Felietony

Czy od smartfona można się uzależnić? A może po prostu takie mamy czasy?

Konrad Błaszak

Bloger na pełen etat, a oprócz tego instruktor har...

21

Gdy się budzę, pierwsze co robię to patrzę na ekran mojego smartfona. Jeśli nie chcę od razu wstawać to jeszcze w łóżku przeglądam powiadomienia i maile. Gdy kładę się spać jest podobnie, obok mnie również leży telefon. Oprócz powiadomień oglądam coś na Youtubie i nadrabiam zaległości Instagrama. Sm...

Gdy się budzę, pierwsze co robię to patrzę na ekran mojego smartfona. Jeśli nie chcę od razu wstawać to jeszcze w łóżku przeglądam powiadomienia i maile. Gdy kładę się spać jest podobnie, obok mnie również leży telefon. Oprócz powiadomień oglądam coś na Youtubie i nadrabiam zaległości Instagrama. Smartfon jest ze mną cały dzień i nie ruszam się bez niego nawet na chwilę. Czy to już uzależnienie?

Powyższa historia nie przedstawia wymyślonej przeze mnie postaci, ale to jestem ja. Rzadko kiedy rozstaję się ze swoim smartfonem chociaż na chwilę. Wprawdzie nie muszę co kilka minut sprawdzać czy ktoś dał lajka pod moim zdjęciem, ale lubię wiedzieć, że mam taką możliwość. Oczywiście mogę śmiało powiedzieć, że jest to spowodowane pracą (kontakt z redakcją to Messenger), ale gdy mam wolne sytuacja jest bardzo podobna. Nie wiem czy można nazwać to już uzależnieniem czy nadal trzymam się w górnej granicy normalności.

Na swoje usprawiedliwienie powiem, że jak nie mogę lub naprawdę nie mam na to czasu to nie używam telefonu i leży on dłuższy czas w mojej kieszeni. Dobrym przykładem niech będą imprezy harcerskie, na których przeważnie sięgam po niego tylko jeśli rzeczywiście jest mi potrzebny. W żadnym przypadku mi to nie przeszkadza, ale normalnie niechętnie odłożyłbym go na półkę i nie ruszał przez cały dzień. Gdyby sytuacja mnie do tego zmusiła to trudno, musiałbym jakoś z tym żyć. Niestety niektórzy podchodzą do tego inaczej.

Zabierzesz telefon dziecku? Uważaj na swoje życie!

Strasznie tabloidowy ten śródtytuł, ale niestety prawdziwy. Ponad tydzień temu na stronie kdvr.com pojawiła się informacja o 12-latce, która chciała zabić własną matkę. Powód był prosty, ta zabrała jej iPhone, co jak można się już domyślić niezbyt przypadło jej do gustu. Dlatego dwukrotnie próbowała otruć rodzicielkę dolewając jej wybielacza do napojów. Nie był to przypadek, a dziewczyna przyznała się do tego, że chciała ją zabić, bo ta zabrała jej telefon. Została ona zatrzymana pod zarzutem dwukrotnej próby zabójstwa pierwszego stopnia.

Szczerze powiem, że po przeczytaniu tej wiadomości musiałem dać sobie chwilę, żeby pojąć co się stało. Doskonale sobie zdaję sprawę, że zabrania dziecku telefonu może spotkać się z różnymi reakcjami jak krzyk, popularny foch czy agresja, ale umyślna próba zabójstwa to jest coś dla mnie niepojętego. Szczególnie, że nie raz już miałem do czynienia sytuacjami gdy dziecku rodzic, nauczyciel czy wychowawca zabierał telefon.

Uzależnienie wśród młodszych użytkowników? Nie jest wcale tak źle!

Osoby, które w okienku na wiek mogą już wpisywać liczbę zaczynającą się od trójki często twierdzą, że młodzież to tylko w siedzi z nosem w smartfonach. Oczywiście starsze pokolenia jeszcze bardziej wierzą w to, że gdy odbierze się nastolatkowi telefon to tak jakby ucięło mu się rękę. A wcale nie jest tak źle. Jak już wspominałem jeżdżę na imprezy harcerskie i często są na nich warunki, które bardzo dobiegają od tego co rozumiemy pod pojęciem luksus. Czasem nawet o dostęp do prądu jest niezwykle trudno, a dobrze wiemy jakie są teraz baterie w smartfonach.

Obserwując dziesiątki dzieciaków na obozach mogę stwierdzić, że telefony nie są aż tak im potrzebne. Oczywiście na początku prawie się z nimi nie rozstają, ale w środku lasu baterie szybko padają, a gniazdek brak. Reakcje na to są bardzo różne. Jedni sprawdzają co chcą i wyłączają telefon, gdy nie mają zamiaru z niego korzystać. Przeważnie włączają go tylko wtedy gdy chcą zadzwonić do rodziców. Druga grupa trochę kręci nosem, ale jak już telefon padnie to szybko o nim zapominają i okazuje się on tylko zbędnym gadżetem. Ostatni przykład to uczestnicy, którzy najchętniej zbudowaliby domową elektrownię słoneczną, byle tylko mieć energii na przejrzenie kilku zdjęć na Snapchacie. Oni narzekają, krzyczą, marudzą i swoim zachowaniem próbują wymusić zamontowanie im prywatnego gniazdka. Im odstawienie smartfona zajmuje trochę czasu, ale po kilku dniach uczą się umiejętnie korzystać z jego zapasów energii i nawet wrzucanie fotek na Instagrama może poczekać.

Po drugiej stronie jestem ja. Osoba, która musi mieć naładowany telefon. Zanim powiecie, że to jedynie uzależnienie, to muszę Was zmartwić. Jako opiekun telefon jest dla mnie niezwykle istotny, ponieważ nie tylko mogą dzwonić rodzice dzieciaków, ale w sytuacjach kryzysowych muszę jakoś wezwać pomoc. Dlatego ja sobie z problemem braku prądu radzę zabierając wszystkie powerbanki jakie tylko znajdę. Jednak nie samymi wyjazdami człowiek żyje, co z wyjściami ze znajomymi czy spotkaniami rodzinnymi?

Staramy się walczyć z uzależnieniem poprzez zabawę!

Nie wiem czy Wy mieliśmy "przyjemność" zobaczyć paczkę znajomych, która ze sobą nie rozmawiała, ponieważ patrzyła na ekrany smartfonów. To wcale nie jest taki rzadki widok i wystarczy czasem przejść się po centrum handlowym, żeby przyłapać kilka takich par lub grupek. Śmiało można stwierdzić, że wielu z nas zdarzyło się podobnie zachować chociaż przez krótką chwilę, chociaż w moim przypadku to zawsze było tylko sprawdzenie "czegoś ważnego". Problem jednak jest i staramy się z nim sami walczyć.

Chyba większość z Was słyszała o grze, polegającej na odłożeniu smartfona ekranem do dołu podczas spotkania czy kolacji. Już od jakiegoś czasu jest to coraz popularniejsza zabawa wśród młodych osób, które dodatkowo motywują się tym, że przegrany płaci za ten obiad. Sam go jeszcze nie testowałem (pewnie dlatego, że w gronie moich znajomych to ja bym przegrał), ale wydaje mi się to idealne rozwiązanie tego problemu. Nie dość, że można skupić się na rozmowie to jeszcze może być przy tym niezła zabawa.

Smartfon = zabawa, smartfon = praca

Zanim ja podsumuję ten wpis, a Wy w komentarzach napiszecie, że nie ma czegoś takiego jak uzależnienie od smartfonów to muszę trochę usprawiedliwić osoby, które całe dnia spędzają ze smartfonem w ręce. Teraz to coraz częściej mobilne biura, dzięki którym możemy załatwić masę spraw. Nie chodzi mi tylko o pracę zdalną, ale jadąc do biura możemy zobaczyć nieodczytane maile, przejrzeć jeszcze raz ważne dokumenty czy połączyć się z drugim końcem świata w celu omówienia szczegółów projektu. Ciężko jest ocenić czy to już uzależnienie, czy może zwykłe narzędzie pracy, do którego jesteśmy przypięci nawet kilkanaście godzin dziennie. No i oczywiście to również mobilna konsola do gier, która zapewni nam chwilę rozrywki podczas przerwy w pracy.

Uzależnienie czy takie mamy czasy?

Jeśli spędzamy z naszym smartfonem cały dzień, to niestety bardzo prawdopodobne, że jesteśmy od niego w jakimś stopniu uzależnieni. Może to nawet nie chodzić o samo urządzenie, ale mamy po prostu tzw. FOMO (Fear of missing out). Jest to strach przed tym, że coś nas ominie. Nie zobaczymy na Facebooku, że nasz najlepszy kumpel znalazł sobie dziewczynę, znajoma obroniła pracę magisterską, a kuzyn dostał nową pracę. Sami się zastanówcie ile razy dziennie przeglądacie fejsa bez większego powodu, tak po prostu z nadzieją, że traficie na coś ciekawego.

Uzależnienie od smartfona, internetu czy innych dobrodziejstw naszych czasów to bez wątpienia coraz większy problem. Często zaczynamy i kończymy dzień z telefonem w ręce. Daleko jestem od pisania, że są to problemy pierwszego świata, ale czasem boję się do czego może to doprowadzić, skoro już teraz 12-latka chce zabić swoją matkę…

A może po prostu takie mamy czasy i bez smartfona to rzeczywiście jak bez ręki?

Źródło: kdvr.com

Zdjęcia: 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu