Felietony

Chrońmy język, wyrzućmy "selfie". I co wtedy - będziemy mówić o "samojebkach"?

Maciej Sikorski
Chrońmy język, wyrzućmy "selfie". I co wtedy - będziemy mówić o "samojebkach"?
104

Język ojczysty ważny jest i basta. Jeżeli ktoś nie chce go pielęgnować z pobudek patriotycznych, bo uważa się za obywatela świata, to powinien to robić w ramach rozwijania wielokulturowości - im więcej języków, tym więcej sposobów opisywania i rozumienia rzeczywistości (dla przykładu Eskimosi używają wielu słów do określenia śniegu). Dbanie o język ojczysty nie musi jednak oznaczać zwalczania za wszelką cenę słów obcych. Szczególnie należy to podkreślać w branży nowych technologii, która pod względem językowym jest dość... "płynna".

Targi w Barcelonie zdominują pewnie dzisiejsze wpisy, ale warto wyrwać się na chwilę z kręgu Mobile World Congress - jest ku temu powód. Wczoraj obchodzony był Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego - święto ustanowione przez UNESCO pod koniec ubiegłego wieku. Okazja, by przyjrzeć się temu, jakiego języka używamy, jak się on rozwija, jakie błędy popełniamy itd. Nad tym nie zamierzam się rozwodzić, bo nie jestem specjalistą. Ale jedną rzecz chciałbym poruszyć. Na stronie Biblioteki Śląskiej trafiłem na ciekawe głosowanie/zestawienie: Słowa, które chcemy zapomnieć. Listę tworzyli chętni, chętni oddawali głosy - to nie jest ranking przygotowany przez zespół ekspertów.

Przejrzałem zestawienie kilka razy, w naprawdę wielu miejscach byłem zdziwiony. Ludzie często podawali (chyba) słowa, które oznaczają źle kojarzone rzeczy czy zjawiska, ale same w sobie brzydkie czy nieprzyjemne nie są. Nie wiem też, dlaczego ktoś chciałby się pozbyć z języka słów belfer, purchawka, prochowiec czy maślanka. Cóż, widocznie były jakieś powody. Przyjrzyjmy się jednak wyrazom, które mają związek z nowymi technologiami czy światem, który owe technologie wykreowały. Mamy hejt, fejs, aplikację, selfie, lajk/lajkować. Moglibyśmy podciągnąć więcej - bo to słowa związane z branżami pokrewnymi. Zostańmy jednak przy tej grupce.

Niektórych ludzi razi to, że szybko przyjmujemy wyrazy, które są nam obce. Uznają to za małpowanie. Po co hejtować, skoro można nienawidzić/krytykować/obrażać. Ale czy rzeczywiście mówimy o tym samym? Czy ten hejt można w prosty sposób przełożyć i zastąpić jednym słowem? A jeśli nie, to czy za każdym razem powinniśmy wstawiać opis zjawiska zamiast stosować jedno słowo? Może przydałoby się stworzyć jakiś odpowiednik? Problem z tym rozwiązaniem jest taki, że to sztuczne - pamiętacie jeszcze jakie słowo wygrało konkurs na najlepsze "tłumaczenie" wearable? Ja nie pamiętam.

Z lajkami jest podobnie - można powiedzieć, że coś się polubiło na fejsie (jeżeli ktoś nie przepada za tym słowem, powie, że na Facebooku), ale czy zamiast lajka można dać polubiacza? Selfie niby łatwo opisać, bo to zdjęcie , które sami sobie robimy. Jednak taki opis stosowany za każdym razem byłby męczący. I nie wydaje mi się, by popularny polski zamiennik, czyli "samojebka" był dobrą alternatywą - to jednak wulgarne słowo. Chyba będzie lepiej, gdy dzieciaki użyją smartfonów otrzymanych w ramach prezentu komunijnego do robienia selfieków...

Pewnie część osób się oburzy, stwierdzi, że nie można przyjmować takich wyrazów, bo to psuje język. Czasem takie głosy pojawiają się pod naszymi tekstami. Ale czy ci sami ludzie na komputer mówią "maszyna cyfrowa" albo "maszyna matematyczna"? Czy nie używają słów smartfon, tablet, serwis? Można wskazać na całą masę wyrazów, które dzisiaj uznajemy za coś oczywistego, lecz kiedyś mogły one podlegać ostrej krytyce. Zmieniają się czasy, zmienia się także język - zazwyczaj nie jest to martwe ciało.

Nie twierdzę, że powinniśmy przyjmować wszystko, bez refleksji i z automatu. Jeśli jest polska wersja albo jeśli powstanie takowa i stanie się popularna, to świetnie - korzystajmy. Nie musimy pełnymi garściami czerpać z angielskiego (bo to on jest dzisiaj językiem "wiodącym"), ale też nie powinniśmy się przed tym bronić za wszelką cenę. Jeżeli chcemy dbać o własny język, powinniśmy przestrzegać jego zasad - np. stosować znaki diakrytyczne. To ma większy sens niż zwalczanie selfie. Większy sens ma pisanie "ci" wielką literą tylko wtedy, gdy jest to wskazane...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

PolskazmianyJęzykhot