Felietony

Czas wearable dopiero nadchodzi

Maciej Sikorski
Czas wearable dopiero nadchodzi
12

Urządzenia ubieralne na razie nie podbiły rynku nowych technologii. Urządzenia nie przebiły się na pierwszy plan i nie znalazły się na każdej głowie czy na każdej ręce, nie trafiły na nasze klatki piersiowe albo do uszu. Niektórzy są pewnie zawiedzeni, bo spodziewali się więcej po tym segmencie. Czy...

Urządzenia ubieralne na razie nie podbiły rynku nowych technologii. Urządzenia nie przebiły się na pierwszy plan i nie znalazły się na każdej głowie czy na każdej ręce, nie trafiły na nasze klatki piersiowe albo do uszu. Niektórzy są pewnie zawiedzeni, bo spodziewali się więcej po tym segmencie. Czy jednak można już na niego machnąć ręką i stwierdzić, że nie wyszło? Zdecydowanie nie - biznes dopiero się rozkręca i wierzę w pomyślne prognozy dla tego sektora.

Trafiłem w Sieci na dane, z których wynika, że w roku ubiegłym sprzedano 19 mln urządzeń z kategorii "ubieralne". To nie jest oszałamiająca liczba - każdego roku sprzedaje się po kilkaset milionów sztuk komputerów i tabletów, sprzedaż smartfonów przekracza już miliard sztuk w ciągu 12 miesięcy. Na tym tle niecałe 20 mln wygląda ubogo. Jeśli jednak spojrzymy na prognozy na koniec obecnej dekady, okaże się, że sprzedaż produktów z tego segmentu poważnie wzrośnie. W roku 2019 do klientów może już trafiać prawie 170 mln urządzeń z gatunku wearable. Ta liczba nadal blednie, gdy zestawie się ją z wynikami sprzedaży inteligentnych telefonów, ale jest wystarczająco duża, by skupić na sobie uwagę producentów.

Ten trend rzucał się w oczy podczas targów CES - na stoiskach nie brakowało opasek, zegarków, okularów, czapek czy biżuterii naszpikowanych elektroniką. Zorganizowano sporych rozmiarów dział "smartwatche", nie brakowało ich też na stoiskach rozrzuconych po różnych halach. Gdy wkraczało się na przestrzeń zajmowaną przez producentów sprzętu sportowego albo rozwiązań związanych ze zdrowiem, to też oczom ukazywały się inteligentne zegarki i różnego typu bransoletki. Wearable znajdowało się i na stoiskach gigantów, wśród których można wymienić korporacje Intel, Qualcomm, Samsung, Sony, Huawei czy LG i na stanowiskach firm określanych mianem "no name", lokalnych graczy, często świeżych i znanych wąskiej grupie odbiorców. Czasem prezentowali autorskie rozwiązania, czasem podróbki lub nawet podróbki podróbek.

W Las Vegas zdecydowanie czuć było powiew technologii ubieralnych, nie można uciec od prostego wniosku, że firmy dobierają się do naszej intymnej przestrzeni, nawet do ciał. Jednym to nie odpowiada i będą się wystrzegać nowinek, drudzy chętnie z nich skorzystają, by poprawić swoje wyniki w sporcie czy w przestrzeganiu diety, jeszcze inni będą na nie skazani. Tak, skazani - jeśli okaże się, że sprzęt ubieralny jest najlepszym rozwiązaniem w walce z jakąś chorobą lub musi być stosowany, by właściwie monitorować pacjenta, to pewnie niewiele osób stwierdzi, że wybiera tradycyjne, a przy tym mniej skuteczne metody.

Z prognoz wynika, że najczęściej stosowanym rozwiązaniem w zakresie łączności będzie w przypadku wearables Bluetooth. Tu raczej nie ma niespodzianki. Okulary z tej działki prawdopodobnie nie przebiją się do masowego odbiorcy i będą wykorzystywane głównie przez specjalistów (np. w medycynie) oraz amatorów sportów ekstremalnych (alternatywa dla GoPro). O palmę pierwszeństwa powalczą bransoletki i zegarki. Na korzyść tych drugich przemawia po pierwsze to, że do gry wkracza Apple, a po drugie, że na zmiany zaczną reagować producenci tradycyjnych zegarków, którzy dorzucą swoje urządzenia. Nie skazywałbym jednak opasek na pożarcie - nadal będą tańsze i wielu (milionom) klientom wystarczy prosty gadżet z niezbyt rozbudowanym pakietem opcji.

Pewne jest jedno: dopiero wkraczamy na tę ścieżkę, w kolejnych latach powinniśmy się przekonać, że producenci mają o co walczyć.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu