Google

Czy jesteśmy skazani na Google?

Kamil Mizera

Jego zainteresowania skupiają się przede wszystkim...

83

Google ma “szczwany plan”. Chce, aby wszyscy korzystali z jego usług. No cóż, nie różni się w tym od innych firm, to oczywiste. Realizuje jednak ten plan z żelazną konsekwencją i ciężko spotkać osobę, która nigdy nie skorzystała z produktu made by Google. Jeżeli dodatkowo ktoś jest aktywnym użytkown...

Google ma “szczwany plan”. Chce, aby wszyscy korzystali z jego usług. No cóż, nie różni się w tym od innych firm, to oczywiste. Realizuje jednak ten plan z żelazną konsekwencją i ciężko spotkać osobę, która nigdy nie skorzystała z produktu made by Google. Jeżeli dodatkowo ktoś jest aktywnym użytkownikiem sieci i urządzeń mobilnych, to właściwie od wujaszka Google nie ma ucieczki. Nie nachodzi Was czasami ochota powiedzieć Google: dość! Won od moich prywatnych danych? Mnie tak. Tylko, jaką mamy alternatywę?

To, w czym Google ma przewagę nad swoimi konkurentami, a do czego inne firmy obecnie zmierzają, to powszechność, wszechobecność i użyteczność. Google udało się stworzyć ekosystem usług, które pokrywają z grubsza większość codziennych potrzeb internauty. Wyszukiwarka, przeglądarka, wideo, muzyka, książki, mapy, notatki, dokumenty, tłumaczenia, poczta, wirtualny dysk, serwis społecznościowy, kalendarz, komunikator, itp. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale z grubsza oferują za darmo (pozornie) pewną użyteczność we wszystkich tych typach naszej wirtualnej aktywności. Co więcej, wszystko to powiązane jest jednym kontem, za pomocą którego możemy mieć dostęp do powyższych narzędzi, gdziekolwiek jesteśmy. Co jeszcze istotniejsze - nie ważne, z jakiego systemu operacyjnego korzystamy. Czy to iOS, czy Windows, nie ma to znaczenia. Google już tam jest. A jeżeli jeszcze mamy telefon lub tablet z Androidem na pokładzie, to właściwie integracja jest pełna.

I to jest dobre. To jest wygodne. A co najważniejsze, to jest darmowe. No, może poza faktem, że po drodze mówimy Google o sobie praktycznie wszystko. Pokazujemy mu nasze zdjęcia, wspominamy o naszych spotkaniach, informujemy go, czego słuchamy, oglądamy i co czytamy, gdzie jedziemy, kto do nas pisze.

Nie bierzcie mnie jednak za jakiegoś “freaka” na punkcie bezpieczeństwa. Bynajmniej, nie muszę mieć szyfrowanych wojskową technologią maili i rozmów, 3 kopii bezpieczeństwa i kałacha w lodówce. Coś jednak bardzo niepokojącego jest w sytuacji, w której jedna korporacja wie o tobie prawie wszystko. Do tego korporacja, którą obowiązuje inne prawo, niż Ciebie.

Google stworzyło doskonały mechanizm, którego najlepszym opisem jest słowo: wygoda. Jest wygodnie mieć wszystkie usługi i narzędzia powiązane z jednym kontem, współgrające i współsynchronizujące się ze sobą. Może jednak da się inaczej?

To pytanie zadałem sobie, gdy właściwie zupełnie niechcący, z osoby która nieustannie korzystała z rozwiązań Google, zacząłem porzucać je na rzecz innych narzędzi i firm. Nie było to działanie zaplanowane czy skoordynowane. Było to działanie na zasadzie: lepszy produkt wypiera gorszy. I konkluzja: Google aż tak do szczęścia nie jest mi potrzebne.

Zaczęło się od tego, że w pewnym momencie przestałem korzystać z Androida. Posiadając telefon i tablet z tym systemem właściwie bez przerwy byłem pod lupą Google. I mi to wcale nie przeszkadzało, bo było tak po prostu wygodniej. Wszystko się ładnie synchronizowało, działało tak samo na każdym urządzeniu. Bajka. Poza samym Androidem, który w pewnym momencie mnie po prostu zmęczył. Dlatego postanowiłem się przesiąść. Najpierw z mojej kieszeni zniknął smartfon z Zielonym Robotem. Potem ukradkiem odszedł tablet. Co wygenerowało doskonałą okazję do tego, aby zacząć korzystać z rozwiązań innych firm niż Google. Oczywiście, przez charakter moich zainteresowań i pracy od lat testowałem i korzystałem z różnych aplikacji i programów, w końcu Google nie ma monopolu na dobre rozwiązania. Ale w przypadku narzędzi codziennego użytku, jak poczta, kalendarz czy dokumenty, Google królowało. A tymczasem jest przecież sporo dobrych narzędzi od innych firm, nie ustępujących, a wręcz lepszych niż te z Mountain View.

Dla przykładu kalendarz. Dla mnie Google Kalendarz właściwie przestał istnieć. Prywatne i firmowe spotkania obsługuję za pomocą kalendarza od Apple. Wiele osób narzeka na to, że intuicyjnością i możliwościami synchronizacji odbiega od rozwiązań Google. To prawda, z drugiej strony synchronizacja kalendarza od Apple z tym z Outlooka jest po prostu świetna. Wszystkie wpisy importują się z detalami i można nimi swobodnie zarządzać.

Chrome. Od lat korzystałem tylko z tej przeglądarki i nie wyobrażałem sobie innej. Była na moich urządzeniach z Androidem, była z iOSem czy OS X. Aż do wersji iOS 7, kiedy to Apple zaprezentowało nowe mobile Safari. Lżejsze i szybsze. Safari wygrało również na moim desktopie. Google tworząc ze swojej przeglądarki właściwie mini centrum aplikacji i spowalniając ją niemiłosiernie dało szansę rywalom na pokazanie, do czego tak naprawdę powinna służyć przeglądarka. Zwłaszcza na urządzeniach mobilnych.

Dokumenty i dysk w chmurze. Google Drive i Google Docs to świetne usługi, z których korzystam od dawna. Ostatnio jednak zacząłem przekonywać się do rozwiązań Microsoftu. OneDrive oraz Office Online doskonale ze sobą współgrają, a co najważniejsze, ponieważ wciąż standardem dla dokumentów są rozwiązania Microsoftu, to korzystając z usług tej firmy nie muszę troszczyć się o kompatybilność formatów oraz martwić się konwertowaniem formatowania. Dodatkowo, Google od dłuższego czasu nie zmienia nic w swoim dysku, którego nawigacja, delikatnie mówiąc, nie jest zbyt intuicyjna.

Notatki to z kolei dziedzina, w której Google nigdy nie miało wiele do zaoferowania. Google Keep jest mało wydaje i nieciekawe, do tego użyteczne o ile ma się urządzenie z Androidem. Jeżeli chodzi więc o notatki, to nie będę tutaj zbyt oryginalny: Evernote. Próbowałem wielu rozwiązań, ale zielony słoń jest dla mnie niemal bezkonkurencyjny, zwłaszcza od kiedy poprawili stabilność i płynność działania aplikacji mobilnych.

Oczywiście, są dziedziny w których Google nie ma sobie równych. Wyszukiwarka i mapy. Żadne z alternatywnych rozwiązań nie zagościło u mnie zbyt długo. To, co jednak spaja wszystko w jedną całość, to, wbrew marzeniu firmy, by to było Google+, jest Gmail.

Najpopularniejsza poczta na świecie jest ze mną od dawna, jeszcze z czasów, gdy była na zaproszenia. To właśnie Gmail obecnie stanowi moje centrum świata Google i trudno mi sobie wyobrazić, że mogłoby to się w najbliższym czasie zmienić. Ponieważ jednak coraz więcej usług, z których korzystam, nie pochodzi od Google, to może dałoby się zastąpić również Gmaila? Zapewne nigdy w pełni, ale coraz bardziej podoba mi się to, co ex-googlerka, Marissa Mayer robi z Yahoo, a szczególnie pocztą. Mając konto na tym portalu, nawet starsze niż to Gmailowe, mam okazję obserwować pozytywne zmiany, zachodzące w tej usłudze i coraz częściej rozważam możliwość przeniesienia się ze swoją mailową komunikacją właśnie tam. Byłby to na pewno ciekawy eksperyment.

Czy więc da się żyć bez Google? Wszystko oczywiście zależy od osobistych preferencji. Dla niektórych wszechobecność Google stanowić może problem, dla innych zaletę. Wygoda korzystania z usług tej firmy rozleniwia. To po prostu działa i nie trzeba niczym się martwić. Warto jednak czasami się rozejrzeć za alternatywnymi rozwiązaniami. Będzie to wymagało zapamiętania kilku haseł więcej, pokombinowania z synchronizacjami, za to przynajmniej nie wszystkie nasze informacje będą trafiać do jednej firmy. No i poza tym, istnieje sporo narzędzi, które będą działać lepiej niż te oferowane przez Google.

Źródła zdjęć: 1, 2, 3, 4, 5

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu