Internet

Czy zatrzymanie twórcy KickAss Torrents coś zmieni?

Grzegorz Marczak
Czy zatrzymanie twórcy KickAss Torrents coś zmieni?
26

Szerokim echem odbiło się aresztowanie na warszawskim Lotnisku Chopina założyciela serwisu Kickass Torrents. Strona był do wczoraj jednym z głównych źródeł nielegalnych plików z cyfrową rozrywką notując ponad 50 mln odwiedzin miesięcznie i przychody z reklam na poziomie kilkudziesięciu milionów złotych, z których twórcy, co oczywiste, nie otrzymywali ani złotówki. Nie brak opinii, że to jedno z najważniejszych wydarzeń w walce z piractwem internetowym, z którym międzynarodowe organy ścigania radzą sobie coraz lepiej. To dobra okazja by zachęcić grupę osieroconych użytkowników tego serwisu do poświęcenia kilku chwil na rozejrzenie się po legalnych alternatywach i być może zmianę swoich przyzwyczajeń.

Autorem wpisu jest Mikołaj Małaczyński z Legimi.

Na początek kilka liczb z najbliższego mi rynku książek elektronicznych. Roczna wartość obrotu ebookami jest w Polsce szacowana na 60-80 mln zł i dynamicznie rośnie. Jak wygląda skala piractwa? Trudno uzasadnić liczbę 250 mln. zł, funkcjonującą w niektórych kręgach już od 3 lat, wydaje się ona zawyżona. Posiłkujmy się zatem danymi pośrednimi. Okazuje się, że nie mamy sztywnego podziału na osoby pozyskujące cyfrowe książki z legalnych i nielegalnych źródeł. Jak pokazało realizowane przez nas wspólnie z SW Research badanie z jesieni 2014 r. 47% regularnie czytających ebooki pozyskuje je również z pirackich źródeł. Niedawne badanie Virtualo i instytutu GRAPE potwierdza skalę zjawiska. Ostrożnie można przypuszczać, że wartość obrotu nielegalnego jest podobna do rynku oficjalnego, co i tak jest wielkim problemem, spowalniającym tempo rozwoju rynku i zniechęcającym autorów do większego zaangażowania a wydawców do eksperymentów. A to przecież jedynie wycinek całej branży dóbr cyfrowych. Już 2 lata temu autorzy raportu PwC oceniali wartość strat dla samej branży wideo w Polsce na ok. 700 mln. złotych.

Wśród opinii Internautów komentujących artykuły na temat piractwa można dostrzec dwa obozy. Jedni szukają usprawiedliwienia tego zjawiska w braku legalnych źródeł, wysokich cenach oraz fakcie, że te same treści w innej postaci (film na płycie, książkę drukowaną) można odsprzedać, a licencji cyfrowej już nie. Obrońcy legalnego obrotu tłumaczą poziom cen wysokimi kosztami produkcji i dystrybucji treści, wyższym podatkiem VAT i moralną koniecznością wspierania autorów, niezależnie od kosztów. Jedno jest pewne - to internauci są w tym sporze górą, wystarczy spojrzeć na przywołaną wcześniej skalę strat spowodowanych przez piractwo. Głos niezadowolonych konsumentów jest w branży słyszalny i mocno uwzględniany przy opracowywaniu nowych form dystrybucji na ile jest to możliwe. Problem w tym, że gdy zaczynają się pojawiać legalne alternatywy, przyzwyczajenia dotychczasowych użytkowników serwisów pirackich nie ulegają zmianom z dnia na dzień. Warto jednak choćby spróbować.

W tym miejscu mogę podzielić się swoim osobistym „nawróceniem” ;-) gdy na przestrzeni 2001-2003 upadł Napster i zadebiutował iTunes’a starałem się zaopatrywać w muzykę cyfrową tylko z tego źródła. A było to okupione sporym wysiłkiem. Później pojawił się polski serwis z muzyką iPlay.pl. Na nim również kupowałem pliki, nagrywałem je na płyty do słuchania w samochodzie – zgodnie z wszystkimi limitami narzuconymi przez licencjodawcę. Wręczając opisaną pisakiem płytę z nagrywarki dziewczynie zastrzegałem z dumą: to oryginał, nie żaden pirat! Oczywiście wybór tytułów był niewielki, ale postanowiłem, że zmierzę się z tym wyzwaniem. Chciałem działać legalnie, płacić twórcom, dać nowopowstałym serwisom szansę mając jednocześnie świadomość, że doświadczenie konsumenta było wówczas dalekie od ideału. Być może stąd pojawiła się po części inspiracja do rozpoczęcia podobnego, mozolnego procesu w branży ebooków pod szyldem Legimi kilka lat później.

Wydaje się, że rośnie świadomość konsekwencji nie tylko rozpowszechniania, ale również posiadania plików pochodzących z nielegalnych źródeł. Na wyobraźnię działają kary, jakie płacić mają posiadacze dóbr kultury „na własny użytek”. Czy strach przed konsekwencjami jest dobrym motywatorem? Śmiem wątpić. Nie zapominajmy również o tym, że dla wielu osób piracenie to swoista walka z systemem korporacyjnym (Kazik Staszewski pospieszył się z wieszczeniem ostatecznego krachu tychże niespełna 2 dekady temu). Z jednej strony mamy świadomość, że ceny za dobra cyfrowej kultury są wysokie (szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę poziom zarobków), a z drugiej trudno zapomnieć, że kultura masowa funkcjonuje w ramach kosztownej ale bardzo potrzebnej machiny medialnej, w której przychód z pojedynczej książki czy płyty trzeba podzielić pomiędzy wiele podmiotów w tym (co uznaję za kluczowe) autora.

--

Mikołaj Małaczyński jest współzałożycielem i CEO Legimi, pierwszej polskiej platformy z ebookami w abonamencie. Jest uczestnikiem dyskusji na temat ewolucji sposobów rozliczania praw do produktów cyfrowych na wielu forach branżowych w Polsce i na świecie, m.in. Publishers' Forum Berlin, DigiCon Book Expo America czy Franfurt Book Fair.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu