E-sport

Wydawca nie zarabia na e-sporcie. Ten służy tylko promocji gry

Paweł Winiarski
Wydawca nie zarabia na e-sporcie. Ten służy tylko promocji gry
3

Tak przynajmniej twierdzi Take-Two Interactive, wydawca gry NBA 2K16, w której wirtualni sportowcy mogą wygrać 250 tysięcy dolarów.

W opinii wydawcy, tak zwany pro gaming służy przede wszystkim do promocji gry, marki oraz samego wydawcy. To po prostu dodatkowe pole do reklamy, wyeksponowania produktu i znalezienia szerszej publiczności zarówno dla aktualnej gry, jak i przyszłych produkcji. Nie jestem zdziwiony takim podejściem, musiałbym być naiwny myśląc, że producenci i wydawcy gier obierają sobie za cel przede wszystkim promowanie samego e-sportu, który z roku na rok staje się coraz popularniejszy. Duża ekspozycja konkretnej gry może okazać się ciekawszą kampanią reklamową niż klasyczne spoty w telewizji, banery na stronach, czy reklamy w papierowej prasie. I co najważniejsze - zarabianie na e-sporcie nie jest dla Take-Two najważniejsze, a to oznacza, że nie jest to świetne źródło dochodu.

Take-Two Interactive nie jest w tym podejściu odosobnione. Pamiętacie mój wpis o Activision, które inwestuje pieniądze w e-sport? Grube pieniądze przeznaczane na turnieje Call of Duty to po prostu kolejny sposób na wypromowanie marki Call of Duty i zbudowanie wokół niej zamieszania. Akurat nie uważam, by marka radziła sobie źle, w końcu co roku kolejna odsłona sprzedaje się jak świeże bułeczki, ale dodatkowa promocja na pewno nie zaszkodzi. No bo jeśli ludzie będą oglądać zmagania najlepszych graczy w CoD-a, sami będą chcieli pograć, a do tego celu muszą kupić grę. Podobnie e-sport nakręca zainteresowanie wokół League of Legends autorstwa Riot Games, choć tu wielka machina do zarabiania pieniędzy musiała być zaplanowana od samego początku - co oczywiście okazało się strzałem w dziesiątkę, profesjonalne turnieje League of Legends ogląda ponad 35 milionów widzów.

W opinii wydawcy, tak zwany pro gaming służy przede wszystkim do promocji gry, marki oraz samego wydawcy. To po prostu dodatkowe pole do reklamy, wyeksponowania produktu i znalezienia szerszej publiczności zarówno dla aktualnej gry, jak i przyszłych produkcji. Nie jestem zdziwiony takim podejściem, musiałbym być naiwny myśląc, że producenci i wydawcy gier obierają sobie za cel przede wszystkim promowanie samego e-sportu, który z roku na rok staje się coraz popularniejszy. Duża ekspozycja konkretnej gry może okazać się ciekawszą kampanią reklamową niż klasyczne spoty w telewizji, banery na stronach, czy reklamy w papierowej prasie. I co najważniejsze - zarabianie na e-sporcie nie jest dla Take-Two najważniejsze, a to oznacza, że nie jest to świetne źródło dochodu.

Take-Two Interactive nie jest w tym podejściu odosobnione. Pamiętacie mój wpis o Activision, które inwestuje pieniądze w e-sport? Grube pieniądze przeznaczane na turnieje Call of Duty to po prostu kolejny sposób na wypromowanie marki Call of Duty i zbudowanie wokół niej zamieszania. Akurat nie uważam, by marka radziła sobie źle, w końcu co roku kolejna odsłona sprzedaje się jak świeże bułeczki, ale dodatkowa promocja na pewno nie zaszkodzi. No bo jeśli ludzie będą oglądać zmagania najlepszych graczy w CoD-a, sami będą chcieli pograć, a do tego celu muszą kupić grę. Podobnie e-sport nakręca zainteresowanie wokół League of Legends autorstwa Riot Games, choć tu wielka machina do zarabiania pieniędzy musiała być zaplanowana od samego początku - co oczywiście okazało się strzałem w dziesiątkę, profesjonalne turnieje League of Legends ogląda ponad 35 milionów widzów.

Jeśli niektórzy wydawcy gier tak podchodzą do sprawy, na pewno mają wszystko dobrze wyliczone. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to oni pokrywają większość kosztów, ale przecież wystarczy spojrzeć na imprezy e-sportowe, by zobaczyć, że jest tam mnóstwo sponsorów - internetowych sklepów, producentów komputerów, procesorów, monitorów czy akcesoriów dla graczy. W takim układzie może się okazać, że dla wydawcy nie jest to wcale tak droga forma promocji i warto eksplorować tę gałąź w poszukiwaniu nowych klientów. Tylko czy gry, które z założenia nie są nastawione na elektroniczny sport lub nie są z nim kojarzone, mają szansę na rozwinięcie e-sportowych skrzydeł? Może i nie, ale przecież ludzie chcą się mierzyć z innymi nie tylko w MOBA-ch i strzelankach. Gry sportowe to rywalizacja i zamiast konkurować na kanapie czy w sieci, można to robić przy całym przepychu towarzyszącym e-sportowym imprezom.

grafika: 1

źródło

Jeśli niektórzy wydawcy gier tak podchodzą do sprawy, na pewno mają wszystko dobrze wyliczone. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to oni pokrywają większość kosztów, ale przecież wystarczy spojrzeć na imprezy e-sportowe, by zobaczyć, że jest tam mnóstwo sponsorów - internetowych sklepów, producentów komputerów, procesorów, monitorów czy akcesoriów dla graczy. W takim układzie może się okazać, że dla wydawcy nie jest to wcale tak droga forma promocji i warto eksplorować tę gałąź w poszukiwaniu nowych klientów. Tylko czy gry, które z założenia nie są nastawione na elektroniczny sport lub nie są z nim kojarzone, mają szansę na rozwinięcie e-sportowych skrzydeł? Może i nie, ale przecież ludzie chcą się mierzyć z innymi nie tylko w MOBA-ch i strzelankach. Gry sportowe to rywalizacja i zamiast konkurować na kanapie czy w sieci, można to robić przy całym przepychu towarzyszącym e-sportowym imprezom.

grafika: 1

źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

e-sportesport