Huawei

Dziwi mnie, że specjaliści nie uczą się na błędach: przykład Nokii mógł uchronić Huawei przed wpadką

Maciej Sikorski
Dziwi mnie, że specjaliści nie uczą się na błędach: przykład Nokii mógł uchronić Huawei przed wpadką
23

Reklama dźwignią handlu - hasło instytucja, wiecznie żywe. W dobie Internetu, smartfonów i innych nowoczesnych rozwiązań nie zestarzało się, może stosowane są inne narzędzia, ale cele są te same. A żeby je osiągnąć, spece z działki reklamy, szeroko pojętego marketingu, potrafią dzisiaj wykręcić piruet na suficie. Brawo oni. Czasem jest to naprawdę godne podziwu i wymaga głośnego aplauzu, czasem przybiera formę karykaturalną, a czasem jest zwyczajnym oszustwem, które potrafi być wyciągnięte nawet po kilku latach, bo zapada w pamięć bardziej niż sam produkt. Tak było kilka lat temu z Nokią, tak może być ze smartfonem Huawei.

Zdjęcie Huawei umieszczone w Google+ to temat sprzed kilku dni: była już mała afera, były tłumaczenia firmy, wypada chyba machnąć na to ręką, nie ma sensu znęcać się nad firmą, inni już to zrobili. Ale śledząc finał całej akcji (bo chyba jest już za nami), zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że firmy pakują się w takie afery? Przecież to nie są warzywniaki, w których właściciel wykonuje wszystkie obowiązki samodzielnie - mamy do czynienia z korporacjami zatrudniającymi specjalistów za grubą kasę. Ci ludzie nie są idiotami, posiadają zazwyczaj spore doświadczenie, powinni uczyć się na błędach własnych i innych. A mimo to nadal zdarzają się błędy, które można uznać za kuriozalne.

Huawei P9, czyli Canon za kilkanaście tysięcy złotych

Warto chyba przywołać to zdjęcie Huawei (grafika tytułowa), bo część Czytelników może nie wiedzieć, o co chodzi. Na profilu firmy w Google+ pojawiła się fotka, z której opisu moglibyśmy wywnioskować, że wykonano ją flagowcem P9. Sprzętem, w którym moduł foto odgrywa naprawdę dużą rolę, producent podkreślał to podczas premiery, komunikuje ten wątek w kampanii reklamowej. To słynna już optyka Leica, która w rzeczywistości... nie jest dziełem legendarnej niemieckiej marki - inżynierowie doglądali prac, całość jest firmowana znaną nazwą, ale to nie to samo. Niby nie ma sensu się czepiać, bo zdjęcia wychodzą naprawdę dobre, ten moduł foto faktycznie się sprawdza, lecz niesmak może pozostać. Wróćmy do fotki sprzed kilu dni.

Pojawia się zdjęcie z opisem, z którego można wywnioskować, że zostało wykonane smartfonem P9. Ludzie szybko jednak zwracają uwagę na to, że w rzeczywistości zrobiono je lustrzanką Canona, sprzętem znacznie droższym od rzeczonego smartfona. Robi się nieciekawie. Z jednej strony nie jest nigdzie napisane wprost, że to zdjęcie wykonano sprzętem Huawei, z drugiej taka myśl natychmiast przychodzi człowiekowi do głowy. Magiczne niedopowiedzenia. Szybko robi się mini draka show, Hauwei musi się tłumaczyć, pisze, że chodziło o walory artystyczne, że opis był niedokładny, że nie powinien taki być, że firma nie chciała wprowadzać w błąd.

Faktycznie jest to efekt niedopowiedzenia, niedopatrzenia, a nie celowe działanie? Nie dojdziemy. Ale zastanawia fakt, że ktoś popełnił taki dziecinny błąd, bo dane do weryfikacji fotki podano na talerzu. Czy byłoby inaczej, gdyby je ukryto? Wątpię - społeczność pewnie i tak by to wykryła, Internet zlustrowałby zdjęcie Huawei, o czym firma powinna wiedzieć - w przeszłości były już przecież takie wpadki.

Zdjęcie Huawei, film Nokii, tweety gwiazd

Obserwując zamieszanie wokół tej fotki, szybko przypomniałem sobie o wpadce, jaką kilka lat temu zaliczyła Nokia. Wtedy też chodziło o moduł foto, jego możliwości. Szybko okazało się, że świetnej jakości film nie był nagrany komórką, a profesjonalnym sprzętem. Wydało się, bo Internet czuwał, ludzie wychwycili kadr, na którym widać samochód z kamerą i operatorem. I teraz pytanie: jesteś marketingowcem, z pewnością słyszałeś o wpadce Nokii, wiesz, że ludzie wyłapują najmniejsze potknięcia (a Internet, m.in. YouTube jest napchany przykładami) i wrzucasz w Google+ zdjęcie Huawei, wykonane ponoć smartfonem P9, które w rzeczywistości powstało w innych okolicznościach przyrody? Trudno to ogarnąć.

Zdjęcie Huawei umieszczone w Google+ to temat sprzed kilku dni: była już mała afera, były tłumaczenia firmy, wypada chyba machnąć na to ręką, nie ma sensu znęcać się nad firmą, inni już to zrobili. Ale śledząc finał całej akcji (bo chyba jest już za nami), zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że firmy pakują się w takie afery? Przecież to nie są warzywniaki, w których właściciel wykonuje wszystkie obowiązki samodzielnie - mamy do czynienia z korporacjami zatrudniającymi specjalistów za grubą kasę. Ci ludzie nie są idiotami, posiadają zazwyczaj spore doświadczenie, powinni uczyć się na błędach własnych i innych. A mimo to nadal zdarzają się błędy, które można uznać za kuriozalne.

Huawei P9, czyli Canon za kilkanaście tysięcy złotych

Warto chyba przywołać to zdjęcie Huawei (grafika tytułowa), bo część Czytelników może nie wiedzieć, o co chodzi. Na profilu firmy w Google+ pojawiła się fotka, z której opisu moglibyśmy wywnioskować, że wykonano ją flagowcem P9. Sprzętem, w którym moduł foto odgrywa naprawdę dużą rolę, producent podkreślał to podczas premiery, komunikuje ten wątek w kampanii reklamowej. To słynna już optyka Leica, która w rzeczywistości... nie jest dziełem legendarnej niemieckiej marki - inżynierowie doglądali prac, całość jest firmowana znaną nazwą, ale to nie to samo. Niby nie ma sensu się czepiać, bo zdjęcia wychodzą naprawdę dobre, ten moduł foto faktycznie się sprawdza, lecz niesmak może pozostać. Wróćmy do fotki sprzed kilu dni.

Pojawia się zdjęcie z opisem, z którego można wywnioskować, że zostało wykonane smartfonem P9. Ludzie szybko jednak zwracają uwagę na to, że w rzeczywistości zrobiono je lustrzanką Canona, sprzętem znacznie droższym od rzeczonego smartfona. Robi się nieciekawie. Z jednej strony nie jest nigdzie napisane wprost, że to zdjęcie wykonano sprzętem Huawei, z drugiej taka myśl natychmiast przychodzi człowiekowi do głowy. Magiczne niedopowiedzenia. Szybko robi się mini draka show, Hauwei musi się tłumaczyć, pisze, że chodziło o walory artystyczne, że opis był niedokładny, że nie powinien taki być, że firma nie chciała wprowadzać w błąd.

Faktycznie jest to efekt niedopowiedzenia, niedopatrzenia, a nie celowe działanie? Nie dojdziemy. Ale zastanawia fakt, że ktoś popełnił taki dziecinny błąd, bo dane do weryfikacji fotki podano na talerzu. Czy byłoby inaczej, gdyby je ukryto? Wątpię - społeczność pewnie i tak by to wykryła, Internet zlustrowałby zdjęcie Huawei, o czym firma powinna wiedzieć - w przeszłości były już przecież takie wpadki.

Zdjęcie Huawei, film Nokii, tweety gwiazd

Obserwując zamieszanie wokół tej fotki, szybko przypomniałem sobie o wpadce, jaką kilka lat temu zaliczyła Nokia. Wtedy też chodziło o moduł foto, jego możliwości. Szybko okazało się, że świetnej jakości film nie był nagrany komórką, a profesjonalnym sprzętem. Wydało się, bo Internet czuwał, ludzie wychwycili kadr, na którym widać samochód z kamerą i operatorem. I teraz pytanie: jesteś marketingowcem, z pewnością słyszałeś o wpadce Nokii, wiesz, że ludzie wyłapują najmniejsze potknięcia (a Internet, m.in. YouTube jest napchany przykładami) i wrzucasz w Google+ zdjęcie Huawei, wykonane ponoć smartfonem P9, które w rzeczywistości powstało w innych okolicznościach przyrody? Trudno to ogarnąć.

Podobnie jest z gwiazdami angażowanymi do promowania jakiejś marki. W miarę świeżym przykładem nasz rodak, Robert Lewandowski, który został ambasadorem... Huawei (ta firma ma pecha), ale prawdopodobnie wywiązuje się z kontraktu używajac iPhone'a. Głupia wpadka, ktoś powinien to przewidzieć i powiedzieć mu, czego nie powinien robić, na co uważać. Zwłaszcza, że takie rzeczy zdarzały się już w przeszłości. I były to grubsze sprawy: Alicia Keys, która została nawet dyrektorem kreatywnym w BlackBerry, korzystała ze sprzętu Apple. A gdy sprawa wyszła na jaw (i ją zdradził Twitter), wymyśliła najgorsze możliwe tłumaczenie i napisała, że zhackowano jej konto. Posada dyrektora kreatywnego to jednak ciężki kawałek chleba.

Nie napiszę, że te zachowania są odrażające i przekreślają produkty, ludzi, firmy, że BB ma nauczkę, a do Huawei pewnie też karma wróci. Nie - to w sumie ich sprawa, jeśli chcą tak pogrywać, niech się potem tłumaczą. Podkreślę: Internet zazwyczaj wykryje manipulacje. W takich sprawach najbardziej zastanawia mnie to, że ktoś nadal myśli, że mu się uda oszukać ludzi. Najwyraźniej no risk, no fun...

Podobnie jest z gwiazdami angażowanymi do promowania jakiejś marki. W miarę świeżym przykładem nasz rodak, Robert Lewandowski, który został ambasadorem... Huawei (ta firma ma pecha), ale prawdopodobnie wywiązuje się z kontraktu używajac iPhone'a. Głupia wpadka, ktoś powinien to przewidzieć i powiedzieć mu, czego nie powinien robić, na co uważać. Zwłaszcza, że takie rzeczy zdarzały się już w przeszłości. I były to grubsze sprawy: Alicia Keys, która została nawet dyrektorem kreatywnym w BlackBerry, korzystała ze sprzętu Apple. A gdy sprawa wyszła na jaw (i ją zdradził Twitter), wymyśliła najgorsze możliwe tłumaczenie i napisała, że zhackowano jej konto. Posada dyrektora kreatywnego to jednak ciężki kawałek chleba.

Zdjęcie Huawei umieszczone w Google+ to temat sprzed kilku dni: była już mała afera, były tłumaczenia firmy, wypada chyba machnąć na to ręką, nie ma sensu znęcać się nad firmą, inni już to zrobili. Ale śledząc finał całej akcji (bo chyba jest już za nami), zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że firmy pakują się w takie afery? Przecież to nie są warzywniaki, w których właściciel wykonuje wszystkie obowiązki samodzielnie - mamy do czynienia z korporacjami zatrudniającymi specjalistów za grubą kasę. Ci ludzie nie są idiotami, posiadają zazwyczaj spore doświadczenie, powinni uczyć się na błędach własnych i innych. A mimo to nadal zdarzają się błędy, które można uznać za kuriozalne.

Huawei P9, czyli Canon za kilkanaście tysięcy złotych

Warto chyba przywołać to zdjęcie Huawei (grafika tytułowa), bo część Czytelników może nie wiedzieć, o co chodzi. Na profilu firmy w Google+ pojawiła się fotka, z której opisu moglibyśmy wywnioskować, że wykonano ją flagowcem P9. Sprzętem, w którym moduł foto odgrywa naprawdę dużą rolę, producent podkreślał to podczas premiery, komunikuje ten wątek w kampanii reklamowej. To słynna już optyka Leica, która w rzeczywistości... nie jest dziełem legendarnej niemieckiej marki - inżynierowie doglądali prac, całość jest firmowana znaną nazwą, ale to nie to samo. Niby nie ma sensu się czepiać, bo zdjęcia wychodzą naprawdę dobre, ten moduł foto faktycznie się sprawdza, lecz niesmak może pozostać. Wróćmy do fotki sprzed kilu dni.

Pojawia się zdjęcie z opisem, z którego można wywnioskować, że zostało wykonane smartfonem P9. Ludzie szybko jednak zwracają uwagę na to, że w rzeczywistości zrobiono je lustrzanką Canona, sprzętem znacznie droższym od rzeczonego smartfona. Robi się nieciekawie. Z jednej strony nie jest nigdzie napisane wprost, że to zdjęcie wykonano sprzętem Huawei, z drugiej taka myśl natychmiast przychodzi człowiekowi do głowy. Magiczne niedopowiedzenia. Szybko robi się mini draka show, Hauwei musi się tłumaczyć, pisze, że chodziło o walory artystyczne, że opis był niedokładny, że nie powinien taki być, że firma nie chciała wprowadzać w błąd.

Faktycznie jest to efekt niedopowiedzenia, niedopatrzenia, a nie celowe działanie? Nie dojdziemy. Ale zastanawia fakt, że ktoś popełnił taki dziecinny błąd, bo dane do weryfikacji fotki podano na talerzu. Czy byłoby inaczej, gdyby je ukryto? Wątpię - społeczność pewnie i tak by to wykryła, Internet zlustrowałby zdjęcie Huawei, o czym firma powinna wiedzieć - w przeszłości były już przecież takie wpadki.

Zdjęcie Huawei, film Nokii, tweety gwiazd

Obserwując zamieszanie wokół tej fotki, szybko przypomniałem sobie o wpadce, jaką kilka lat temu zaliczyła Nokia. Wtedy też chodziło o moduł foto, jego możliwości. Szybko okazało się, że świetnej jakości film nie był nagrany komórką, a profesjonalnym sprzętem. Wydało się, bo Internet czuwał, ludzie wychwycili kadr, na którym widać samochód z kamerą i operatorem. I teraz pytanie: jesteś marketingowcem, z pewnością słyszałeś o wpadce Nokii, wiesz, że ludzie wyłapują najmniejsze potknięcia (a Internet, m.in. YouTube jest napchany przykładami) i wrzucasz w Google+ zdjęcie Huawei, wykonane ponoć smartfonem P9, które w rzeczywistości powstało w innych okolicznościach przyrody? Trudno to ogarnąć.

Podobnie jest z gwiazdami angażowanymi do promowania jakiejś marki. W miarę świeżym przykładem nasz rodak, Robert Lewandowski, który został ambasadorem... Huawei (ta firma ma pecha), ale prawdopodobnie wywiązuje się z kontraktu używajac iPhone'a. Głupia wpadka, ktoś powinien to przewidzieć i powiedzieć mu, czego nie powinien robić, na co uważać. Zwłaszcza, że takie rzeczy zdarzały się już w przeszłości. I były to grubsze sprawy: Alicia Keys, która została nawet dyrektorem kreatywnym w BlackBerry, korzystała ze sprzętu Apple. A gdy sprawa wyszła na jaw (i ją zdradził Twitter), wymyśliła najgorsze możliwe tłumaczenie i napisała, że zhackowano jej konto. Posada dyrektora kreatywnego to jednak ciężki kawałek chleba.

Nie napiszę, że te zachowania są odrażające i przekreślają produkty, ludzi, firmy, że BB ma nauczkę, a do Huawei pewnie też karma wróci. Nie - to w sumie ich sprawa, jeśli chcą tak pogrywać, niech się potem tłumaczą. Podkreślę: Internet zazwyczaj wykryje manipulacje. W takich sprawach najbardziej zastanawia mnie to, że ktoś nadal myśli, że mu się uda oszukać ludzi. Najwyraźniej no risk, no fun...

Nie napiszę, że te zachowania są odrażające i przekreślają produkty, ludzi, firmy, że BB ma nauczkę, a do Huawei pewnie też karma wróci. Nie - to w sumie ich sprawa, jeśli chcą tak pogrywać, niech się potem tłumaczą. Podkreślę: Internet zazwyczaj wykryje manipulacje. W takich sprawach najbardziej zastanawia mnie to, że ktoś nadal myśli, że mu się uda oszukać ludzi. Najwyraźniej no risk, no fun...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

ReklamahuaweiZdjęcieHuawei P9