Recenzja

Atomic Blonde - recenzja. Trochę Bonda, trochę Wicka - efekciarstwo w cenie

Konrad Kozłowski
Atomic Blonde - recenzja. Trochę Bonda, trochę Wicka - efekciarstwo w cenie
22

“Żeński James Bond” - tak promowany jest film Atomic Blonde z Charlize Theron w roli głównej. Ten szpiegowski film akcji to spora dawka rozrywki w każdej postaci. Jest humor, dobra muzyka, spisek i mnóstwo zadanych ciosów oraz gniecionej blachy. Na pozór, ta produkcja to istny hit. Czy tak jest w rzeczywistości?

Nie wchodziłem do kina z ogromnymi nadziejami i oczekiwaniami. Zwiastuny obiecywały nam naprawdę wiele, ale spoglądając na tendencję z ostatnich kilku(nastu) miesięcy, to nie zawsze jest dobry prognostyk. Już na samym początku mogę jednak powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony Atomic Blonde. Pierwsza połowa jest zbyt melancholijna, twórcy nieco na siłę próbują nas zaintrygować spiskiem, dla którego tłem jest Berlin z 1989 roku, czyli jego końcowego okresu.

Na terenie NRD i RFN trwa “gra”, w której udział biorą wywiady wszystkich zainteresowanych państw jak Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, ZSRR oraz Francja. Główna bohaterka zostaje wysłana na miejsce, by dopilnować ewakuacji najważniejszego przedmiotu dla każdej agencji - zegarka, w którym ukryto listę działających pod przykrywką agentów. Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z planem, mało kto jest tym, za kogo się podaje, a sojusznicy… i tutaj lepiej skończyć, bo kilka zwrotów akcji w Atomic Blonde uświadczymy. Na całe szczęście.

Atomic Blonde definiuje jedna scena

Charlize Theron, jako Lorraine Broughton wypada znakomicie. Widać, że w roli żeńskiego Bonda czuje się jak ryba w wodzie. Obecny w finalnej części filmu mastershot, w którym musi sobie poradzić z kilkunastoma przeciwnikami, to niewiarygodnie nakręcona scena na jednym oddechu i prawdopodobnie najlepszy element całego filmu. Dorównują jej James McAvoy, jako David Percival będący agentem w Berlinie oraz  John Goodman epizodycznie przypominający nam o udziale CIA w akcji.

Takie coś najlepiej zobaczyć w kinie, ponieważ gdy muzyka zamiera, a z głośników wydobywają się tylko odgłosy uderzeń i wystrzeliwanych pocisków, wnikamy stuprocentowo w atmosferę tej kończącej się tylko czyjąś śmiercią rozgrywki. Przez resztę filmu możemy odnieść wrażenie, że oglądamy naprawdę świetnie zrealizowany teledysk w rytm hitów z lat ‘80. Usłyszymy między innymi nieśmiertelne 99 Luftballons zespołu Nena. Bywają chwile, że muzyka wydaje się zbędna, wręcz przeszkadza i wytrąca widza z równowagi. Znacznie lepiej wygląda to w obydwu odsłonach Johna Wicka, z którym to Atomic Blonde ma się spotkać w zupełnie nowej produkcji(!).

Podobało się. Będzie więcej

Zwiastuny to tylko przedsmak, tego co zobaczycie, gdyż wizualnie Atomic Blone po prostu zachwyca. Gra kolorów w połączeniu ze świetnymi ujęciami sprawia, że warstwa szpiegowska tego widowiska staje się mniej istotna i angażująca. Efekt końcowy osiągany jest także przez takie drobnostki jak napisy ukazujące się na ekranie w formie graffiti. Atomic Blonde to uczta dla oka i ucha, ale pod względem scenariusza film niestety kuleje. Jeżeli jesteście w stanie przełknąć kilka fabularnych skrótów i docenić starania autorów scenografii oraz choreografii, a także pracę operatorów kamer oraz wizję reżysera, to Atomic Blonde będzie dobrą weekendową odskocznią.

Zobacz Atomic Blonde. Kup dzisiaj na Empik.com. Kliknij!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu