Polska

Polacy budują sztuczną pszczołę. Fajnie, ale jednej rzeczy się obawiam...

Maciej Sikorski
Polacy budują sztuczną pszczołę. Fajnie, ale jednej rzeczy się obawiam...
32

Od kilku lat naukowcy, rolnicy i niektóre media zwracają uwagą na problem wymierania pszczół. Podaje się różne przyczyny tego zjawiska, możliwe, że na zagadnienie należy patrzeć właśnie jako na zbiór tych mniejszych kłopotów. Jednocześnie poszukuje się rozwiązania problemu. Obok uodporniania owadów, chronienia ich przed pestycydami, zmniejszania obciążenia w pracy czy tworzenia miejsc do rozwoju, funkcjonuje pomysł skonstruowania sztucznych pszczół. Co ciekawe, prace na tym polu prowadzą także Polacy. Mam nadzieję, że efekt ich działań nie przyniesie skutków odwrotnych do zmierzonych...

B-Droid to produkt, o którym wcześniej nie słyszałem. Trafiłem na niego wczoraj i znowu musiałem stwierdzić, że ta branża potrafi zaskakiwać - nawet po latach grzebania w niej. Na informacje o projekcie wpadłem na stronie anglojęzycznej, ale okazało się, że dotyczy produktu z Polski. Doszedłem do tego okrężną drogą i aż dziw bierze, że wcześniej nie miałem okazji poczytać o B-Droid. Zwłaszcza, że prace nad tym projektem trwają już kilka lat.

Prowadzi je zespół z Politechniki Warszawskiej, któremu przewodzi dr Rafał Dalewski z Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa. Prace prowadzone są dwutorowo: powstaje układ poruszający się po ziemi i zapylający rośliny z pomocą specjalnej miotełki oraz wspomniany B-Droid, czyli mały statek latający. Niewielki dron, który ma być wykorzystywany np. w sadach. Na wysokościach, gdzie naziemny pojazd się nie sprawdzi.

Część zapylająca urządzenia umieszczona jest na przesuwającej się platformie. Kiedy B-droid zakończy pracę na określonym terenie, silnik uruchamia się i następuje przemieszczenie do następnego sektora uprawy. O dziwo, największym problemem maszyny latającej nie jest sam lot, a określenie kwiatów i utrzymanie stabilności podczas zapylania – urządzenie pracuje podobnie jak helikopter, więc kołysze się wisząc w powietrzu. Dlatego B-droid wyposażony jest w dwie kamerki rozpoznające rodzaj kwiatów. Przemieszcza się ze stałą prędkością, ok. 10 do 20 cm na sekundę, co pozwala na prawidłową analizę informacji docierających do komputera, zainstalowanego na urządzeniu. Po szybkim przetworzeniu danych, system nawigujący urządzenie kieruje je dokładnie tam, gdzie powinno dotrzeć.[źródło]

Czy to działa? Z informacji znalezionych w Sieci wynika, że tak. W czerwcu media donosiły, że robot naziemny z powodzeniem był testowany w uprawie truskawek i czosnku. Robot wykonał swoje zadanie i nie uszkodził kwiatów. Dobry prognostyk na przyszłość, może się okazać, że ten projekt zostanie przekuty w produkt, który trafi na rynek. Sprawa o tyle ciekawa, że prace nad takimi urządzeniami prowadzone są już od dłuższego czasu i to nie tylko w Polsce. Swego czasu pisałem o tym na AW.

Co osiągniemy wprowadzając do rolnictwa maszyny typu B-Droid? Przede wszystkim zabezpieczymy się na przyszłość. Pszczoły to jedne z owadów odgrywających istotną rolę w rolnictwie, a szerzej w całej przyrodzie. Być może ludzkości udałoby się bez nich przetrwać, ale ich wyginięcie byłoby sporym ciosem, małym kataklizmem. Wprowadzenie robotów sprawiłoby, że owady nie musiałyby już być wykorzystywane w sposób "przemysłowy". Mam tu np. na myśli przewożenie uli, całych pasiek nawet na duże odległości, by wykonały swoją pracę, zapyliły rośliny. To pożyteczne dla rolnictwa, ale niezwykle destrukcyjne dla owadów - ten zabieg uśmierca pszczele rodziny. Jedna ze wspomnianych części składowych większego problemu, na który składają się jeszcze pasożyty, wirusy, środki ochrony roślin, zanieczyszczenia, różnego typu działalność człowieka.

Pszczoły odciążone przez roboty mogłyby wykonywać swoją pracę... w spokoju. Wilk syty i owca cała. Tak przynajmniej wygląda to w scenariuszu optymistycznym. Po głowie chodzi mi jednak zdanie zamieszczone w tekście na stronie anglojęzycznej, na której przeczytałem o B-Droid: The B-Droid is coming to take real bees' jobs—and that might be exactly what we need.

Zastanawiam się, jak człowiek będzie się obchodził z pszczołami, gdy okaże się, że przynajmniej część ich prac może wykonywać robot? Potrzebujemy wsparcia dla tych owadów, ale czy będziemy potrzebować też samych pszczół? Możliwe, że przy rozwoju robotyzacji całkowicie przestaniemy dbać o te stworzenia. Na razie staramy się, bo obawiamy się skutków wyginięcia pszczół. A co będzie potem? Zaczniemy tworzyć autostrady dla owadów, jak to ma miejsce np. w Oslo, czy machniemy ręką i stwierdzimy, że problem został rozwiązany, dzięki nowym technologiom? To pytanie nie dotyczy tylko pszczół - oby nie przyszło nam do głowy, że przyrodę można zastąpić robotami, nowoczesnymi rozwiązaniami w każdym calu...


Niedawno uruchomiliśmy serwis z Pracą w IT! Gorąco zachęcamy do przejrzenia najnowszych ofert pracy oraz profili pracodawców

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

robot