Gry

Czy to już moda na „głupie” gry?

Kamil Ostrowski
Czy to już moda na „głupie” gry?
16

Jakby w opozycji do ciągnącej się latami dyskusji na temat „czy gry to sztuka?”, zupełnie w oderwaniu od napompowanych patosem kluczowych serii wielkich wydawców, zrodził się nowy nurt w świecie gier wideo. Cechy szczególne: trochę abstrakcjonizmu, dużo luzu, a przede wszystkim nutka szaleństwa, któ...

Jakby w opozycji do ciągnącej się latami dyskusji na temat „czy gry to sztuka?”, zupełnie w oderwaniu od napompowanych patosem kluczowych serii wielkich wydawców, zrodził się nowy nurt w świecie gier wideo. Cechy szczególne: trochę abstrakcjonizmu, dużo luzu, a przede wszystkim nutka szaleństwa, której chyba ostatnio nam wszystkim nieco brakowało.

Do poruszenia tego tematu zainspirowało mnie dzisiejsze odkrycie Cult of the Wind. Gra kręci się wokół sterowania ludźmi, którzy udają samoloty. Na planszy umiejscowionej w jakimś starym, zarośniętym hangarze, wśród wraków maszyn latających biegają w kółko postaci z rozstawionymi jak skrzydła rękoma i „strzelają” do siebie wydając odgłosy ustami. Obecnie Cult of the Wind walczy o wejście na Steama przez greenlightową furtkę – jeżeli jakimś cudem zastanawiacie się czy grę wesprzeć, to rzućcie okiem na zwiastun.

Okej, w grach wideo często humor się pojawiał, ale raczej nie na poziomie koncepcyjnym. Nie mieliśmy często (w ogóle?) do czynienia z sytuacją, że sama idea gry wydaje się raczej materiałem na żart. Na Twitterze od dawna funkcjonuje fikcyjny profil Petera Molydeuxa, naśmiewający się z prawdziwego dewelopera Petera Molyneuxa, znanego z roztaczania ciężkich do zrealizowania wizji dotyczących jego kolejnej gry. Mam wrażenie, że dzisiejsi twórcy gier stamtąd czerpią inspirację.

 

Jakby w opozycji do ciągnącej się latami dyskusji na temat „czy gry to sztuka?”, zupełnie w oderwaniu od napompowanych patosem kluczowych serii wielkich wydawców, zrodził się nowy nurt w świecie gier wideo. Cechy szczególne: trochę abstrakcjonizmu, dużo luzu, a przede wszystkim nutka szaleństwa, której chyba ostatnio nam wszystkim nieco brakowało.

Do poruszenia tego tematu zainspirowało mnie dzisiejsze odkrycie Cult of the Wind. Gra kręci się wokół sterowania ludźmi, którzy udają samoloty. Na planszy umiejscowionej w jakimś starym, zarośniętym hangarze, wśród wraków maszyn latających biegają w kółko postaci z rozstawionymi jak skrzydła rękoma i „strzelają” do siebie wydając odgłosy ustami. Obecnie Cult of the Wind walczy o wejście na Steama przez greenlightową furtkę – jeżeli jakimś cudem zastanawiacie się czy grę wesprzeć, to rzućcie okiem na zwiastun.

Okej, w grach wideo często humor się pojawiał, ale raczej nie na poziomie koncepcyjnym. Nie mieliśmy często (w ogóle?) do czynienia z sytuacją, że sama idea gry wydaje się raczej materiałem na żart. Na Twitterze od dawna funkcjonuje fikcyjny profil Petera Molydeuxa, naśmiewający się z prawdziwego dewelopera Petera Molyneuxa, znanego z roztaczania ciężkich do zrealizowania wizji dotyczących jego kolejnej gry. Mam wrażenie, że dzisiejsi twórcy gier stamtąd czerpią inspirację.

 

Jest tego mnóstwo. Wspomnieć wystarczy chociażby o słynnym ostatnio Goat Simulator, ale przecież i Bear Simulator ma w sobie dużą dawkę humoru już na poziomie koncepcyjnym. Cat Simulator? Co powiecie z kolei na... Greenlight Simulator 2015? Zostawiając już „symulatory” mamy przecież genialne The Stanley Parable. Zabawnie wygląda również Armello ze swoimi zwierzęcymi, totalnie odjechanymi bohaterami. Flying Hamster 2? Adventurer Manager? Catdammit!? Octodad: Dadliest Catch o szczęśliwym ojcu rodziny, który skrycie jest ośmiornicą?

Mam też wrażenie, że nawet duże firmy zaczynają podchwytywać temat. Czym innym jest przecież Far Cry 3: Blood Dragon, jak nie próbą wyjścia poza utarte ramy?

Można by wymieniać. Póki co nie zastanawiam się na tym, jak ten trend się rozwinie, zauważam jedynie, że możemy się spodziewać coraz większej dawki pozornych absurdów. Deweloperzy przestali się bać dawać upust wyobraźni i inwestują czas i środki w nawet najbardziej zwariowane pomysły. Cieszę się, że od czasu do czasu można odpocząć od ratowania galaktyki na poważnie, dramatycznych starć Wysokich Elfów z Wielkim Złym Władcą i amerykańskim operacji wojskowych na Bliskim Wschodzie.

Jest tego mnóstwo. Wspomnieć wystarczy chociażby o słynnym ostatnio Goat Simulator, ale przecież i Bear Simulator ma w sobie dużą dawkę humoru już na poziomie koncepcyjnym. Cat Simulator? Co powiecie z kolei na... Greenlight Simulator 2015? Zostawiając już „symulatory” mamy przecież genialne The Stanley Parable. Zabawnie wygląda również Armello ze swoimi zwierzęcymi, totalnie odjechanymi bohaterami. Flying Hamster 2? Adventurer Manager? Catdammit!? Octodad: Dadliest Catch o szczęśliwym ojcu rodziny, który skrycie jest ośmiornicą?

Mam też wrażenie, że nawet duże firmy zaczynają podchwytywać temat. Czym innym jest przecież Far Cry 3: Blood Dragon, jak nie próbą wyjścia poza utarte ramy?

Można by wymieniać. Póki co nie zastanawiam się na tym, jak ten trend się rozwinie, zauważam jedynie, że możemy się spodziewać coraz większej dawki pozornych absurdów. Deweloperzy przestali się bać dawać upust wyobraźni i inwestują czas i środki w nawet najbardziej zwariowane pomysły. Cieszę się, że od czasu do czasu można odpocząć od ratowania galaktyki na poważnie, dramatycznych starć Wysokich Elfów z Wielkim Złym Władcą i amerykańskim operacji wojskowych na Bliskim Wschodzie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

GryIndiegreenlight