy zawsze przy sobie, może oferują uproszczoną grafikę i sterowanie, ale są zawsze na wyciągnięcie ręki, w kolejce, w autobusie, nawet z fotela nie trzeba wstać, żeby sięgnąć po pad czy klawiaturę. Podobnie jest z grami w przeglądarce, bez instalacji, na każdym komputerze, również w pracy.

Oczywiście to nie jedyny czynnik, dziś mocniej akcentowane są elementy społecznościowe, a interakcja powoduje, że chętniej angażujemy się w pewne czynności. Można powiedzieć, że czynności są odkrywane na nowo dzięki grywalizacji, dodawaniu achiwmentów etc. Nie można wszystkiego przypisać naszej wygodniej naturze. To bardziej skomplikowany proces. Liczy się "całe opakowanie", a nie pojedyncze cechy.

Mimo wszystko uważam, że to bardzo istotny element przy projektowaniu dzisiejszych usług. Muszą być wygodne, wymagać minimum wysiłku. W pierwsze gry komputerowe ciężko było zagrać bez przeczytania zasad, podobnie jak w grach planszowych czy karcianych, dziś tutoriale, poziomy wprowadzające, oraz sama interakcja są tak projektowane, żeby jak najmniej osób zniechęciło się w pierwszej fazie gry. Pytanie czy my też wraz z tym trendem stajemy się bardziej wygodni? Myślę, że tak, ja na pewno stałem się mniej wymagający i bardziej wygodny, przynajmniej w niektórych, mniej ważnych dla mnie kwestiach. Wciąż doceniam jakość i często nią się kieruję, ale nie staram się aby była motywem przewodnim absolutnie każdej aktywności.

Zwracam również uwagę, że jeśli coś jest wygodne, nie oznacza, że może być byle jakie. Gdyby Instagram się wieszał, gdyby aparat w telefonie był zawodny, nikogo by do siebie nie przekonał. Chodzi o to co przyciąga ostatecznie nowych użytkowników. Lustrznaki wciąż są potrzebne, wciąż jest grono profesjonalistów, ja z niej nie zrezygnowałem. Ale dałem się przekonać do czegoś nowego, właśnie dzięki użyteczności zaprojektowanej tak, że aż chce się z tego korzystać, nawet jeżeli inne parametry są co najwyżej zadowalające.

Źródła obrazów: [1], [2], [3], [4]

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

jakość