Polska

Czy Polsce grozi kampania dezinformacyjna w sieci podobna do tej w USA?

Grzegorz Ułan
Czy Polsce grozi kampania dezinformacyjna w sieci podobna do tej w USA?
93

Jak duża siła drzemie w dystrybucji fake newsów w sieci na szeroką skalę, przekonał się świat po ostatniej kampanii prezydenckiej w USA. Co jakiś czas po jej zakończeniu, wypływały kolejne rewelacje i dane związane z szerzeniem fałszywych informacji podczas jej trwania w sieciach społecznościowych. Skala była tego tak duża, iż z całą pewnością można było stwierdzić, że może i nie zdecydowało to o ostatecznym wyniku wyborów, ale miało znaczący na niego wpływ.

Czy w Polsce możliwy jest podobny scenariusz? Wczoraj na Twitterze pojawiła się ciekawa analiza Anny Mierzyńskiej, którą cytują dziś najbardziej znane polskie nazwiska.

Czy w Polsce możliwy jest podobny scenariusz? Wczoraj na Twitterze pojawiła się ciekawa analiza Anny Mierzyńskiej, którą cytują dziś najbardziej znane polskie nazwiska.

Jak mogłaby wyglądać taka kampania dezinformacyjna w polskiej sieci? Autorka przekonuje, że ona już trwa, a zaczęła się od stworzenia armii botów przy okazji ogłoszenia kandydata na prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego 2 listopada.

Wyobraź sobie, że szykujesz się do wojny informacyjnej w jakimś kraju; wojny, której celem jest dezinformacja, chaos, a w perspektywie – destabilizacja sytuacji w danym państwie. Masz za sobą doświadczenia związane z działaniami w innych krajach, a jeśli nie, to korzystasz ze znanych wzorców: kampanii dezinformacyjnej w USA podczas prezydenckiej kampanii wyborczej oraz kampanii ws. Brexitu. Wiesz, że do dezinformacji trzeba wykorzystać social media, bo tam tego typu kampanie najlepiej się udają. Dezinformacja ma dotyczyć polityki przed i w trakcie zbliżającej się kampanii wyborczej.

Przeanalizowała konta na Twitterze dwóch kandydatów Rafała Trzaskowskiego z Platformy Obywatelskiej i Patryka Jakiego z Prawa i Sprawiedliwości, okazało się, że w okresie od 31 października do 18 listopada konta obu kandydatów zaczęło obserwować 10 tysięcy nieaktywnych kont, nazywa je przy tym "żołnierzami".

To nie efekt jednorazowego wzrostu zainteresowania tematem w chwili ogłoszenia kandydatury R. Trzaskowskiego 2 listopada – liczba followujących te konta uśpionych profili rośnie sukcesywnie, systematycznie, codziennie, nie wzbudzając tym samym niczyjego zainteresowania. Nie ma żadnego skoku, jest systematycznie rosnąca liczba obserwujących.

Co mają ze sobą wspólnego te konta? Wszystkie założone zostały w listopadzie, duża ich część obserwuje jednocześnie obu kandydatów, większość jest zupełnie nieaktywna (na razie) i obserwują kilkadziesiąt innych profili. Jakich? Większość to liderzy opinii w Polsce. Wśród nich można znaleźć konto papieża, Kancelarii Premiera, Donalda Tuska, Prezydenta Polski i wielu innych liderów politycznych w Polsce. Są też znane osoby ze świata sportu, takie jak Robert Lewandowski czy znani dziennikarze, jak Katarzyna Kolenda-Zaleska.

Te nazwiska powtarzają się na większości z analizowanych przez mnie kont. Co ważne – to przedstawiciele wszystkich stron polskiej sceny politycznej, dziennikarze z bardzo różnych mediów, liderzy opinii o przeciwstawnych poglądach. To istotne, bo gdy jakieś polskie ugrupowanie zleca wsparcie swojej działalności przez boty, obserwują one wyłącznie osoby związane z opcją polityczną zleceniodawcy, a nie pełen przekrój polskiej polityki – sprawdzałam to wielokrotnie, analizując działania polskich partii na TT. W przypadku 10 tys. nowych kont-botów jest inaczej.

No to mamy na razie armię botów, które mają rozprzestrzeniać fake newsy na polskim Twitterze, a przede wszystkim pracować nad ich zasięgiem. Brakuje tylko oficerów, którzy będą tą kampanią kierować, prawdopodobnie w czasie wyborów samorządowych, ale co najgorsze nie wiadomo kto nimi będzie i kto ją zlecił. Samo odkrycie nie jest może jakoś rewolucyjne, takie akcje przeprowadzane były już wcześniej. Jednak autorka zwraca naszą uwagę na zagrożenie i specyficzny charakter tworzących się struktur, który różni się od wcześniejszych rozpoznanych już ruchów dezinformacyjnych.

Czy taka świadomość pomoże nam ustrzec się przed zgubnym wpływem takiej wojny w polskiej sieci podczas naszych wyborów? Obawiam się, że ciężko z tym może być. Jak wynika z ostatniego badania, o którym pisałem Wam w zeszłym tygodniu, 1/3 polskich internautów udostępnia w sieci niesprawdzone informacje, niezależnie od poglądów politycznych, a to może być kolejne darmowe narzędzie do zbudowania skali i zalania polskiej sieci fałszywymi newsami.

Źródło.

Jak mogłaby wyglądać taka kampania dezinformacyjna w polskiej sieci? Autorka przekonuje, że ona już trwa, a zaczęła się od stworzenia armii botów przy okazji ogłoszenia kandydata na prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego 2 listopada.

Wyobraź sobie, że szykujesz się do wojny informacyjnej w jakimś kraju; wojny, której celem jest dezinformacja, chaos, a w perspektywie – destabilizacja sytuacji w danym państwie. Masz za sobą doświadczenia związane z działaniami w innych krajach, a jeśli nie, to korzystasz ze znanych wzorców: kampanii dezinformacyjnej w USA podczas prezydenckiej kampanii wyborczej oraz kampanii ws. Brexitu. Wiesz, że do dezinformacji trzeba wykorzystać social media, bo tam tego typu kampanie najlepiej się udają. Dezinformacja ma dotyczyć polityki przed i w trakcie zbliżającej się kampanii wyborczej.

Przeanalizowała konta na Twitterze dwóch kandydatów Rafała Trzaskowskiego z Platformy Obywatelskiej i Patryka Jakiego z Prawa i Sprawiedliwości, okazało się, że w okresie od 31 października do 18 listopada konta obu kandydatów zaczęło obserwować 10 tysięcy nieaktywnych kont, nazywa je przy tym "żołnierzami".

To nie efekt jednorazowego wzrostu zainteresowania tematem w chwili ogłoszenia kandydatury R. Trzaskowskiego 2 listopada – liczba followujących te konta uśpionych profili rośnie sukcesywnie, systematycznie, codziennie, nie wzbudzając tym samym niczyjego zainteresowania. Nie ma żadnego skoku, jest systematycznie rosnąca liczba obserwujących.

Co mają ze sobą wspólnego te konta? Wszystkie założone zostały w listopadzie, duża ich część obserwuje jednocześnie obu kandydatów, większość jest zupełnie nieaktywna (na razie) i obserwują kilkadziesiąt innych profili. Jakich? Większość to liderzy opinii w Polsce. Wśród nich można znaleźć konto papieża, Kancelarii Premiera, Donalda Tuska, Prezydenta Polski i wielu innych liderów politycznych w Polsce. Są też znane osoby ze świata sportu, takie jak Robert Lewandowski czy znani dziennikarze, jak Katarzyna Kolenda-Zaleska.

Czy w Polsce możliwy jest podobny scenariusz? Wczoraj na Twitterze pojawiła się ciekawa analiza Anny Mierzyńskiej, którą cytują dziś najbardziej znane polskie nazwiska.

Jak mogłaby wyglądać taka kampania dezinformacyjna w polskiej sieci? Autorka przekonuje, że ona już trwa, a zaczęła się od stworzenia armii botów przy okazji ogłoszenia kandydata na prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego 2 listopada.

Wyobraź sobie, że szykujesz się do wojny informacyjnej w jakimś kraju; wojny, której celem jest dezinformacja, chaos, a w perspektywie – destabilizacja sytuacji w danym państwie. Masz za sobą doświadczenia związane z działaniami w innych krajach, a jeśli nie, to korzystasz ze znanych wzorców: kampanii dezinformacyjnej w USA podczas prezydenckiej kampanii wyborczej oraz kampanii ws. Brexitu. Wiesz, że do dezinformacji trzeba wykorzystać social media, bo tam tego typu kampanie najlepiej się udają. Dezinformacja ma dotyczyć polityki przed i w trakcie zbliżającej się kampanii wyborczej.

Przeanalizowała konta na Twitterze dwóch kandydatów Rafała Trzaskowskiego z Platformy Obywatelskiej i Patryka Jakiego z Prawa i Sprawiedliwości, okazało się, że w okresie od 31 października do 18 listopada konta obu kandydatów zaczęło obserwować 10 tysięcy nieaktywnych kont, nazywa je przy tym "żołnierzami".

To nie efekt jednorazowego wzrostu zainteresowania tematem w chwili ogłoszenia kandydatury R. Trzaskowskiego 2 listopada – liczba followujących te konta uśpionych profili rośnie sukcesywnie, systematycznie, codziennie, nie wzbudzając tym samym niczyjego zainteresowania. Nie ma żadnego skoku, jest systematycznie rosnąca liczba obserwujących.

Co mają ze sobą wspólnego te konta? Wszystkie założone zostały w listopadzie, duża ich część obserwuje jednocześnie obu kandydatów, większość jest zupełnie nieaktywna (na razie) i obserwują kilkadziesiąt innych profili. Jakich? Większość to liderzy opinii w Polsce. Wśród nich można znaleźć konto papieża, Kancelarii Premiera, Donalda Tuska, Prezydenta Polski i wielu innych liderów politycznych w Polsce. Są też znane osoby ze świata sportu, takie jak Robert Lewandowski czy znani dziennikarze, jak Katarzyna Kolenda-Zaleska.

Te nazwiska powtarzają się na większości z analizowanych przez mnie kont. Co ważne – to przedstawiciele wszystkich stron polskiej sceny politycznej, dziennikarze z bardzo różnych mediów, liderzy opinii o przeciwstawnych poglądach. To istotne, bo gdy jakieś polskie ugrupowanie zleca wsparcie swojej działalności przez boty, obserwują one wyłącznie osoby związane z opcją polityczną zleceniodawcy, a nie pełen przekrój polskiej polityki – sprawdzałam to wielokrotnie, analizując działania polskich partii na TT. W przypadku 10 tys. nowych kont-botów jest inaczej.

No to mamy na razie armię botów, które mają rozprzestrzeniać fake newsy na polskim Twitterze, a przede wszystkim pracować nad ich zasięgiem. Brakuje tylko oficerów, którzy będą tą kampanią kierować, prawdopodobnie w czasie wyborów samorządowych, ale co najgorsze nie wiadomo kto nimi będzie i kto ją zlecił. Samo odkrycie nie jest może jakoś rewolucyjne, takie akcje przeprowadzane były już wcześniej. Jednak autorka zwraca naszą uwagę na zagrożenie i specyficzny charakter tworzących się struktur, który różni się od wcześniejszych rozpoznanych już ruchów dezinformacyjnych.

Czy taka świadomość pomoże nam ustrzec się przed zgubnym wpływem takiej wojny w polskiej sieci podczas naszych wyborów? Obawiam się, że ciężko z tym może być. Jak wynika z ostatniego badania, o którym pisałem Wam w zeszłym tygodniu, 1/3 polskich internautów udostępnia w sieci niesprawdzone informacje, niezależnie od poglądów politycznych, a to może być kolejne darmowe narzędzie do zbudowania skali i zalania polskiej sieci fałszywymi newsami.

Źródło.

Te nazwiska powtarzają się na większości z analizowanych przez mnie kont. Co ważne – to przedstawiciele wszystkich stron polskiej sceny politycznej, dziennikarze z bardzo różnych mediów, liderzy opinii o przeciwstawnych poglądach. To istotne, bo gdy jakieś polskie ugrupowanie zleca wsparcie swojej działalności przez boty, obserwują one wyłącznie osoby związane z opcją polityczną zleceniodawcy, a nie pełen przekrój polskiej polityki – sprawdzałam to wielokrotnie, analizując działania polskich partii na TT. W przypadku 10 tys. nowych kont-botów jest inaczej.

No to mamy na razie armię botów, które mają rozprzestrzeniać fake newsy na polskim Twitterze, a przede wszystkim pracować nad ich zasięgiem. Brakuje tylko oficerów, którzy będą tą kampanią kierować, prawdopodobnie w czasie wyborów samorządowych, ale co najgorsze nie wiadomo kto nimi będzie i kto ją zlecił. Samo odkrycie nie jest może jakoś rewolucyjne, takie akcje przeprowadzane były już wcześniej. Jednak autorka zwraca naszą uwagę na zagrożenie i specyficzny charakter tworzących się struktur, który różni się od wcześniejszych rozpoznanych już ruchów dezinformacyjnych.

Czy taka świadomość pomoże nam ustrzec się przed zgubnym wpływem takiej wojny w polskiej sieci podczas naszych wyborów? Obawiam się, że ciężko z tym może być. Jak wynika z ostatniego badania, o którym pisałem Wam w zeszłym tygodniu, 1/3 polskich internautów udostępnia w sieci niesprawdzone informacje, niezależnie od poglądów politycznych, a to może być kolejne darmowe narzędzie do zbudowania skali i zalania polskiej sieci fałszywymi newsami.

Źródło.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot