Felietony

Trener motywacyjny - czyli nie będziesz mi mówić jak mam żyć

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

41

Wstawanie wcześnie to nawyk ludzi bogatych. Jedz pełnowartościowe śniadanie, to będziesz mieć siłę do realizowania swojego sukcesu. Myśl o Ferrari, które będzie stało pod Twoim domem. Uwierz w siebie. Plan to zwycięstwo. Rachunki płać na końcu - tak robią ludzie sukcesu. W jednym akapicie zawarłem to, co powie Ci "statystyczny trener motywacyjny". Czyli człowiek, który żyje z tego, że mówi ludziom, jak mają żyć.

O ile jedzenie dobrych śniadań to nie tylko korzystny nawyk, lecz również przyjemność (i przywilej), tak strzelanie do ludzi pustymi w przekazie frazesami to dla mnie szczyt psychologicznego szarlataństwa. Nic się nie zmieniło. Odkąd ludzie wymyślili pieniądze, każdy chce ich mieć jak najwięcej. Każdy chce być uważany za człowieka "sukcesu", mieć czas i środki na zachcianki, gdzieś pojechać, kimś być. Kimś, nie czymś - nie trybikiem, a dźwignią. Może i puste, ale całkiem naturalne marzenia. W czasach, gdy presja otoczenia wzmaga w nas apetyt na sukces, trenerzy motywacyjni mają spore wzięcie. Podstawowy wyznacznik "prężności" biznesu trenera? Im więcej motywacyjnego bełkotu, im bardziej porywająca osobowość, im więcej projekcji i nieszablonowości w działaniu, tym lepiej.

Opowiem Ci historię. Zagram w niej główną rolę

Jest sobie taki jeden człowiek. Nazwijmy go Adam. Adam jest po 50-tce, na co dzień łazi w garniturze i prowadzi swój biznes. Sprzedaje coś ludziom - niekoniecznie coś, czego potrzebują. Swego czasu zarobił na tym dobre pieniądze. Jako, że uważa, że jego postawa spowodowała ogromne zmiany (na lepsze) w jego życiu, uznał, że otrzymał mandat do mówienia ludziom, jak mają żyć. Rozmawiając ze mną, począwszy jeszcze od lat, kiedy ustawowo nie mogłem się napić nawet piwa, wieścił mi nieciekawą przyszłość. Dlaczego? Bo nie mam cech człowieka sukcesu.

"Wstawaj wcześnie rano, to będziesz mieć więcej czasu na realizowaniu się ku sukcesowi" - słyszałem. Miałem ochotę mu powiedzieć, żeby się w "coś" pocałował, ale oszczędziłem sobie tego z wyuczonej kultury osobistej i z powodu faktu, że to człowiek ode mnie dwukrotnie starszy. Nie przystoi. Co, jeżeli lubię wstawać późno - szczególnie, że po nocach lepiej robi mi się to, co lubię? Nikt nie zawraca mi głowy wiadomościami, jest cicho, ciemno, przyjemnie i tak, jak ja chcę. Do dzisiaj wstaję naprawdę późno. Jak w nocy przegnę, to i zdarza się, że kiedy Ty wracasz z pracy, ja dopiero otwieram oczy i parzę wodę na ciepły napój, który ostatecznie postawi mnie na nogi.

"Nie szkoda ci pieniędzy na fajki?" - powiedział mi już po 18-tce oświecony, były palacz. Wielu z Was pewnie powie mi, że jestem głupi, bo palę. Owszem, lubię ten "sport". Kaszlę od tego, nie zostanę maratończykiem i codziennie przeklinam akcyzę, która stanowi lwią część ceny papierosów. Ale nie wyobrażam sobie dnia bez "dyma", czy to po wstaniu z łóżka, czy to po akapicie tekstu. Lubię to, nie zabronisz mi tego, zostaw mnie w spokoju. Nie smrodzę innym, nie palę na przystankach, nawet dzieciaki na ulicy omijam, kiedy w trakcie spaceru raczę się dymkiem. Wiem, że mi to szkodzi, ale po prostu tak lubię. "Odłożyłbyś sporo pieniędzy" - albo i bym nie odłożył. Poza tym, że palę - radzę sobie z tym świetnie. Stać mnie i na głupoty i na życie na własny rachunek. Nie pożyczam, co nieco odkładam, nie martwię się o to, że pierwszy jest tak daleko, a portfel jest tak bardzo chudy.

"Miej dobre oceny, dobrze zdaj maturę, idź na dobre studia i praca sama się znajdzie" - gdybym posłuchał przygodnego "mentora" w tej kwestii, pewnie byś dzisiaj mnie nie czytał (i nic by to w Twoim życiu nie zmieniło) i wyjechałbym za granicę. Zawalając niektóre przedmioty w szkole, odsypiając nocne maratony pisania kosztem zajęć, robiąc "swoje" poza nauką, mogę dzisiaj powiedzieć: "Zarabiam pieniądze - przede wszystkim godne. Nikomu niczego nie zazdroszczę. Zwiedziłem kawałek świata. Robię coś ciekawego.". Czy będąc za granicą powiedziałbym to samo? A może moje życie potoczyłoby się jeszcze inaczej? Jestem zadowolony z tego, jak wyszło.

Prawda jest taka, że oceny miałem fatalne. Maturę zdałem głównie dzięki temu, że to zwyczajny test na stopień skręcenia zwojów w mózgu. Dopiero na studiach zająłem się tym, co mnie interesuje - czyli ludźmi przede wszystkim. Przy okazji zacząłem pisać i coś z tego mieć. Nie wiem, czy w tym wieku, w jakim jestem teraz, przy okazji dobrych ocen, byłbym w tym samym miejscu.

"Wszystko zależy od ciebie" - większej głupoty nigdy nie słyszałem. Ten frazes to drwienie sobie z tego, jak życie wygląda naprawdę. Oczywiście - sporo zależy od naszej postawy. Jak nie napiszę tekstu, to Grzesiek się wnerwi i jak się nie poprawię, to mnie z Antyweba na kopach wyprowadzi. Ale nie mam wpływu na to, że mogę się rozchorować. Nie mogę przeskoczyć również tego, że pewnych rzeczy na pewno się nie nauczę, bo do nich brak mi predyspozycji. Nie mogę być skupiony na tym, by rozwijać się w kierunkach, które mnie nie interesują - tylko po to, aby być człowiekiem, który jest do sukcesu predestynowany. Gdyby to było takie proste, zapewne wszyscy mielibyśmy furę forsy, Ferrari, złote sedesy i byłoby po prostu nudno.

Człowiek sukcesu ze mnie jest marny

Żaden właściwie. Jak byłem masakrycznie gruby, to nie słuchałem trenerów personalnych z internetów, tylko sam ustaliłem, co mogę zrobić z tym, żeby sadło zrzucić. Spytajcie Grześka Marczaka, jak wyglądałem rok temu. Dalej nie jest idealnie, ale jest znacznie lepiej. Brzuch nie wisi, twarz ma jakieś rysy, a bieg do autobusu nie sprawia problemów. Na złość wszystkim Kiyosakim, Vitale'om i reszcie motywacyjno - sukcesowej świty śpię do późna, płacę rachunki od razu i w nosie mam nawyki ludzi bogatych. Biorę pod uwagę to, że jestem człowiekiem, a nie plasteliną, znam swoje wady i życie układam sobie tak, żeby mi było wygodnie.

I z Tobą jest tak samo. Jeżeli kiedykolwiek miałeś wątpliwość co do tego, czy Twoje życie jest fajne, ciekawe, bo jakiś trener motywacyjny zrobił sobie fotki wśród palm i znowu zasmarkał Facebooka górnolotnymi frazesami, odpuść sobie. Nie potrzebujesz wcale człowieka, który żyje z tego, że atrybutami sukcesu wodzi ludzi za nos. Nie potrzebujesz go słuchać. Właściwie, to nawet nie potrzebujesz czytać tego tekstu, żeby do tego dojść.

Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!

Tak zwykł mawiać klasyk. A ja powiem inaczej. Jesteś człowiekiem. Mimo wszystko. Trener motywacyjny powie Ci to, czego może nie chciałbyś usłyszeć i wartość idzie za tym żadna. Nie znam nawyków, które warunkują osiągnięcie sukcesu przez człowieka. Dla niektórych szczęściem jest kolejny przeżyty dzień, kolejna zaliczone dziewczyna w klubie, uśmiech dziecka, łaszek z marketu. Cokolwiek ludźmi kieruje i jakikolwiek mają oni cel - jest on słuszny, dla nich samych. Otoczenie może rozpatrywać sposób tych dążeń tylko w kategoriach "szkodliwy", "neutralny", "pożyteczny". Nie ma również trenera motywacyjnego, którego słowa są warte funta kłaków. Nie ma technik motywacyjnych, które uczynią ze wszystkich ludzi sukcesu. Jeżeli się uda - to tylko dlatego, że zadziała efekt placebo. Samospełniająca się przepowiednia. Znakomita większość ludzi, która bawiła się w motywację i co więcej - których znam, dzisiaj ma te techniki daleko w nosie. Żyją po swojemu - lepiej lub gorzej. Wielu z nich jest szczęśliwych. I żaden trener nie jest im do owego szczęścia potrzebny.

Tobie też nie. Serio.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

rozwój