Felietony

"Pytanie na Śniadanie" i problem depresji. Czyli jak głupia może być telewizja

Jakub Szczęsny
"Pytanie na Śniadanie" i problem depresji. Czyli jak głupia może być telewizja
27

Tyle się mówiło w ostatnich kilku latach o tym, że depresja to wcale nie widzimisię leniwych, mało ambitnych, pozbawionych inicjatywy jednostek. Tłukło się do głów tyle, że nie wystarczy powiedzieć choremu na depresję: "weź się w garść" i ten weźmie się w garść i może przestanie myśleć o tym, żeby się rzucić z wysokości. Tymczasem, kanał telewizji publicznej emituje program, w którym powiela się szkodliwe stereotypy, a nawet bagatelizuje problem zaburzeń depresyjnych.

"Pytanie na Śniadanie" to program "śniadaniowy" emitowany w TVP2. Do studia zaprasza się celebrytów, ekspertów, pokazuje się ciekawe przepisy kulinarne, prezentowane są minireportaże dotyczące przeróżnych, najczęściej lekkich tematów. Tematów "grubszych" dotyka się stosunkowo rzadziej - ciężar gatunkowy nie bardzo pasuje do luźnego charakteru audycji i oczekiwań telewidzów. Ci, zaczynając dzień poszukują raczej pozytywnych przekazów. Ale nie oznacza to, że tematy takie jak depresja właśnie należy za wszelką cenę omijać. Jestem zdania, że o tym mówić trzeba odpowiednio dużo - aby pozbyć się wreszcie stereotypów na temat tej choroby i niezrozumiałej dla mnie stygmatyzacji osób chorych.

W programie PnŚ z 2 czerwca pojawił się temat rosnącego użycia antydepresantów. Temat na antenie podjęli: Ida Nowakowska i Łukasz Nowicki, którzy rozmawiali z prof. Marią Załuską o depresji oraz lekach, które są przydatne w leczeniu tego schorzenia. Tego felietonu nie byłoby pewnie, gdyby nie fakt, że dziennikarze nie wykazali się odpowiednią wrażliwością, która dla tego tematu jest wręcz wymagana. Mam nadzieję, że błędy w trakcie realizacji programu nie były spowodowane brakiem elementarnej wiedzy na temat depresji jako choroby - jeżeli tak było, to poważnie zastanawiam się, czy wyżej wymienieni dziennikarze znajdują się w odpowiednim miejscu...

Zobacz więcej: Praca zdalna - mankamenty, które zrozumiałem dopiero teraz

Depresja - czyli "taka sobie" choroba

A może nawet nie choroba? Biorąc pod uwagę to, co stało się w programie Pytanie na Śniadanie, mam bardzo niemiłe wrażenie, że temat nie tyle został "nie udźwignięty", to zwyczajnie go strywializowano. Tak, jakby rozmawiano o tym, że żona piłkarza kupiła wózek dziecięcy za ponad 10 tysięcy złotych, od znanego projektanta. Nie, Proszę Państwa - depresja nie jest czymś, o czym rozmawia się w taki sposób. Tu nie ma miejsca na robienie sobie za przeproszeniem jaj. To choroba. Jest przyczyną osobistych tragedii i nieleczona prowadzi do śmierci. Nikomu takiej choroby nie życzę - tym bardziej, że sam ją przeżyłem.

Jak mam doła na przykład czasami, myślę sobie, że wziąłbym sobie takie lekarstewko i byłbym taki wesoły i szczęśliwy i świat byłby taki piękny i różowy

Tak wypowiedział się na temat leczenia depresji Łukasz Nowicki. Czy to takie proste, że bierze się magiczne pigułki i one w równie magiczny sposób przywracają nam chęci do życia i nastrój? Cóż, życzę zdrowia! Pamiętam swoje leczenie i żonglowanie lekami. Pierwsze tygodnie na "głównym" leku (w moim przypadku paroksetyna -> wenlafaksyna) to z reguły tragiczne samopoczucie i efekty uboczne. Człowiek ma huśtawki nastrojów, raz jest wesoły i naładowany energią, a za chwilę może być już przygnębiony i kompletnie nie do życia. Do tego, jak masz problemy ze snem - na to również dostaniesz leki. Przeróżne. I w większości nie są to leki, które "chce się brać". Będąc w trakcie terapii tęskniłem za czasami, gdy "wszystko jest normalnie", gdy mogę iść spać kiedy chcę i kiedy czuję się dokładnie tak, jak czuje się normalny człowiek. Mimo wszystko, brałem leki tak, jak mi zlecono - w nadziei, że w końcu będę wolny. Nie bez znaczenia jest psychoterapia, która naprawdę pomaga.

W reakcji na problemy techniczne w trakcie zdzwaniania się z ekspertką, Łukasz Nowicki rzucił, że "zaraz będzie miał depresję i będzie musiał brać leki" - uwierzcie mi, że takie problemy na pewno nie powodują depresji i mówienie o niej w taki sposób wzbudza u niezaznajomionego z nią odbiorcy poczucie, że to nie do końca poważna choroba. Tak? To teraz liczby. Dane przedstawione przez NFZ na ten rok wskazują, że około 3 procent Polaków cierpi na depresję. Jednocześnie, ministerstwo podaje, że te dane mogą być zaniżone, bo wielu pacjentów nie zgłasza się ze swoimi problemami do specjalisty. To błąd, który może kosztować chorych nawet życie - mimo, że jesteśmy krajem, który ma najniższy (zarejestrowany) odsetek chorych na depresję w Europie, to cały czas rośnie liczba zachowań samobójczych w niemal wszystkich grupach wiekowych. Stąd też takie przedsięwzięcia Ministerstwa Zdrowia jak strona internetowa połączona z kampanią społeczną - www.wyleczdepresje.pl

Pani Grażyna ogląda taki materiał. I...

Załóżmy czysto hipotetyczną sytuację - Pani Grażyna ma już "odchowane dzieci", spokojne życie. W wolnym czasie ogląda właśnie takie programy jak "Pytanie na Śniadanie" i trafia na materiał dotyczący depresji. Widzi, jak dziennikarz lekko podchodzi do tego tematu i do granic możliwości go spłaszcza.

Jakiś czas później córka Pani Grażyny zwierza się jej, że od pewnego czasu czuje się źle. W pracy sobie nie bardzo radzi, przerastają ją obowiązki, nie odczuwa przyjemności z życia. Ma wrażenie, że dopadła ją depresja i nie wie co robić, wstydzi się tego. Ma przecież wszystko - dom, pracę, dzieci, męża, ale nie jest szczęśliwa. Załóżmy, że Pani Grażyna, która oglądała materiał PnŚ przypomni sobie o tym materiale i podobnie jak dziennikarz (a przecież dziennikarz telewizji publicznej się zna!) spłyci temat radząc córce, by ta wzięła się w garść, pospacerowała, albo co gorsza - zaczęła oglądać program Pytanie na Śniadanie. Bo właśnie takie "zalecenia" na antenie wygłosił Pan Łukasz Nowicki. "Lekiem" na depresję (zakładam, że był to "niezamierzenie głupi żart") ma być właśnie oglądanie tego programu, a ponadto sport, spotkania z bliskimi. Przy okazji stwierdził, że leków dedykowanych leczeniu depresji powinniśmy używać jak najmniej.

I to mnie zmierziło najbardziej. Te słowa zostały wypowiedziane w takim tonie, jakby antydepresanty można było łykać jak tik-taki. To nie jest tak, że tego typu medykamenty wsuwa się jak tak, jak dr House wsuwał Vicodin. To nie są narkotyki. To skomplikowane w działaniu leki, które wpływają na gospodarkę neuroprzekaźnikami w mózgu - ich działanie rozwija się często tygodniami i obarczone jest bardzo poważnymi skutkami ubocznymi. Mimo wszystko, są one "pierwszą linią ataku" w trakcie leczenia zaburzeń depresyjnych.

Co na ten temat ludzie nauki?

Do tego tekstu zaprosiłem dwie ekspertki, które doskonale znają temat depresji jako praktykujący psycholodzy. Wskazałem na materiał programu Pytanie na Śniadanie i zapytałem o komentarz w tej sprawie.

Wydarzenie, które miało miejsce w „PnŚ” nie jest sytuacją jednostkową i trywializowanie jej może nieść ze sobą poważne konsekwencje dla pacjentów i wszystkich osób, które podejrzewają u siebie zaburzenia depresyjne. Według statystyk, rośnie sprzedaż środków przeciwdepresyjnych w Polsce, prognozy WHO wskazują, że ilość zachorowań na przestrzeni kolejnych 10 lat wykaże wzrost, a obecnie utrzymująca się pandemia, lęk, napięcie, chroniczny stres stanowią warunki sprzyjające refleksji nad swoim życiem i wartościami, u niektórych powodując rewolucję w wartościach, u innych osób potwierdzając, że dotychczasowe życiowe decyzje były słuszne. Moment ten jest trudny dla wielu osób, które mogą w tym momencie zastanawiać się, czy to na pewno normalne, dobre i słuszne, że tak się czują, niezależnie od tego, czy cierpią na jakieś zaburzenia, czy też nie. I o ile sport, oglądanie programów rozrywkowych czy uprawianie ogródka faktycznie mogą być elementem osobistej strategii radzenia sobie w trudnych sytuacjach, o tyle są to rady i żarty (w kontekście depresji) po prostu nie na miejscu, czego osoby publiczne w czasie wykonywania swojej pracy powinny mieć świadomość. Myślę, że niejeden sportowiec („Sport sport sport!”) przeszedł i walczył w swoim życiu z depresją, a doświadczenia z tą chorobą osób rozpoznawalnych medialnie pokazują nam wszystkim, że osoba z depresją wcale nie chodzi smutna z etykietą „Depresja” na czole. Przedstawianie depresji jako choróbki, wymysłu, który można zbić bieganiem, zdrową dietą czy podróżowaniem świadczy o nieznajomości tej choroby, jej powagi, powstawania i przebiegu.

Media będące środkiem opiniotwórczym mogą dokonać wiele dobrego i złego w budowaniu świadomości powstawania zaburzeń emocjonalnych i psychicznych. Mogą, poprzez żarty, pogłębiać poczucie nieadekwatności i braku nadziei („przecież uprawiam sport lub (wstaw dowolną radę), więc co robię źle?”), mogą również budować świadomość tego, że każdy stan człowieka ma swoje źródło a w depresji nie pomaga jedzenie makaronu, bieganie czy oglądanie programów rozrywkowych a pomoc specjalistyczna - praca nad sobą na psychoterapii, wspierające otoczenie, konsultacja psychiatryczna i leki. Drogie media – żarty na bok.

- skomentowała sprawę Pani Magdalena Popek.

W dużo ostrzejszym tonie wypowiedziała się wcześniej już obecna w serwisie Antyweb Pani Monika Kotlarek:

W wielu podobnych sytuacjach, jak np. w książkach pisanych przez celebrytów wmawiających ludziom szkodliwe bzdury, brakuje przede wszystkim odpowiedzialności za słowa. Dziś każdy może powiedzieć, że JEDYNYM skutecznym sposobem na depresję jest jedzenie makaronu i nic się z tym nie dzieje. Nikt tego nie weryfikuje. A TV wciąż jest na tyle silnym środkiem przekazu, że powinni uważać podwójnie, zwłaszcza jeśli chcą uchodzić za ekspertów.

Zaburzenia psychiczne są o tyle problemem, że dziś wciąż pójście do psychiatry czy psychologa to pójście do "lekarza od czubków, a ja nie jestem nienormalny", a nie do lekarza jak każdego innego. Gdy choruje serce - idziemy do kardiologa. Gdy umysł - szukamy wszystkiego, co nam może pomóc, a nie jest psychiatrą i lekami psychiatrycznymi.

Marzyłabym o tym, by wszelkie informacje mogące realnie zaszkodzić nawet utratą życia (nieleczona depresja często kończy się samobójstwem) były weryfikowane przez rzetelnych specjalistów.

Ekspertki zgodne są co do jednej sprawy - w mediach masowych depresję nie zawsze traktuje się poważnie. Przypomnijmy sobie w tym momencie Pana Filipa Chajzera, który na antenie Dzień Dobry TVN (ach, te telewizje śniadaniowe...) udawał atak paniki - w taki sposób, że dosłownie ośmieszył omawiany temat i przy okazji wszystkie osoby, które cierpią z powodu takiego właśnie objawu.

W maju pojawił się artykuł w Tygodniku Angora, w którym znalazły się "cudowne rady" w formie poradnika "Nie daj się depresji". Znacząco spłaszczony, oparty na według mnie pustych frazesach takich jak "kochaj się, tańcz, zmień wyraz twarzy, pochwal się" i tak dalej. Uwierzcie, że w depresji takie rzeczy już nie pomagają. Gdyby zamienić słowo "depresja" z "chandra" w tej publikacji, może by to przeszło. Może i zaakceptowałbym taki materiał, gdyby znalazła się tam wzmianka, że DEPRESJA TO CHOROBA, a każda choroba wymaga konsultacji z lekarzem. Tego zabrakło - depresję potraktowano tak, jakby stanowiła ona WYMYSŁ, a nie realną jednostkę chorobową.

Warto przeczytać: Leczenie Alzheimera za pomocą... LSD

Między innymi z powodu takich właśnie postaw względem depresji w mediach oraz w debacie społecznej, mamy do czynienia ze zjawiskiem trywializowania zaburzeń depresyjnych. Uwierzcie mi, że nawet w mojej rodzinie zdarzały się stwierdzenia, że "jak się uśmiechnę, to mi będzie lepiej", "żebym sobie nie wymyślał". Albo nawet zarzuty: "co Ty taki wycofany?". Wszystkim takim ludziom chciałbym "podziękować" i życzyć duuuużo zdrowia.

Powiedzmy sobie jasno: depresja to choroba. Schorzenia natury psychicznej nie są czymś na marginesie, czymś błahym i niegodnym odpowiedniej powagi. Czym prędzej sobie to uświadomimy (wszyscy!), tym mniej będzie takich przypadków jak te w PnŚ, Angorze, czy DDTVN.

Serdecznie dziękuję ekspertkom:

Magdalena Popek - psycholog i trener biznesu zajmująca się tematem pracy i kariery oraz relacji ze swoją pracą współprowadzi Podkarpackie Centrum Szkoleniowe (https://pcs.edu.pl).

Realizuje się jako nauczyciel akademicki w obrębie przedmiotów związanych z psychologią, komunikacją oraz psychologią w biznesie a także jako doktorantka zgłębiająca temat komunikacji społecznej i nauki o mediach. Autorka „(Anty)stresowego Poradnika” i „Sztuki komunikowania trudnych decyzji”. Uczy, szkoli, konsultuje, wykłada – pomaga rozwijać się grupom, zespołom i klientom indywidualnym 1:1 na sesjach rozwojowych. W mediach społecznościowych prowadzi fanpage Psychologia w pracy i konto na Instagramie @psychologia_w_pracy

_____

Monika Kotlarek - jestem psychologiem. Ukończyłam Uniwersytet SWPS we Wrocławiu, a obecnie jestem członkiem Australian Society of Rehabilitation Counsellors i pracuję jako Mental Health Worker w organizacji rządowej w Sydney.

Od 2012 roku prowadzę blog Psycholog Pisze. Dzielę się na nim cząstką ogromnego i fascynującego świata psychologii i psychoterapii, który dotyczy nas wszystkich.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu