E-sport

Virtus Pro przegrało 7-godzinny finałowy bój, ale wygrało coś więcej.

Artur Janczak
Virtus Pro przegrało 7-godzinny finałowy bój, ale wygrało coś więcej.
39

Niedziela, 29 października. Ten dzień na długo pozostanie w pamięci. Nie tylko mojej, ale i setek tysięcy fanów esportu z całego świata. To właśnie wtedy rozegrał się finał turnieju Epicenter, gdzie do walki przystąpiło Virtus.Pro i SK Gaming. Nikt się nie spodziewał, że w Best of Five przyjdzie nam zobaczyć wszystkie mapy, rozgrywki będą tak wyrównane, a całość zajmie aż 7 godzin. Takiego wydarzenia na scenie CS:GO nie było od bardzo dawna. Polacy odrodzili się jak feniks z popiołów i mimo pierwszej porażki doszli do samego końca. Takiego przebudzenia życzyli sobie wszyscy, chociaż mało kto w nie wierzył. Gdyby ktokolwiek powiedział, że Byali, Taz, Neo, Snax i Pasha zajdą tak daleko, to uznałbym, że bredzi. Oni jednak udowodnili, że można to zrobić i to w jakim stylu!

Mało kto wierzył w sukces VirtusPro

VP trafiło do silnej grupy, gdzie obok SK Gaming było jeszcze Faze i Gambit. Zaczęło się źle, bo nasi rodacy nie zdołali pokonać Brazylijczyków. Ekipa z Ameryki Południowej wyprzedzała ich praktycznie na każdym kroku. Taka walka Dawida z Goliatem, gdzie jednak ten większy zwyciężył. Po ponurych nastrojach rozegrano spotkanie z Gambit, które wygrało majora w Krakowie. Neo z resztą zawodników nie zamierzał się poddać. Chłopaki wycisnęli z siebie dużo ponad 100% i pokonali rywala. To był pierwszy przełomowy moment tego turnieju. Po ciężkim meczu z silnym oponentem trzeba było szybko zapomnieć o radości i stawić czoło drużynie, która jeszcze niedawno była numerem jeden w rankingu HLTV. Fani obydwóch drużyn z zapartym tchem oglądali to spotkanie. Większość nie wierzyła, że VP ma jakiekolwiek szanse z taką potęgą, gdzie grają: Guardian, Olofmeister, Niko, Karrigan i Rain. Okazało się jednak, że tylko na mapie Train da się wygrać z Virtus Pro i to ledwo. Natomiast Inferno i Cache należały do Polaków. W ten oto sposób Taz i spółka dotarli do półfinałów, gdzie czekało już na nich G2 Esports.

Jak zaczęli, tak nie było na nich mocnych

Nawet oni nie byli w stanie zatrzymać rozpędzonego niczym pociąg Virtus Pro. Drużyna, która przez ostatnie miesiące dostawała baty prawie od wszystkich, w końcu przebudziła się i pokazała naprawdę pięknego CS-a. Ci sami zawodnicy, których chwaliłem na początku roku, a potem podsumowałem po paśmie porażek. Nikt do końca nie wie, dlaczego chłopaki zaczęli grać jak za dawnych lat, ale na pewno zwycięstwa z Gambit i Faze miały duże znaczenie. Bo przecież to nie tak, że nagle wszystko zaczęło wychodzić, taktyki okazały się akurat teraz skuteczne, a broń sama zaczęła strzelać. Impuls, który dotknął ten zespół, był na tyle silny, aby doprowadzić ich do samego finału. W nim natomiast trzeba było pokonać SK Gaming. Drużynę, z którą VP zmierzyło się w Epicenter jako pierwsze. Po wcześniejszych wydarzeniach nikt już nie miał tej pewności, kto zostanie mistrzem w tym turnieju. Tutaj Jesper Wecksell (JW) z Fnatic wspaniale opisał całą sytuację:

Najlepsze widowisko CS:GO tego roku

Scena CS:GO się zmienia, zespoły mają innych zawodników, jedni odchodzą na zawsze, a zupełnie nowi zajmują ich miejsce. Wydarzeń esportowych jest coraz więcej, sama gra Valve także ulega zmianie, a jedyną stałą w tym wszystkim jest właśnie Virtus Pro. Piątka graczy, która zawsze doprowadzi do tego, aby uprzykrzyć życie najlepszym drużynom na świecie i to jest jedyny taki fenomen. Nie ważne co by się działo to jakimś cudem Pasha z kolegami zawsze znajdą tę właściwą drogę na szczyt i spotkanie z najlepszymi.

Tak właśnie było na Epicenter. Nikt nie był w stanie ich pokonać, oprócz SK Gaming. Finał tego nie zmienił, ale jaki to był finał. Mówimy tutaj o wszystkich pięciu mapach: Mirage, Inferno, Train, Cache i Cobblestone. Do samego końca każda ze stron walczyła szalenie zawzięcie, a emocje rosły z każdą minutą. Na Train doczekaliśmy się dogrywki i to już było niezwykłe wydarzenie, ale ostatni pojedynek, gdzie były aż dwie to już adrenalina sama w sobie. Social media były pełne wpisów dotyczących tego spotkania, zalew informacji był tak duży, że nawet ,,w lodówce” dało się znaleźć Polskę i Brazylię. Od 14 do 21 można było być świadkiem najwyższego poziomu CS:GO. Zresztą zobaczcie część wspaniałych momentów, jakie towarzyszyły finałom.

Nasi rodacy osiągnęli naprawdę wiele i mimo przegranej końcówki należą im się wielkie brawa. Mało kto byłby w stanie pokonać Faze, Gambit, G2 i dotrzeć na scenę, jako jedna z dwóch ostatnich drużyn. Pasha, Neo, Snax, Byali i Taz w końcu przełamali złą passę i udowodnili wszystkim, że jeszcze na wiele ich stać. Może i w pojedynku tytanów polegli, ale starali się do samego końca. Nie odpuścili, nie poddali się za wcześnie. Mając na uwagę czas, jaki przeznaczyli na finał to i tak jestem pod ogromnym wrażeniem ich wyniku. Nikt z SK nie może powiedzieć, że było łatwo, bo pokonać VP okazało się szalenie trudne, a przecież nikt nie przewidział, że to oni sprawią tyle trudu.

Wbrew ogólnej opinii Virtus Pro to nadal Top 1 w Polsce, a na świecie wskoczyli właśnie na szóstą pozycję. Tutaj wspaniałe słowa padły od GruBego z AGO Gaming w wywiadzie dla Cybersport.

Na pewno było miło chociaż przez chwilę, ale nie uważamy się za top 1. To, co osiągnęło VP jest niesamowite i żeby być nad nimi, trzeba nie tylko z nimi wygrywać, ale i dużo osiągać.

W końcu wrócili silniejsi, tylko, czy na stałe?

Taka jest prawda. Sama wygrana z VP to nie wszystko. Trzeba jeszcze wiele osiągnąć na scenie, by móc się uważać za najlepszą drużynę, a najpopularniejsza piątka w naszym kraju ma wiele esportowych zasług na swoim koncie. Nie oznacza to jednak, że teraz Virtusi mogą spocząć na laurach. Wręcz przeciwnie. Polacy po udowodnieniu nie tylko wszystkim, ale i sobie, że stać ich na wiele muszą za wszelką cenę ten stan utrzymać. Rywale nie będą czekać, tylko przygotują się o wiele lepiej do spotkania z nimi. Teraz konkurencja wie, że VP stanęło na nogi i musi uważać. Mocno liczę na to, że chłopaki jeszcze nie raz nas zaskoczą. W Epicenter niewiele brakowało, aby sięgnąć po złoto. Następny turniej pokaże, czy na pewno można mówić o trwałym powrocie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu