Startups

Uber to świetny biznes? Szybciej zainwestowałbym w nasze kopalnie węgla...

Maciej Sikorski
Uber to świetny biznes? Szybciej zainwestowałbym w nasze kopalnie węgla...
49

Gigantyczne straty, skandale, spory sądowe, zwolnienia - brzmi, jak scenariusz mocnego serialu o kulisach finansjery w USA. Ale to nie musi być kino: tak wygląda rzeczywistość korporacji Uber. Jedni widzą w niej fantastyczną firmę, mesjasza ekonomii współdzielenia, drudzy przeklinają gracza i zastanawiają się, kiedy padnie. Ja natomiast chciałbym dostawać złotówkę za każdy przeczytany nagłówek o problemach amerykańskiego "startupu". Miałbym już pokaźnych rozmiarów pudełko wypełnione monetami...

Uber pojawia się w doniesieniach medialnych bardzo często. Przyznam, że przestałem już nawet zwracać uwagę na te mniej istotne wiadomości, bo tego jest po prostu zbyt dużo - książkę można napisać wyłącznie w oparciu o zdarzenia z tego roku. A mamy początek czerwca. Wypada przy tym dodać, że zazwyczaj nie są to dobre nowiny dla firmy. Te ostatnie bledną przy rozmiarze oraz kalibrze wpadek i problemów.

Wracam do tej firmy nie bez powodu: Uber pochwalił się wynikami finansowymi za pierwszy kwartał 2017 roku. Przy czym wyniki finansowe w ich wykonaniu ograniczają się do podania wielkości przychodów i strat. W tym pierwszy przypadku wypracowano podobno 3,4 mld dolarów, co oznacza wzrost o 18% w porównaniu z ostatnim kwartałem 2016 roku. Straty spadły z 991 mln dolarów w ostatnich trzech miesiącach 2016 do "zaledwie" 708 mln dolarów w pierwszym kwartale 2017. Widać postęp, można przyklasnąć. Tyle, że chciałbym zobaczyć także dane z pierwszego kwartału 2016 roku i z nimi porównać te liczby. Wtedy moglibyśmy stwierdzić, w jakim kierunku to zmierza. Bo sam Uber przekonuje, że w dobrym...

Firma poinformowała też, że posiada jeszcze ponad 7 mld z około 15 mld dolarów pozyskanych od inwestorów. Kasa szybko topnieje, ale wystarczy jej jeszcze na kilka lat działalności. Co potem? Nim portfel zostanie wyczyszczony, prawdopdobnie dojdzie do IPO - Uber trafi na giełdę (a wyceniany jest obecnie na około 70 mld dolarów) i przez jakiś czas wszyscy będą zadowoleni: inwestorzy odzyskają kasę z nawiązką, twórcy zarobią miliardy, pracownicy, którzy posiadają akcje, będą krok bliżej wzbogacenia się. Środki wpadną też do kieszeni banków. Wystarczy przywołać Snapchata, by pokazać, jak to działa. Obie firmy mają problem z zarabianiem, więc trudno stwierdzić, co będzie dalej. Po Twitterze widać, że nie musi być kolorowo.

Patrząc na to wszystko, zacząłem się zastanawiać nad... polskimi kopalniami. Biznes wyśmiewany, wytykany palcem i skazany na "zaoranie". Bo nierentowny. Ale chyba trudno wskazać kopalnię, która generowałby tak wielkie straty, jak Uber. W ich przypadku mówi się nierzadko o topieniu pieniędzy, o reanimowaniu trupa i "przekręcie", a Uber przedstawiany jest jako symbol innowacyjności, przedsiębiorczości, zrozumienia rynku i jego potrzeb. Traci pieniądze? Co z tego - to się zmieni, w końcu wystrzeli niczym rakieta Elona Muska i wszystkim pokaże. Może faktycznie tak będzie.

Na razie jest tak, że Uber ma problemy w kolejnych krajach i gdy w jednym mieście sytuacja się uspokaja, kryzys wybucha w innym. Do tego doszły w tym roku m.in. oskarżenia o molestowanie seksualne w korporacji, o zaniżanie wynagrodzenia kierowców czy pełnienie funkcji "łamistrajka" podczas protestów w USA. Brakuje już palców u rąk, by wymienić ważnych pracowników, którzy w ostatnim czasie odeszli z firmy. Właśnie wyrzucony został Anthony Levandowski, który miał być "ojcem" autonomicznych pojazdów korporacji. Na jego startup Otto wydano kilkaset milionów dolarów. Ale niedługo potem przyszedł Alphabet i powiedział, że to jego technologie, własność intelektualna, która została zwyczajnie skradziona. Wydaje się mało prawdopodobne, by Uber wyszedł obronną ręką z tego sporu - wielkie nadzieje pokładane w autonomicznej jeździe mogą zostać odłożone na półkę.

W tym wszystkim mamy też CEO korporacji, który przyznał, że nie radzi sobie do końca z prowadzeniem biznesu i potrzebuje pomocy. Gdyby nie chodziło o świat startupów, nowych biznesów rodem z Doliny Krzemowej, ktoś już dawno krzyknąłby, że król jest nagi. Jednak w tym przypadku zaraz zacznie się łowienie inwestorów, którym sprzeda się obietnicę olbrzymich zysków, gdy tylko kupią akcje firmy. Pewnie usłyszą, że to będzie drugi Facebook. Osobiście zamiast akcji wolałbym ten układ ze złotówką zdobywaną za przeczytanie nagłówka o problemach korporacji. Możliwe, że lepiej bym na tym wyszedł.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

IPOuber