Efekt koronawirusa
Opisywana sprawa, warta bagatela 950 milionów dolarów, dotyczy drugiego kwartału 2020 r., można więc wprost połączyć ją z efektem pandemii. Nie mając jednak szczegółowych danych na temat struktury sprzedaży telefonów z jabłkiem, nie wiemy, w jaki sposób Apple ucierpiało. Najgorszym scenariuszem byłaby ogólna zapaść sprzedaży smartfonów Apple, ale być może nie będzie tak źle. Mniejsza niż spodziewana ilość zamówień na ekrany OLED może być efektem migracji klientów do tańszych, wyposażonych w ekrany LCD linii iPhone 11 i SE.
Pandemia i wywołany nią chaos gospodarczy skłania sporą część klientów do większej ostrożności w wydawaniu pieniędzy na drogie urządzenia, część osób stanęła przed koniecznością odnowienia „parku” komputerowego, to wszystko może powodować, że sprzedaż iPhonów w sztukach nie ucierpi, natomiast oberwą linie Pro.
Szczerze powiedziawszy, taki scenariusz byłby bardzo korzystny przede wszystkim dla nas, klientów, szczególnie w kontekście nadchodzącej premiery serii 12. Tak jednoznaczny ruch mógłby dać impuls księgowości Apple, że w sytuacji, gdy trzeba walczyć o każdego unikalnego klienta, warto powalczyć ceną. Apple zainwestowało masę czasu i pieniędzy w rozwój usług i aby mieć szansę to zmonetyzować, potrzebują bardziej niż kiedykolwiek nowych użytkowników. Mało ważne, czy Ci będą posiadać SE czy Pro Max, ważne, żeby kupili iCloud, Apple Music czy TV+.
Nadchodzą ciekawe sprawozdania finansowe
Kolejne poszlaki mówiące o tym w jaki sposób koronawirus dotknął sprzedaż iPhonów otrzymamy 30 lipca, gdy Apple zaprezentuje wyniki za omawiany kwartał. Nie otrzymamy oczywiście szczegółowych danych, ale jeśli przykładowo spadek dochodów z tego działu mobile będzie niewielki, będzie to oznaczać, że tańsze smartfony Apple nadrobiły stratę na flagowcach i w efekcie firma powiększy liczbę realnych użytkowników.
Jeszcze ciekawiej mogą wyglądać kolejne kwartały w kontekście dochodowości działu usług. W najbliższym okresie interesujące będzie zestawienie wyniku Apple z zyskującymi w czasie pandemii Netflixem, HBO czy Amazon Prime.
Jednak kluczowe dla „usługowej” strategii Apple dane zaczną spływać w styczniu. Wzrosty usług z ostatnich lat osiągnięto częściowo sztuczką księgową polegającą na przenoszeniu części wartości sprzedanych urządzeń do tego działu, jako coś w stylu ekwiwalentu za ich udostępnianie. Prawdopodobnie wartość darmowych subskrypcji Apple Arcade, Music i przede wszystkim TV+ także została w ten sposób przeksięgowana. Ponieważ pierwsze darmowe okresy, najdroższej w tym gronie i najdłuższej czasowo udostępnionej, usługi telewizyjnej zaczną kończyć się w listopadzie tego roku, ewentualny brak płatnych przedłużeń może zachwiać spektakularnymi dotychczas wzrostami.
Z szeregu przecieków wiemy, że w najbliższym kwartale spory skok zaliczyć powinny Macintoshe. Jak wspomniałem na początku, część osób musiała kupić nowe komputery do pracy zdalnej i to rozruszało sprzedaż nie tylko w Apple. W przypadku tej linii produktów najciekawsze będą jednak dopiero kolejne kwartały, które pokażą, czy klienci wstrzymują zakupy w związku z przechodzeniem na architekturę ARM, czy wręcz przeciwnie, wolą się zabezpieczyć ostatnimi wypustami z Intelem.
Więcej z kategorii Apple:
- Plotki o śmierci iPhone'a 13 Mini mocno przesadzone. Tak ma wyglądać tegoroczny smartfon
- Przegrało FBI, przegrało Apple. Wygrał mały australijski startup
- Parallels pozwala już uruchomić Windows 10 na Makach z M1
- Jak nie smartfony, to może samochody. LG ma pomóc zbudować samochód Apple
- Czy Apple szykuje rewolucję / dogoni konkurencję* w produktach smart home?