Gry

Banished – recenzja

Paweł Kozierkiewicz
Banished – recenzja
5

Ta gra zawstydziła największych producentów i twórców gier. Jeden człowiek przez trzy lata stworzył wymagającą, a zarazem piękną strategię ekonomiczną, która daje dużo satysfakcji z zabawy, ale wymaga także dużego zaangażowania... ...ponieważ nie wybacza ona błędów. Kiedy po kilku dniach spędzo...

Ta gra zawstydziła największych producentów i twórców gier. Jeden człowiek przez trzy lata stworzył wymagającą, a zarazem piękną strategię ekonomiczną, która daje dużo satysfakcji z zabawy, ale wymaga także dużego zaangażowania...

...ponieważ nie wybacza ona błędów. Kiedy po kilku dniach spędzonych z Banished spotkałem się z Mikołajem Dusińskim, starałem się mu opowiedzieć co nieco na temat tej produkcji. Szukałem wtedy jakiegoś dobrego porównania do innych tytułów. Do głowy przyszło mi dość zaskakujące zestawienie. Banished jest takim Dark Souls, tyle że w grach strategicznych.

Zginąłeś

W grze wcielamy się w zarządcę przyszłej średniowiecznej osady złożonej z ludzi, którzy zostali wygnani ze swych domostw. Na początku nie dysponujemy wielkimi możliwościami, a te ustalamy przed rozpoczęciem zabawy. Najniższy poziom trudności daje nam od razu kilka domostw, większą liczbę rodzin oraz nasion pod uprawy i trochę zwierząt. Na średnim poziomie o domy musimy zadbać już sami, podobnie zresztą jak o trzodę. Prawdziwym wyzwaniem staje się poziom hard, gdzie znacznie zmniejszono liczbę ludzi oraz pozbawiono nas większości zasobów. Osobiście prawie zawsze mierzyłem się ze średnimi ustawieniami – są one całkiem wyważone i to do nich będę się odnosił w trakcie pisania tej recenzji. Warto też wspomnieć, że na tym etapie kończy się skalowanie poziomu trudności. W dalszej części gry wszyscy mają już równo przekichane.

Każda rozgrywka zaczyna się tak samo. Wpierw warto rozejrzeć się po okolicy i zaplanować początkowy rozwój osady. Następnie czym prędzej trzeba postawić domek „zbieraczy”, którzy dostarczą naszym osadnikom dary ziemi. Na jagodach, grzybach i borówkach da się przeżyć pierwszy sezon. Nie zwalniając tempa, trzeba wznieść domy, aby mieszkańcy mogli przetrwać pierwszą zimę.

Dalej można pomyśleć o pierwszej farmie oraz o zwiększaniu zasobów drewna, kamieni i dywersyfikacji sposobów pozyskiwania jedzenia. Do każdego zadania musimy przeznaczyć odpowiednie zasoby ludzkie, dbając o odpowiedni balans. Choć w moim opisie brzmi to banalnie, to wcale tak nie jest.

Banished wymaga ciągłego kontrolowania każdego aspektu funkcjonowania wioski. Jedno niedopatrzenie łatwo wpuszcza nas w spiralę braków, z której wyratowanie się graniczy z cudem. Jedzenie się kończy? Głód zaczyna panować w wiosce, ludzie umierają, nie ma komu zasiać pól. Zginąłeś. Brak drewna na opał w środku zimy? Ludzie zaczynają zamarzać, brakuje rąk do pracy, to prowadzi do głodu. Zginąłeś. Skończyły się narzędzia do pracy? Ludzie pracują mniej efektywnie, zaczyna brakować drewna na opał, a plony są mniej obfite niż rok wcześniej. Zginąłeś. Nie zadbałeś o odpowiedni przyrost naturalny? Społeczność się starzeje, efektywność spada, brakuje jedzenia i drwa do kominków. Zginąłeś. Rodzi się zbyt wiele dzieci? Zapasy znikają z magazynu jak szalone, nie nadążasz z ich uzupełnianiem. Przychodzi zima, kolejni mieszkańcy dołączają do swoich przodków, spada efektywność pracy. Zginąłeś. Nie wspomniałem jeszcze o różnych kataklizmach jak pożary czy ataki stonki ziemniaczanej. I tak zginąłeś...

Choć wielokrotnie kląłem, doszukiwałem się błędów w logice, to okazywało się, że błąd był wynikiem mojego niedopatrzenia. I to takiego, którego dopuściłem się kilkadziesiąt minut wcześniej, a o konsekwencjach przekonałem się wtedy, gdy było już z reguły za późno.

Nie śpiesz się

Kiedy jednak opanujemy wszystkie niuanse związane z balansem, wtedy życie staje się prostsze, ale nigdy proste. Do zapewnienia zasobów jedzenia, oprócz pól i zbieraczy, możemy postawić domek rybaków, chatkę myśliwego, stworzyć sady, a także postarać się o zagrody. Składy węgla i żelaza zostaną zapełnione przez górników, a kamień pozyskamy dzięki kamieniołomom.

Z czasem warto zainwestować w aspekt duchowy społeczeństwa. Kościół poprawia samopoczucie mieszkańców tak samo jak... cmentarz. To tam nasi osadnicy mogą odwiedzić swoich przodków, dzięki czemu łatwiej pogodzą się ze stratą i ich złe samopoczucie nie odbije się na wydajności w pracy. Zbudowanie szkoły ma zbawienny wpływ na efektywność, jednak musimy pamiętać, że młodzi ludzie później pójdą do pracy, co zmusza nas do dłuższego utrzymywania „darmozjadów” (w Banished dorosłość osiąga się w wieku 10 lat). Szpital uratuje nas w chwili epidemii, a postawienie ratusza da nam dostęp do precyzyjnych danych.

Produkcja Shining Rock Software uczy nas, że pośpiech dobry jest tylko przy łapaniu much. Jeśli zbyt szybko będziemy się rozwijać to... Dobrze myślisz. Zginąłeś. Czasami lepiej jest przeczekać kilka sezonów, aby zbudować sobie odpowiednie zapasy, niż później w panice ratować podupadającą wioskę.

Relatywnie szybko warto zbudować nad rzeką punkt wymiany. Raz w roku przybywa do niego łódka z odległych miast, gdzie dokonamy barterowych zakupów. W świecie Banished nie ma waluty, jest tylko handel wymienny. Za owoce naszej pracy możemy zdobyć nasiona zwiększające różnorodność upraw, trzodę, narzędzia, ubrania i inne produkty. Da się też zamówić konkretne towary, jednak na ich dostarczenie trzeba trochę poczekać, a poza tym ich „cena” będzie znacznie wyższa.

Niedosyt

Banished niestety pozostawia pewien niedosyt. Nie znajdziemy tutaj drzewka rozwoju dla budynków – tak naprawdę jedynie da się przekształcić drewniane domki w murowane. Z czasem nie odkrywamy nowych technologii czy zakładów pracy. A to bardzo by się przydało. Ogólnie gra nie stawia przed nami żadnego konkretnego celu oprócz utrzymania i rozwoju osady. Aż prosi się o jakieś rozszerzenie, które wprowadziłoby wielostopniową rozbudowę siedliska i jego ewolucję.

Nie oznacza to jednak, że szybko się grą znudzicie. Syndrom jeszcze jednej wioski jest tu bardzo silny. Wystarczy, że wygenerujecie sobie nową losową mapę, a sama „walka” z ukształtowaniem terenu może znacznie utrudnić nam rozgrywkę.

Od strony technicznej dostajemy bardzo ładnie wyglądającą grę. Widać, że osada żyje swoim życiem, zmieniają się pory roku, mieszkańcy wyruszają do pracy, idą na targ, odwiedzają groby na cmentarzach. Samo oglądanie tych widoków potrafi być kojące i podświadomie wyhamowywać codzienny pęd... Do czasu pierwszego kryzysu oczywiście. Aż dziw bierze, że całość po instalacji na dysk twardy zajmuje jedynie 130 MB.

Muszę też zwrócić uwagę na przeciętny interfejs użytkownika. Choć poszczególne ikony działań zostały odpowiednio pogrupowane, to nawet po wielu godzinach zabawy nieraz szukałem potrzebnej opcji. Nie jest to duża wada, wiele osób chwaliło rozwiązania wprowadzone przez Hodorowicza, więc to raczej kwestia osobistych preferencji.

Banished mnie oczarowało swoją kompleksowością i złożonością zależności. Nie ma dnia, żebym na chwilę nie odpalił gry, aby napawać się pięknymi widoczkami, przemyślał kolejne posunięcie ku rozwojowi osady czy sprawdził swoje umiejętności w trudnych warunkach terenowych. Luke Hodorowicz pokazał też, ze niepotrzebne są wieloosobowe studia i miliony dolarów, aby stworzyć wciągającą i wymagającą grę, która odniesie sukces.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu