Felietony

Wojna, wybuchy, szok, niedowierzanie. Czyli jak naTemat łapie kliki

Jakub Szczęsny
Wojna, wybuchy, szok, niedowierzanie. Czyli jak naTemat łapie kliki
19

Umówmy się - kliki to rzecz poważna. Nie będę owijał w bawełnę, że jeżeli tekst jest opatrzony słabym tytułem, to choćby był to najlepiej przygotowany pod kątem merytorycznym i językowym wywód, po prostu się nie przeczyta. Jestem absolutnie pewien, że wiedzą to także Panowie z naTemat. Szkoda tylko,...

Umówmy się - kliki to rzecz poważna. Nie będę owijał w bawełnę, że jeżeli tekst jest opatrzony słabym tytułem, to choćby był to najlepiej przygotowany pod kątem merytorycznym i językowym wywód, po prostu się nie przeczyta. Jestem absolutnie pewien, że wiedzą to także Panowie z naTemat. Szkoda tylko, że w swojej pogoni za klikami poszli naprawdę daleko. Rzekłbym, że... zdecydowanie za daleko.

Na początku tego tygodnia napisałem bardzo osobisty felieton jedynie zahaczający o media, nowe technologie, ale pokazujący problem upadku mediów z mojej perspektywy - przede wszystkim czytelnika. Rzadko rozprawiam o mediach przez pryzmat tego, że sam pracuję w podobnym miejscu. W nim doszedłem do tego, że gazety, portale, blogi traktujące o wydarzeniach w Polsce często ścigają się o to, kto jeszcze bardziej pogłębi dno. Okazuje się, że w tym konkursie z tyłu nie chce być także naTemat. Spójrzcie tylko.

Gdy tylko ujrzałem wielką grafikę z grzybem atomowym na pierwszym planie i krzyczącym do mnie o wojnie tytułem... jedynie się zaśmiałem. Że niby coś mnie ominęło? Że to... już? Tak cicho? Pod nosem burknąłem jedynie, że autor tej błazenady z pewnością wojny na oczy nie widział - podobnie jak i ja. Ale "wojna" i atomowy grzyb będą się klikać - to nie ulega żadnej wątpliwości.

A co w artykule? Jedynie na potrzeby tego wpisu analizuję to, co zostało napisane przez Panią Annę J. Dudek. Nie wiem, czy to ta Pani jest odpowiedzialna za "grzyba" na stronie głównej. Jednak jej artykuł niewiele ma wspólnego z tym, co przedstawiała do pewnego czasu strona główna owej platformy blogowej. Po kilku wpisach na Facebooku i Twitterze oburzonych działaniem naTemat osób, kontrowersyjna tytuł został najpierw opatrzony znakiem zapytania, a potem zmieniono grafikę na tę z... Putinem.

Jestem oburzony

I na tym mógłbym ów akapit zakończyć. naTemat był dla mnie miejscem, gdzie oprócz treści naładowanych "politycznym ładunkiem" znajdowałem naprawdę ciekawe treści. Głównie te "niepolityczne", mówiłem Wam o tym, że ta dziedzina interesuje mnie raczej słabo. naTemat według mnie wygrywa w niechlubnym rankingu najbardziej żenujących tytułów - głównie dzięki zastosowaniu dodatkowo równie kontrowersyjnej grafiki, która niezorientowanemu czytelnikowi mogłaby zasugerować, że za kilka chwil powinien spodziewać się morderczego podmuchu lub początku historii rodem z Fallouta. Kliki poleciały - niesmak pozostał.

Cieszy mnie jedno - ludzie w social media zareagowali wzorowo. Oburzyli się - podobnie jak ja. Jest pewna granica przyciągania klików, której nie powinno się przekraczać. naTemat powędrowało tam, gdzie prawdopodobnie nie był jeszcze nikt. A to smutne.

Umówmy się - kliki to rzecz poważna. Nie będę owijał w bawełnę, że jeżeli tekst jest opatrzony słabym tytułem, to choćby był to najlepiej przygotowany pod kątem merytorycznym i językowym wywód, po prostu się nie przeczyta. Jestem absolutnie pewien, że wiedzą to także Panowie z naTemat. Szkoda tylko, że w swojej pogoni za klikami poszli naprawdę daleko. Rzekłbym, że... zdecydowanie za daleko.

Na początku tego tygodnia napisałem bardzo osobisty felieton jedynie zahaczający o media, nowe technologie, ale pokazujący problem upadku mediów z mojej perspektywy - przede wszystkim czytelnika. Rzadko rozprawiam o mediach przez pryzmat tego, że sam pracuję w podobnym miejscu. W nim doszedłem do tego, że gazety, portale, blogi traktujące o wydarzeniach w Polsce często ścigają się o to, kto jeszcze bardziej pogłębi dno. Okazuje się, że w tym konkursie z tyłu nie chce być także naTemat. Spójrzcie tylko.

Gdy tylko ujrzałem wielką grafikę z grzybem atomowym na pierwszym planie i krzyczącym do mnie o wojnie tytułem... jedynie się zaśmiałem. Że niby coś mnie ominęło? Że to... już? Tak cicho? Pod nosem burknąłem jedynie, że autor tej błazenady z pewnością wojny na oczy nie widział - podobnie jak i ja. Ale "wojna" i atomowy grzyb będą się klikać - to nie ulega żadnej wątpliwości.

A co w artykule? Jedynie na potrzeby tego wpisu analizuję to, co zostało napisane przez Panią Annę J. Dudek. Nie wiem, czy to ta Pani jest odpowiedzialna za "grzyba" na stronie głównej. Jednak jej artykuł niewiele ma wspólnego z tym, co przedstawiała do pewnego czasu strona główna owej platformy blogowej. Po kilku wpisach na Facebooku i Twitterze oburzonych działaniem naTemat osób, kontrowersyjna tytuł został najpierw opatrzony znakiem zapytania, a potem zmieniono grafikę na tę z... Putinem.

Jestem oburzony

I na tym mógłbym ów akapit zakończyć. naTemat był dla mnie miejscem, gdzie oprócz treści naładowanych "politycznym ładunkiem" znajdowałem naprawdę ciekawe treści. Głównie te "niepolityczne", mówiłem Wam o tym, że ta dziedzina interesuje mnie raczej słabo. naTemat według mnie wygrywa w niechlubnym rankingu najbardziej żenujących tytułów - głównie dzięki zastosowaniu dodatkowo równie kontrowersyjnej grafiki, która niezorientowanemu czytelnikowi mogłaby zasugerować, że za kilka chwil powinien spodziewać się morderczego podmuchu lub początku historii rodem z Fallouta. Kliki poleciały - niesmak pozostał.

Cieszy mnie jedno - ludzie w social media zareagowali wzorowo. Oburzyli się - podobnie jak ja. Jest pewna granica przyciągania klików, której nie powinno się przekraczać. naTemat powędrowało tam, gdzie prawdopodobnie nie był jeszcze nikt. A to smutne.

Grafika główna

Grafika główna

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu