Sprzęt

Wybawiał mnie z opresji, ale i na co dzień bywa przydatny - domowy router LTE

Konrad Kozłowski
Wybawiał mnie z opresji, ale i na co dzień bywa przydatny - domowy router LTE
11

Coraz większa grupa ludzi pracuje przez Internet - niezależnie od tego, czym się zajmują, połączenie z siecią jest wręcz kluczowe. Ale także i po godzinach pracy niezbędne okazuje się stabilne i szybkie łącze, bo przecież filmy, seriale i muzyka są najczęściej streamowane. W takim wypadku nie można sobie pozwolić na sytuację, w której awaria pozbawia nas łączności, dlatego zawsze najlepiej jest mieć wyjście awaryjne.

Choć usterki i wpadki zdarzają się dość rzadko, to jednak dochodzi do nich w najmniej spodziewanych momentach. Czasem informacja o zaplanowanych pracach konserwacyjnych do nas nie dociera - bo jak często odwiedzacie swoje skrzynki odbiorcze w serwisach operatorów? W efekcie zostajemy pozbawieni dostępu do internetu, a najszybszym rozwiązaniem jest wtedy skorzystanie z łączności mobilnej. Podłączenie smartfona do komputera (czy za pomocą kabla, czy Bluetooth albo Wi-Fi) załatwia sprawę. Ale jeśli w perspektywie mamy kilka godzin pracy, to wcale nie przysłuży się to naszemu urządzeniu, a przecież zazwyczaj potrzebujemy łączności na wielu urządzeniach, także kilku użytkowników. Dlatego warto mieć odpowiedni plan awaryjny.

Może nim być router mobilny, który odciąży smartfona w drodze czy na wyjeździe, ale w wielu miejscach świetnie sprawdzi się też stacjonarny router LTE, z którego w domu skorzystacie tylko w razie potrzeby, lecz na przykład na działce lub innym podobnym miejscu może posłużyć jak główny punkt dostępowy do sieci. Tego typu urządzenie testuję od kilku tygodni - TP-Link TL-MR6400.

Router z modemem LTE  - TP-Link MR6400

Po pierwsze - nie sądziłem, że będę z niego korzystał tak często. Po drugie - czasy urządzeń (routerów), które wymagają specjalistycznej wiedzy użytkownika mamy już dawno za sobą, a ten model jest tego jednym z najlepszych przykładów. Rozpoczęcie przygody z TL-MR6400 ogranicza się do wyjęcia go z pudełka, podłączenia zasilania, wsunięcia karty SIM i uruchomienia. Chwilę później sieć Wi-Fi jest gotowa. Jej maksymalna prędkość to oczywiście 300 Mb/s,dzięki standardowi n, a połączenie LTE maksymalnie zaoferuje nam 150 Mb/s. Jeśli posiadacie inny sprzęt odpowiadający za połączenie z siecią - modemy DSL czy inne - to router TP-Link nie będzie się marnować, bo posiada port WAN.

Z zewnątrz sprzęt wygląda dość niepozornie. Posiada dwie antenty, wspomiany port WAN/LAN oraz 3 dodatkowe porty LAN. Oddzielne przyciski odpowiadają za uruchomienie samego routera oraz sieci bezprzewodowej. Widoczne na zdjęcia anteny odpowiadają za łączność LTE, natomiast anteny Wi-Fi znajdują się wewnątrz. Slot na kartę SIM obsługuje rozmiar miniSIM (z dawnych telefonów komórkowych), więc bądźcie uważni wyłamując ją ze startera lub sięgnijcie po adaptery, jeśli posiadacie tylko kartę o rozmiarze microSIM lub nanoSIM.

Osiągalne prędkości zależą oczywiście w największym stopniu od tego, jaki zasięg sieci komórkowej posiadamy w danej lokalizacji. Jeśli możliwe jest ustanowienie połączenia LTE, to informacja o tym wywietli się na obudowie. Oprócz tego, na pierwszy rzut oka jesteśmy informowani o jakości sygnału (skala 1-4 kreski), aktywności sieci bezprzewodowej, połączeniu z internetem. Ikonki są czytelne, nie świecą zbyt jasno, co byłoby irytujące w ciemnych pomieszczeniach lub w nocy, jeśli router znajdowałby się w widocznym miejscu.

Cena routera TP-Link MR64000 rozpoczyna się od 360 złotych, co nie jest małą kwotą, ale w zamian otrzymujemy sprzęt, który zapewni nam niezależność od jednego operatora. Zbyt dużo razy na przestrzeni lat zdarzało mi się kombinować z łączeniem przez telefon, by nie poradzić Wam zakupu tego lub innego routera z modemem LTE.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu