Felietony

Budkę Suflera zabił Internet. Czy aby na pewno?

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

56

A może zamiast walczyć i narzekać warto po prostu nagrywać dobre płyty i dawać świetne koncerty? Polski rynek muzyczny to temat rzeka. Popularność muzyki disco polo w naszym kraju tak naprawdę nigdy się nie skończyła, choć nurt ten tkwi od dłuższego czasu w komercyjnym podziemiu, z którego wychod...

A może zamiast walczyć i narzekać warto po prostu nagrywać dobre płyty i dawać świetne koncerty?

Polski rynek muzyczny to temat rzeka. Popularność muzyki disco polo w naszym kraju tak naprawdę nigdy się nie skończyła, choć nurt ten tkwi od dłuższego czasu w komercyjnym podziemiu, z którego wychodzi tylko czasem za sprawą hitów pokroju „Ona tańczy dla mnie”. To oczywiście bardzo medialny przykład, który z prawdziwym disco polo ma niewiele wspólnego. Tymczasem polscy artyści, którzy od kilkudziesięciu lat kojarzeni są z polską nutą, odchodzą do lamusa w mniej lub bardziej elegancki sposób. Do tej drugiej grupy dołączyła właśnie Budka Suflera. Legenda polskiej muzyki rozrywkowej, czy jak wolicie rockowej, założona przez Krzysztofa Cugowskiego w 1974 roku, której ostatni – wydany w 2009 roku album – osiągnął status złotej płyty. Sprzedany nakład przekroczył pułap 20 tysięcy egzemplarzy. Aż dziw bierze, że decyzję o zejściu ze sceny podjęto dopiero 5 lat później.

Być jak Rolling Stones

Oficjalny powód zakończenia działalności? Internet. Pożegnalne słowa są lżejsze niż wypowiedzi niespełnionego rock’n’rollowca, Zbigniewa Hołdysa. Na nim bowiem internauci nie zostawiają suchej nitki mówiąc, że gdyby nie Internet i piraci, Hołdys byłby jak Eric Clapton. Ale wróćmy do zespołu Cugowskiego, o którym przecież nikt nie może napisać, że nie był popularny. Jak twierdzą muzycy, pożegnalna trasa, która przy okazji łączy się z obchodami 40-lecia zespołu, przejdzie przez całą Polski, co automatycznie oznacza, że frekwencja będzie w porządku. W końcu to pożegnanie i zapewne ostatni duży zastrzyk gotówki z grania. Jeśli oczywiście fani Budki Suflera pojawią się na owych koncertach. Nie zrozumcie mnie źle, nic do ich muzyki nie mam, ale nie sądzę, żeby młodsze pokolenie było zainteresowane ich muzyką. A starsze? Musi mieć siłę by na takowy koncert dotrzeć. Występy na żywo to jedno, sprzedaż płyt to zupełnie inna bajka. I tu pierwszy raz pojawi się zasadnicze pytanie – co ma mizerna sprzedaż płyt Budki Suflera do Internetu? Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że osoby zainteresowane muzyką zespołu Cugowskiego ślęczą przed monitorem, wpatrując się w pasek postępu pobierania torrenta z ich dyskografią. Nie sądzę również, aby zamiast kupować płyty włączali chociażby Spotify i słuchali w nieskończoność „Za ostatni grosz”, czy „Balu wszystkich świętych”. To zabawne, że zespół gra od czterdziestu lat, a powyższe dwa tytuły to jedyne nazwy, które potrafiłem przywołać z pamięci.

Zaryzykuję stwierdzeniem, ze na koncerty Budki Suflera chodzi się dla tych kilku numerów, które nagrano już lata temu. Jaki jest więc sens kupowania nowej płyty? Żaden, nie rozumiem więc zdziwienia słabą sprzedażą krążka. Zespół, który nigdy nie planował zmieniać muzyki, szukać nowych brzmień, nie ma szans przyciągać kolejnymi albumami nowych odbiorców. Po nowej płycie można bowiem spodziewać się jedynie kolejnych piosenek, które nigdy nie dorównają popularnością niegdysiejszym, osłuchanym na potęgę hitom, przy których fani bujają się na koncercie w zasadzie bez większego powodu.

Ponawiam więc pytanie – gdzie w tej całej sprawie wina Internetu? Zaglądam na facebookowy profil Budki Suflera. Karta zespołu ma ponad 76 tysięcy polubień, jako takiego profilu jednak brak. Zamiast niego profil „osoby”, którą można dodać do znajomych. „Wykształcenie i praca: Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie”. Oficjalny, nieoficjalny? Ciężko ocenić. Można również odwiedzić oficjalną stronę zespołu, a także oficjalny sklep. Tam natomiast zakupić - "Cień wielkiej góry 1975 - 2011". Zestaw będzie zawierał dwa wykonania płyty "Cień wielkiej góry": pierwsze, z płyty wydanej w 1975 roku i drugie, koncertowe wykonanie z 2011 roku. Za prawie 270 zł. Aż boję się pomyśleć ile osób zdecydowało się na posiadanie tego zestawu w swojej płytotece. Sklep ma jeszcze jedno wydawnictwo, box składający się z 20 płyt, za ponad 280 złotych, a także bilety online, gdzie nie można niczego kupić. Nie wiem, czy narzekanie na słaba sprzedaż jest w tym wypadku uzasadnione, skoro zespół sam nie potrafi zadbać o swoje interesy. No chyba, że to właśnie słaby sklep w sieci jest przyczyną zakończenia działalności.

15 lat temu nikt nie wiedział, że na całym świecie ludzie kultury, którzy swoją myślą utrzymują świat, zostaną ograbieni przez internet, czyli przez cudo techniki.

Cytat z wywiadu.

Internet to narzędzie

Trudno wyobrazić sobie lepsze narzędzie promocji niż sieć. Profil w serwisie Facebook dociera (przynajmniej do części) lubiących go osób. Można więc nie tylko przybliżyć fanom zespół, ale także sylwetki poszczególnych jego członków, spamować bez litości promo-materiałami, zdjęciami z koncertów czy informacjami o zbliżającej się premierzy płyty lub występu. Zdecydowanie wygodniej niż na stronie internetowej, na którą rzeczony fan musi wejść i znaleźć interesującą go treść – a pewnie i tak zapomni o jej istnieniu chwilę po zmianie adresu w pasku przeglądarki. Tylko czy fani Budki Suflera korzystają z Internetu? Oczywiście poza piraceniem płyt, bo przecież zespół rozwiązał się właśnie przez sieć.

Nie od dziś również wiadomo, że pieniądze zarabiane przez muzyków nie pochodzą ze sprzedaży płyt, gdzie tak naprawdę zarabia jedynie wydawca. Pochodzą z koncertów, którym jak rozumiem Budka Suflera gra naprawdę sporo. A może właśnie powoli zmniejszająca się grupa osób, które takie występy chce oglądać jest powodem zakończenia działalności, tylko nikt nie miał odwagi napisać tego wprost? Bo skoro inni obwiniają Internet, to i my możemy.

A może Internet okrada tylko wybranych twórców, w tym właśnie Budkę Suflera i przywołanego wcześniej Zbigniewa Hołdysa. Może oszczędził zespół Behemoth, który cały rok spędza w trasach koncertowych na całym świecie, wskakując swoją niszową muzyką na amerykańską listę przebojów Billboard, czy progresywnych rock’n’rollowców z warszawskiego Riverside? Ci niedawno zjechali całą Europę, a właśnie teraz kończą trasę koncertami w Polsce. To dwa pierwsze z brzegu przykłady na to, że polski zespół może osiągnąć sukces na skalę światową, a nie tylko wyjechać do USA zagrać swoje biesiadne piosenki dla Polonii w Chicago. Nie oszczędził – albumy obu zespołów można znaleźć (czasem nawet przed premierą) czy to na torrentach, czy forach umieszczających linki do rosyjskich stron z plikami.

Młode pokolenie nie kupuje już płyt. Są Deezery i Spotify, faktycznie, jest YouTube. Warto jednak pamiętać, że strata jest tylko wtedy, kiedy zamiast zakupu krążka, ktoś kradnie go z sieci lub szuka legalnych, choć nie przynoszących artystom dochodu, sposobów na słuchanie muzyki. Ktoś, kto trzyma w dłoni płytę i przygotowane na nią pieniądze, a następnie postanawia się rozmyślić i kupić coś innego. Potencjalny zysk ze sprzedaży krążka to żaden zysk, podobnie jak stojąca na półce płyta to nie płyta sprzedana. Ludzie nie chcą kupować płyt Budki Suflera i Internet nie ma z tym zbyt wiele wspólnego. Cugowski powinien być raczej Internetowi wdzięczny, bo pirackie utwory to odsłuchane utwory, a odsłuchane utwory to większa szansa na dobrą frekwencję podczas koncertu.

Warto też pamiętać, że dobry koncert to nie tylko muzyka, ale i oprawa, to widowisko, które widz chce oglądać. Kilku muzyków w rozciągniętych koszulach grających leniwie dawne przeboje to raczej smutny widok, a nie coś, za co chciałbym zapłacić. Ludzie chcą show. Czy Budka Suflera wniosła coś do polskiego rocka? Trudno mi oceniać, na pewno przez 40 lat istnienia dołożyli swoje cegiełki do polskiej muzyki rozrywkowej. Najwyraźniej nadszedł ich czas. Ale mieszanie do tego Internetu jest srogim nieporozumieniem. Można było wymyślić lepszy powód.

Obrazek.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu