Netflix

Superproblem Netfliksa w walce z Marvelem i DC. Serial "Dziedzictwo Jowisza" mógł wszystko zmienić - recenzja

Konrad Kozłowski
Superproblem Netfliksa w walce z Marvelem i DC. Serial "Dziedzictwo Jowisza" mógł wszystko zmienić - recenzja
3

Kino superbohaterskie przeżywa renesans, ale widzowie momentami czują się przytłoczeni nowościami. Rzadko która produkcja wybija się na tle pozostałych, ale rynek nie przestaje próbować. "Dziedzictwo Jowisza" to nowy serial Netfliksa, który miał szansę zabłysnąć.

Jeszcze kilka lat temu Netflix mógł pochwalić się bardzo mocnym zestawem superbohaterskich seriali. Nie wszystkie produkcje co prawda cieszyły się nienagannymi ocenami, ale takie marki jak Daredevil, Punisher czy Jessica Jones stanowiły o sile platformy. W dużej mierze wynikało to oczywiście także z faktu przynależności tych postaci do menu Marvela, co powodowało, że automatycznie serialem interesowało się bardzo szerokie grono fanów.

To chyba znak, że Stranger Things 4 zobaczymy w tym roku [nowy zwiastun]

W momencie, gdy Marvel zdecydował o zakończeniu współpracy i poszedł na swoje, Netflix stanął przed trudnym zadaniem, z którego starał się wybrnąć m. in. nabywając Millaworld - wydawnictwo mające w swoim portfolio masę komiksów, na podstawie których będzie można nakręcić seriale, filmy czy stworzyć animacje.

Dziedzictwo Jowisza - oryginalny serial Netfliksa o superbohaterach

"Dziedzictwo Jowisza" jest pierwszym z tych projektów, ale na pewno nie ostatnim. Zasoby Millaworld są naprawdę pokaźne i następne produkcje bazujące na komiksach są w przygotowaniu, więc na tę chwilę można się tylko zastanawiać, czy odbiór nowego serialu wpłynie na przyszłe tytuły.

Nowy „Spider-Man: No Way Home” będzie najlepszym filmem lub największym rozczarowaniem

A może do tego dojść, ponieważ po seansie "Dziedzictwa Jowisza" czuję pewien niedosyt. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta historia miała znacznie większy potencjał i pewne ograniczenia sprawiły, że nie wybrzmiała ona tak dobrze, jak powinna. Choć nie ulega wątpliwości, że atuty serialu są bardziej dostrzegalne w dalszych odcinkach, ponieważ sam początek może przytłoczyć nas garścią szablonowych rozwiązań, które mogą niektórych widzów zniechęcić.

O czym opowiada Dziedzictwo Jowisza?

Fabuła "Dziedzictwa Jowisza" dotyczy przejściowego okresu w grupie superbohaterów - w miejsce odchodzących na emeryturę i zasłużonych obrońców sprawiedliwości przychodzi młoda krew. Ze względu na różnice pokoleniowe i okres, w jakim przyszło im dorastać, zestawy wartości, przekonania i charaktery mają jednak zupełnie inne. Liderem starszyzny jest Utopian (Sheldon Sampson) uznający Kodeks, który zakazuje zabijania, dokonywania zemsty i zobowiązuje do służenia innym. Mało kto podziela jego pogląd, nawet starsi superbohaterowie są skłonni zmienić swoje przyzwyczajenia, a elementem decydującym o zmianie może okazać się opinia publiczna. Społeczeństwo zaniepokojone wyjątkowymi zagrożeniami jest gotowe na klasyczne egzekucje czarnych charakterów, co pokrywa się ze zdaniem syna Utopiana, Brandona, który w przyszłości prawdopodobnie zajmie jego miejsce.

Superbohaterowie a zmieniające się czasy

Ale nie tylko górnolotne idee napędzają fabułę serialu, bo równie istotne, a momentami wręcz pierwszoplanowe są bezpośrednie relacje głównej rodziny, jej przyjaciół oraz znajomych. Córka Utopiana, Chloe, woli prowadzić życie celebrytki i pozować do zdjęć na okładki magazynów, odcina się od rodziny, obraca się w nieciekawym towarzystwie. Walt, brat Utopiana, stąpający twardo po ziemi, dostrzega braki postępu w poglądach superbohaterów i jest przekonany, że powinni oni nawet przewodzić ludzkości, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na wolną wolę. Co ciekawe, wśród młodych superbohaterów nie brakuje też tych, którzy wyznają tradycyjne wartości, ale są raczej uznawani za mało postępowych i zbyt sztywnych.

Jest to dość typowa opowieść i momentami może irytować schematyczne podejście do wielu wątków. Aktorsko niektóre punkty obsady nie wypadają też na tyle przekonująco, byśmy mogli szybko zacząć komuś kibicować lub się kimś przejmować. Twórcy robią wiele, by postacie nie były jednowymiarowe, ale niestety przez dużą ilość czasu tak właśnie jest. Przez to serial staje się nieco czarno-biały, bo dość szybko segregujemy bohaterów na dobrych i złych, na tych, których lubimy i których nie, itd.

Najciekawszy wątek serialu Dziedzictwo Jowisza

Największą zaletą serialu jest obsadzenie części akcji w czasach recesji w USA, gdy wspomniana stara gwardia superbohaterów zdobyła swoje umiejętności, a kiedy to do pewnego momentu prowadzili zwykłe życie. To zdecydowanie ciekawszy wątek, który pozwala lepiej zbudować tło dla większości postaci, a przede wszystkim dla Sheldona (Utopian). Bardzo intrygującym zabiegiem jest także zmiana formatu, w jakim prezentowane są sceny - proporcje boków obrazu wynoszą 16/9 wypełniając cały ekran, podczas gdy sceny z czasów współczesnych oglądamy w szerszym formacie, zapewne 2:1.

Pionierski serial Netfliksa „1899” od twórców „Dark” z Polakiem w obsadzie

Gdyby nie ten element, dość szybko porzuciłbym "Dziedzictwo Jowisza", ale zaprezentowanie retrospekcji z poprzedniego wieku sprawiło, że obejrzałem wszystkie udostępnione odcinki. Prawdę mówiąc niewiele interesowały mnie losy potomstwa i następnego pokolenia superbohaterów, bo nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że zostali oni zaprezentowani jako skrajnie nieodpowiedzialni młodzieńcy, którzy poza dużą dozą pretensji do świata i ogromną chęcią do imprezowania nie mają zbyt wiele do zaoferowania.

Nawet jeśli taki był punkt wyjścia, to zdecydowanie lepiej można to było zbalansować, zamiast zrażać widza do kilku lub kilkunastu postaci na przestrzeni kilku scen. Niestety, silną stroną serialu nie są też efekty specjalne, których obecność jest ewidentnie redukowana (do niektórych nadnaturalnych wydarzeń dochodzi poza kadrem), a sceny konfrontacji superbohaterów w przeciwnikami nie wypadają zbyt korzystnie, głównie z powodu oszczędności.

Dexter wróci jesienią, Showtime uchyla rąbka tajemnicy

Czy warto zobaczyć Dziedziectwo Jowisza?

Odpowiedź na to pytanie nie będzie jednoznacznym "tak", bo z tej kategorii znajdziemy kilka lepszych propozycji na seans, jak chociażby "The Boys" czy "The Invincible", gdzie mamy do czynienia z bardziej barwnymi postaciami i kreacjami aktorów. Być może lepszy casting i większy budżet pozwoliłyby rozwinąć serialowi skrzydła, bo choć sama historia jest ciekawie skonstruowana, to nie ma szans nas mocniej wciągnąć i zaangażować.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu