Startups

Airly to polski startup wyceniany na kilka milionów złotych. Zaczynali na hackatonie

Maciej Sikorski
Airly to polski startup wyceniany na kilka milionów złotych. Zaczynali na hackatonie
10

Polskie miasta (ale nie tylko) wciąż zmagają się z problemem smogu i nie są to pojedyncze przypadki, cierpią całe regiony. W efekcie rzesze ludzi chorują, tysiące umierają z powodu złego stanu powietrza. Urzędnicy próbują (lub nie) coś z tym zrobić, ale różnie się to kończy. Na szczęście pojawiają się oddolne inicjatywy, które mogą prowadzić ku lepszemu. Świetnym przykładem Smogathon, a efektem jego zaistnienia startup Airly.

Airly to krakowska firma tworząca sensory mierzące zanieczyszczenie powietrza. Sprzęt umożliwia szczegółową analizę danych w czasie rzeczywistym, a wyniki prezentowane są w sposób przejrzysty. Na stronie startupu można przeczytać, że zaletą rozwiązania jest też skupienie się na naprawdę wąskim obszarze, sensory mogą działać bardzo lokalnie. Dzięki temu mieszkańcy danej ulicy są w stanie dowiedzieć się, jaka jest jakość powietrza w miejscu, w którym żyją, a nie ogólnie w mieście.

Startup uruchomił instalację czujników w podkrakowskich gminach, w tym miesiącu sto sensorów ma się także pojawić na ulicach Krakowa. Jak wpłynie to na problem smogu? Rozwiązanie samo nie usunie zanieczyszczeń, nie wyeliminuje pyłów PM10 czy PM 2,5, ale może podnieść świadomość mieszkańców. Jeśli dowiedzą się, jak wygląda sytuacja w ich otoczeniu, mogą zacząć działać: zmobilizują urzędników do zajęcia się sprawą, będą pracować w swoim gronie, by np. przekonać sąsiada, że powinien zmienić opał, zrezygnować z najtańszego paliwa i śmieci. Gdy człowiek na ekranie telefonu zobaczy, czym oddycha każdego dnia, czym oddychają jego dzieci, może zakasać rękawy.

Przywołuję biznes nie tylko dlatego, że się rozwija - startup powstał m.in. za sprawą Smogathonu, imprezy, o której niedawno pisałem. To hackaton skupiony na rozwiązywaniu konkretnego problemu: zanieczyszczenia powietrza. Pomysł na sensory kiełkował w głowach twórców już wcześniej, ale to krakowska impreza przyspieszyła proces wdrażania go w życie. Zespół rozszerzył się o nową postać, pojawiło się wsparcie - także biznesowe. W firmę pieniądze włożył Wojciech Burkot, postać znana w rodzimej branży IT, w środowisku inwestorów. Tym samym zrealizowano jedno z zadań smogathonu: połączono ludzi z pomysłem z człowiekiem z pieniędzmi i doświadczeniem w biznesie.

Młoda firma zamierza rozbudowywać zespół, dopracowywać produkt i szukać dla niego odbiorców. Wystartowali w Krakowie i na razie na tym mieście zamierzają się skupić, ale w przyszłości klienci mogą być poszukiwani na skalę globalną - przecież smog nie jest wyłącznie polskim problemem. Wspominałem kiedyś, że rocznie na naszej planecie zabija on kilka milionów ludzi. W wielu azjatyckich miastach sytuacja jest naprawdę zła i zaczyna przerażać nawet władze, które wcześniej przez palce patrzyły na zagrożenie. Rynek wydaje się perspektywiczny i naprawdę duży.

Airly przeszło drogę od zabawy, hackatonu, do wyceny na poziomie kilu milionów złotych, o takim rozwoju myślą pewnie ludzie, którzy szykują się do tegorocznej edycji imprezy. Warto przy tym dodać, że tym razem zespoły biorące udział w smogathonie powalczą o sto tysięcy złotych. Te pieniądze mogą się przydać na początku drogi biznesowej, pomogą przedsiębiorstwu stanąć na nogi, zdecydowanie jest o co walczyć.

Airly to krakowska firma tworząca sensory mierzące zanieczyszczenie powietrza. Sprzęt umożliwia szczegółową analizę danych w czasie rzeczywistym, a wyniki prezentowane są w sposób przejrzysty. Na stronie startupu można przeczytać, że zaletą rozwiązania jest też skupienie się na naprawdę wąskim obszarze, sensory mogą działać bardzo lokalnie. Dzięki temu mieszkańcy danej ulicy są w stanie dowiedzieć się, jaka jest jakość powietrza w miejscu, w którym żyją, a nie ogólnie w mieście.

Startup uruchomił instalację czujników w podkrakowskich gminach, w tym miesiącu sto sensorów ma się także pojawić na ulicach Krakowa. Jak wpłynie to na problem smogu? Rozwiązanie samo nie usunie zanieczyszczeń, nie wyeliminuje pyłów PM10 czy PM 2,5, ale może podnieść świadomość mieszkańców. Jeśli dowiedzą się, jak wygląda sytuacja w ich otoczeniu, mogą zacząć działać: zmobilizują urzędników do zajęcia się sprawą, będą pracować w swoim gronie, by np. przekonać sąsiada, że powinien zmienić opał, zrezygnować z najtańszego paliwa i śmieci. Gdy człowiek na ekranie telefonu zobaczy, czym oddycha każdego dnia, czym oddychają jego dzieci, może zakasać rękawy.

Przywołuję biznes nie tylko dlatego, że się rozwija - startup powstał m.in. za sprawą Smogathonu, imprezy, o której niedawno pisałem. To hackaton skupiony na rozwiązywaniu konkretnego problemu: zanieczyszczenia powietrza. Pomysł na sensory kiełkował w głowach twórców już wcześniej, ale to krakowska impreza przyspieszyła proces wdrażania go w życie. Zespół rozszerzył się o nową postać, pojawiło się wsparcie - także biznesowe. W firmę pieniądze włożył Wojciech Burkot, postać znana w rodzimej branży IT, w środowisku inwestorów. Tym samym zrealizowano jedno z zadań smogathonu: połączono ludzi z pomysłem z człowiekiem z pieniędzmi i doświadczeniem w biznesie.

Młoda firma zamierza rozbudowywać zespół, dopracowywać produkt i szukać dla niego odbiorców. Wystartowali w Krakowie i na razie na tym mieście zamierzają się skupić, ale w przyszłości klienci mogą być poszukiwani na skalę globalną - przecież smog nie jest wyłącznie polskim problemem. Wspominałem kiedyś, że rocznie na naszej planecie zabija on kilka milionów ludzi. W wielu azjatyckich miastach sytuacja jest naprawdę zła i zaczyna przerażać nawet władze, które wcześniej przez palce patrzyły na zagrożenie. Rynek wydaje się perspektywiczny i naprawdę duży.

Airly przeszło drogę od zabawy, hackatonu, do wyceny na poziomie kilu milionów złotych, o takim rozwoju myślą pewnie ludzie, którzy szykują się do tegorocznej edycji imprezy. Warto przy tym dodać, że tym razem zespoły biorące udział w smogathonie powalczą o sto tysięcy złotych. Te pieniądze mogą się przydać na początku drogi biznesowej, pomogą przedsiębiorstwu stanąć na nogi, zdecydowanie jest o co walczyć.

W tym wszystkim cieszy fakt, że inicjatywa jest oddolna, że ludzie wzięli sprawy w swoje ręce i pokazują politykom oraz urzędnikom, że nie zamierzają czekać. Oby śladem krakowskiej społeczności poszli inni.

W tym wszystkim cieszy fakt, że inicjatywa jest oddolna, że ludzie wzięli sprawy w swoje ręce i pokazują politykom oraz urzędnikom, że nie zamierzają czekać. Oby śladem krakowskiej społeczności poszli inni.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

StartupkrakówSmogathon