Felietony

NIKT mi nie wmówi, że Apple NIE jest u nas symbolem statusu

Krzysztof Rojek
NIKT mi nie wmówi, że Apple NIE jest u nas symbolem statusu
122

Sprzedaż tegorocznego modelu iPhone'a pokaże, że im jest droższy, tym jest bardziej pożądany. Tak działa konsumpcja na pokaz.

Apple to bardzo specyficzna firma. Z jednej strony, nie da się jej odebrać tytułu jednej z najlepszych marek smartfonów na świecie. iPhone'y to po prostu bardzo wydajne i świetnie poskładane urządzenia. Oczywiście, nie znaczy to, że Apple wszystko robi dobrze, ba - moim zdaniem jest szereg rzeczy, które robi fatalnie i które w konsekwencji prowadzą do tego, że nie chce mieć z tą marką nic wspólnego. Oprócz tego na brak potrzeby kupna  iPhone'a składają się też inne czynniki - ogólny brak potrzeby posiadania flagowca, przywiązanie do Androida i, co jest tematem dzisiejszego felietonu, brak potrzeby pokazania komukolwiek swojego statusu majątkowego.

Dziś kupno iPhone'a nie ma żadnego finansowego uzasadnienia. A ludzie i tak kupią

Pracując w branży tech można mieć nieco skrzywione spojrzenie na rzeczywistość. W końcu mając pełen przegląd rynku widzi się to, że obok flagowców Apple wychodzą nowe, często podobnie drogie smartfony z Androidem. Ba, był nawet taki moment gdzie prawie (ale tylko prawie) dałem się przekonać, że "po prostu tak musi być" i dziś za flagowe urządzenie trzeba po prostu zapłacić więcej. Punktem zwrotnym, który zmusił mnie do ponownej refleksji nad tematem, były oczywiście polskie premiery telefonów z serii 14, gdzie Apple pięknie pokazało, ile warta jest polska złotówka i gdzie za telefon z większością podzespołów z zeszłego roku (w tym CPU) i notchem trzeba zapłacić 5200 zł. A to tylko wariant startowy, ponieważ full opcja to 7200 zł.

7200 zł

Za podstawowy model.

I żeby nie było - nie twierdzę, że Apple wcześniej było tanie, ale w przypadku np. komputerów dominował argument nie do zbicia, czyli twierdzenie, że inwestycja XXX zł (a właściwie XX XXX zł) w sprzęt od Apple "zwróci się" w szybszym czasie pracy, dodatkowych funkcjach etc, Oczywiście, jest w tym ziarno prawdy i są branże które ze względu na dostępność aplikacji są niejako skazane na Apple, ale umówmy się - nie każdy tworzy wideo, miksuje muzykę czy tworzy skomplikowane animacje. W zdecydowanej większości laptopy firmy, czy to z serii Air czy Pro to maszynki do przeglądania Facebooka czy Twittera. W przypadku telefonów sytuacja jest jeszcze bardziej abstrakcyjna, ponieważ smartfon za 10,5 tysiąca złotych (a tyle trzeba wydać na najdroższego iPhone'a) będzie obsługiwał dokładnie te same programy, co wszystkie inne smartfony na rynku. Czy to znaczy, że iPhone 14 będzie u nas finansową klapą?

Nie, ponieważ iPhone w Polsce jest, był i będzie symbolem zamożności

Wiecie co ma iPhone, czego nie mają smartfony z Androidem? Nie, nie chodzi tu o iOS, aparaty czy nawet system FaceID. iPhone jako jedyna marka na rynku telefonów ma branding. Przez to jak wygląda można go łatwo odróżnić od każdego innego smartfona. A tak się składa, że umiejętność łatwej identyfikacji danego dobra konsumenckiego jest jednym z kluczowych aspektów, jeżeli chodzi o konsumpcję na pokaz. Fakty są takie, że wciąż jesteśmy relatywnie biednym krajem z medianą zarobków (za 2021 rok) na poziomie 4200 netto. I to mediana, a więc 20 milionów Polaków zarabia mniej. Z tych 4 tysięcy trzeba opłacić mieszkanie, może kredyt, wypadałoby coś zjeść, za coś zatankować samochód, od czasu do czasu pójść do kina czy knajpy. Gorzka prawda jest taka, że w naszym kraju mało kogo tak naprawdę stać, by bez jakichkolwiek wyrzeczeń czy odkładania pieniędzy pójść i kupić telefon za 2 tysiące, nie mówiąc już o takim za 5 tysięcy złotych. A mimo to - iPhone'y się sprzedają.

Co więcej, rzeczywistość wygląda tak, że iPhone'y mają dzisiaj nastolatki czy osoby pracujące na stanowiskach, na których zarobki pokroju 4 tysięcy na rękę są nieosiągalnym marzeniem. I nie twierdzę, że takie osoby nie zarobiły na takie sprzęty uczciwie - ba, jestem pełen podziwu, ponieważ najpewniej było to ich marzenie i ciężką pracą uzbierały sobie na ten smartfon. Ale właśnie o tym jest dzisiejszy tekst. O tym, że iPhone dla wielu nie jest "tylko" telefonem, ale pewnego rodzaju wyznacznikiem pozycji społecznej, obiektem marzeń i dobrem luksusowym, którego nie imają się kalkulacje finansowe. Ba - im droższy i bardziej niedostępny będzie, tym bardziej pożądany się stanie, ponieważ tak właśnie działa mechanizm niedostępności w przypadku ostentacyjnej konsumpcji.

Nie ma znaczenia specyfikacja, liczy się "jabko"

Niestety w tym wypadku nie jestem w stanie wyprzeć tego, że stereotypy odnośnie części użytkowników iOS są zwyczajnie prawdziwe. Oczywiście - za chwilę zostanę odsądzony od czci i wiary, ponieważ czytelnicy Antywebu to osoby które najpewniej kupiły Apple z pełną świadomością, znają każdą funkcję na wylot i wiedzą za co płacą. Jednak jest to pewnego rodzaju bańka informacyjna, w której ja też trochę żyłem. Co mnie z niej wyciągnęło? Przykłady z życia, gdzie niedawno poznałem osobę używającą iPhone'a Pro Max, która nie wiedziała, że obok podstawowego aparatu ma także szeroki kąt i zoom.

I tak - nie każdy musi być obeznany w technologii, ale - i to jest moje subiektywne zdanie - kult marki Apple w Polsce spowodowany wysokimi cenami i fakt, że większości społeczeństwa nie stać na te sprzęty sprawia, że ludzie chcą mieć Apple nie dla funkcji tych urządzeń, ale dla samego faktu posiadania sprzętów z logo tej firmy. I tak - sprzęty z Androidem i komputery z Windowsem potrafią być równie drogie, ale nawet najdroższy model Xiaomi nie będzie tak rozpoznawalny jak najtańszy iPhone. Fakt, że kult Apple w Polsce istnieje pokazują chociażby statystyki odsłon tekstu. Pomimo tego, że iPhone stanowi w Polsce ułamek urządzeń, informacje o Apple "klikają się" lepiej niż jakiekolwiek inne o Xiaomi/Samsungu/Oppo zebrane do kupy i przemnożone przez dwa oraz wzbudzają dużo więcej emocji. Moim zdaniem faktem jest, że dużo osób chciałoby mieć sprzęty Apple dla samego poczucia, że ma urządzenie tej marki.

iPhone w Polsce a iPhone w USA to dwa różne telefony

Obracając się w sferze tech można odnieść wrażenie, że iPhone (i ogólnie, sprzęty Apple) to taki sam smartfon jak inne. Ba, jestem zdania, że branża tech podchodzi do tematu dużo chłodniej i bardziej kalkulacyjnie, niż jakakolwiek inna, co też bardzo dobrze widać w tekście, który napisałem jakiś czas temu o tym. czy blogerzy faktycznie wzdychają do Apple. I tak jak, jak wspomniałem, jest to efekt bańki, ponieważ "nasza rzeczywistość" to świadomość, że np. w Stanach Zjednoczonych Apple ma ponad 50 proc. rynku i posiadanie iPhone'a to nic specjalnego. Tyle że tam przy średniej pensji na poziomie 4000 dolarów iPhone to jak u nas wydatek rzędu 900 zł. Przyznacie - że 900 a 7200 zł to jednak dwie różne perspektywy i dwa różne spojrzenia na markę.

Dlatego też Apple nigdy nie było i nigdy nie będzie u nas "zwyczajną marką". Podnosząc ceny firma nie tylko dba o to, by nie ucierpiała jej marża, ale też - by status iPhone'a jako obiektu pożądania i urządzenia pokazującego pewien status społeczny nie uległ zmianie. Już wcześniej kupno tych urządzeń w naszym kraju miało mały sens ekonomiczny, ale teraz nie ma już prawie żadnego. To dalej świetne i superszybkie telefony, ale w dokładnie taki sam sposób, w jaki Porsche 911 jest świetnym i superszybkim samochodem. Tyle, że nikt jednak nie próbuje przekonać innych, że jest to uzasadniona opcja ekonomiczna, a przedni bagażnik świetnie sprawdza się do transportu zakupów z Lidla.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu