Felietony

To przerażające i smutne, ale czytamy mało książek - a to naprawdę piękna pasja

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

56

Z książkami blisko jestem już od całkiem dawna - do dzisiaj, jak tylko mam czas, lubię usiąść, pochłonąć choćby kilka kartek zalegającego mi na regale tytułu - nie z poczucia pewnego obowiązku człowieka, który dba o swoje zwoje, ale ze zwykłej przyjemności. I z potrzeby odcięcia się od bezdusznego ś...

Z książkami blisko jestem już od całkiem dawna - do dzisiaj, jak tylko mam czas, lubię usiąść, pochłonąć choćby kilka kartek zalegającego mi na regale tytułu - nie z poczucia pewnego obowiązku człowieka, który dba o swoje zwoje, ale ze zwykłej przyjemności. I z potrzeby odcięcia się od bezdusznego światła monitora, tabletu - mam dziwne, być może mylne wrażenie, że papier "koi moje oczy", a miły zapach kartek papieru przywodzi mi na myśl chwile, w których książek mogłem "wciągnąć" mnóstwo.

Dzisiaj czytam znacznie mniej - ale tylko dlatego, że mam na to mniej czasu. Tę stratę staram się sobie tłumaczyć tym, że w ciągu dnia przeczytam tyle, że starszy mi za kilka rozdziałów dobrej powieści, jednak to nie to samo. I wiecie o tym Wy, wiem o tym również ja. Ale serio, jeżeli czegoś nie przeczytam ciągu kilku dni, to mam straszliwe wyrzuty sumienia, że zaniedbuję jedną z fajniejszych rozrywek poza młóceniem Xboxa, oglądaniem meczy, czy dobrym jedzeniem.

Szybko przyszło

Po mojej rodzinie krąży zabawna skądinąd anegdota o tym, jak to nauczyłem się czytać. Prawdopodobnie fakt rozróżniania przeze mnie liter, składania je w wyrazy, a następnie zdania nastał odrobinę wcześniej, jednak moje umiejętności były łaskawe ujawnić się podczas rodzinnych "wczasów" w Międzyzdrojach. Ja, świeży trzylatek - miałem w zwyczaju interesować się wszystkim o wszystkich i najlepiej ze wszystkiego. Widok gazety w moich rękach nie był niczym dziwnym. Jako, że wujkowi zawsze bliżej było do lewicy, na kocyku wylądował "NIE - Dziennik cotygodniowy", wydawany przez człowieka, o którym dzisiaj mogę powiedzieć, że jest tak samo wredny, jak i inteligentny. O walorach estetycznych Jerzego Urbana rozmawiać nie będę - nie znam się to raz, a dwa - chyba nie jest tak źle, skoro się (ponoć) szczęśliwie związał z kobietą.

Nie wiem, czy nic innego na kocyku nie było, czy też przyciągnęła mnie nazwa tygodnika Urbana. W każdym razie po chwili czytania postanowiłem podzielić się interesującym nagłówkiem z papierzyska. Wrzasnąłem:

Rząd dobry bo do dupy!

Wyobraźcie sobie - trzylatek nie wiadomo skąd mówi coś tak mądrego i cały czas tak samo aktualnego. Na twarzach rodziców (podobno) najpierw niedowierzanie, następnie śmiech, a potem śledztwo - skąd ten mały człowiek wziął coś tak... sensownego. Winowajcą okazał się być Jurek Urban, jego gazeta i moja, szybko nabyta umiejętność czytania. Gazetę postanowiono mi zostawić, aż nie zacząłem czytać o pedofilii w Kościele Katolickim - ponoć nie chciałem po tym chodzić do Kościoła i w sumie tak mi zostało - ale nie z tego powodu. A księży szanuję i bardzo lubię.

Od tego zaczęły się moje przygody z książkami. Tuż po tym jak wróciliśmy do domu ojciec postanowił dać mi "na próbę" do przeczytania książkę, co bym godzinami nie przesiadywał przed Pegasusem, czy oglądał Cartoon Network. Pierwszym tytułem, jaki u mnie "pękł" od deski do deski była powieść dla dzieci Rumer Godden "Inspektorze, na pomoc!". Leżąc w szpitalu rok później wypożyczałem z przyszpitalnej biblioteki kolejne, dla zabicia nudy. Odfajkowałem Małego Księcia (choć nie do końca wtedy go jeszcze nie rozumiałem, potrzebna była repeta) oraz trzy tomy ciągle genialnej baśni o Panu Kleksie. Czym byłem starszy, tym ambitniejsze tytułu lądowały na moim biurku - po drodze zacząłem kupować prasę komputerową, nawet "kradłem" rodzicom niedostosowane do mojego wieku książki, gdzie krew lała się strumieniami, a morderstw było czasem tyle, ile rozdziałów w książce.

Instytucji lektur nienawidzę do dziś

Szkoła jest od tego, by uczyć, krzewić wartości patriotyczne, popularyzować narodową kulturę - a przy okazji i jej treści. Tak, czy owak - każdy, kto dotrwał choćby do ostatniej klasy podstawówki, musi zapoznać się z kilkoma lekturami szkolnymi. Co popularniejsze nowele polskich literatów połknąłem na raz - choć do dziś uważam, że w większości są to teksty kalekie, proszące się o to, by zrobić z nich dużo szersze powieści, ukazujące problemy ludzi w różnych epokach. A tak - wychodzi nam ckliwy opis tego i tamtego, coś nagle się dzieje i lekturka się kończy. Za to nieźle czytało się "Dzieci z Bullerbyn", "Anię z Zielonego Wzgórza" - te książki wydają się być odpowiednie dla dzieci w wieku 1-3, a wtedy to miałem za zadanie się z nimi zapoznać. Uczące, mądrze napisane i co ważne - wartościowe książki.

Do wierszy nie mam absolutnie nic - za to do osób, które życzyły sobie ode mnie interpretacji tychże... już mam mnóstwo. Nieco odchodzę od tematu książek, ale mam wrażenie, że niektórzy, co bardziej zagorzali (albo leniwi) poloniści potrafią tak obrzydzić literaturę bezsensownym wałkowaniem treści kultury wysokiej, że człowiekowi odechciewa się czytać w ogóle. Gdyby zapytać nieżyjącego poetę o na przykład "niebieską firankę" w tym i tym wersie: "Czy to dowód na smutek podmiotu lirycznego utożsamianego z autorem?", to założyłbym się o dobry alkohol, że ten by odpowiedział, że w sumie to tylko dlatego, że mu się rymowało.

Tutaj możecie sobie na mnie poużywać - z lekturami byłem raczej na bakier. Kilka "pał" posypało się za moją nieznajomość obligatoryjnego tytułu. I oczywiście - nikogo do tego nie namawiam, nie uważam, że to jest dobre i każdy tak powinien robić. Ale jak słyszałem, że na wakacje dostaję do przeczytania stosik nieinteresujących mnie dzieł, przy czym w szufladzie mam listę "must read" z książkami, które polecili mi znajomi, albo polecił bloger-czytelnik... co wybiorę? A pamiętajmy, nie każdy książki czytać lubi (bo nigdy nie czytał dla przyjemności?). Zmuszanie człowieka do czegokolwiek z reguły przynosi skutek odwrotny.

Dzieje się jednak tak, że gdy brakuje mi pomysłów na czytanie, chwytam się lektur, które zostały przeze mnie pominięte - w niektórych przypadkach utwierdzam się w przekonaniu, że "lektury" to słaby pomysł. W innych pluję sobie w brodę, że nie przeczytałem tego wcześniej. Z czytaniem jest trochę jak ze szpinakiem. Za młodu nie chciałem tego jeść, bo "syf i wygląda jak rzygowiny" - a miałem to wmuszane przy każdej lepszej okazji. Jak już zjadłem sam - bez przymuszania, poszło gładko i ze szpinakiem nieźle się lubimy. A książki? Wyglądają niemodnie, bo są komputery, konsole, smartfony. Domena książkowych moli i dziwaków. Wcale nie, trzeba się jedynie przekonać.

Z czytelnictwem w Polsce jest słabo. Nawet bardzo

Choćbym nie wiem, ile przeczytał w ciągu roku, choćbym nie miał gdzie upychać książek, które zdołałem przeczytać, to raczej i tak nie polepszę tych statystyk, choćbym bardzo chciał. Te dotyczące roku 2014 wskazywały jasno - Polacy z książkami nie są za pan brat. Wnioski proste - czym gorzej z wykształceniem, tym gorzej z czytelnictwem (to akurat znany od dawien dawna trend), jednak źle jest w każdej grupie społecznej - czy to będzie chodziło o wiek, wykształcenie, dochody, czy też miejsce zamieszkania. W Polsce nie istnieje coś takiego, jak kultura czytania książek.

Biblioteka Narodowa co dwa lata publikuje raporty na temat czytelnictwa w Polsce - najświeższe dane, jakimi dysponuje to te za rok 2014, wraz z końcem obecnego informacje te zostaną zaktualizowane i nie zdziwię się, jeżeli niekorzystny dla książek trend nie tylko się utrzyma, ale i pogłębi.

Osobnym problemem jest również ubogość domowych biblioteczek. W moim domu, oprócz literatury dotyczącej nauk społecznych (to masowo znosiłem z uczelni), znajdują się jeszcze różnorakie powieści, jest w czym wybierać. Staram się również, by ta biblioteczka co jakiś czas się powiększała - tutaj wyda Wam się to dziwne, ale dla mnie taki element wystroju wnętrza jest ponadczasowy i uniwersalny. Poza tym - świadczy również dobrze o osobie, która taką biblioteczkę w domu posiada (pięknie jest wtedy, jak większość tych książek jest już przeczytana).

Badanie nie odpowiada na pytanie: "Dlaczego nie czytamy książek", jednak powodów może być kilka. Słabo lub nieodpowiednio krzewi się kulturę pisma - nawet w szkołach, na co zwracałem uwagę. W rozmowach ze znajomymi często powtarza się argument: "Nie mam czasu po głowie się podrapać, a co dopiero z książkami?" - rzeczywiście, te osoby, z którymi rozmawiałem mają problem z wygospodarowaniem sobie czasu nawet na głupiego papierosa, jednak niektórzy mogliby z jednego dnia wyciągnąć choćby 30 minut na fotel, książkę i jeden, dwa rozdziały.

Nowe media, nowe technologie, nowe wyzwania

Jak wskazywałem powyżej - oprócz tego, że staram się czytać tyle, ile mogę, to w dodatku podczas pracy wertuję mnóstwo tekstów, raportów z badań, literatury fachowej oraz źródeł informacyjnych. Codziennie z tego zrobiłoby się kilka większych rozdziałów książek. Korzystam również ze źródeł obcojęzycznych (nie oszukujmy się, inaczej się nie da w niektórych przypadkach), ale to mi odpowiada - utrzymuję kontakt z językiem angielskim i nie mam z nim żadnego problemu. Teksty rozumiem - a jak coś jest niejasne, szukam rozwiązania i tym bardziej się uczę. Same korzyści.

Badanie Biblioteki Narodowej dotyka również tematyki nowych mediów oraz technologii wspomagających czytelnictwo. Nie będę się tutaj spierał, czy e-booki/audiobooki są lepsze/gorsze od tradycyjnych książek. Jako osoba, która czytać lubi jestem absolutnie pewien, że gradacja w tej kwestii jest absolutnie niepotrzebna i co ważne - krzywdząca. Audiobook/e-book przeczytany/odsłuchany, zapamiętany i zrozumiany jest tak samo wartościowy jak książka, a poza tym, odpowiada na kilka problemów codzienności.

Nie wyobrażam sobie słuchania audiobooka w trakcie jazdy samochodem, czy spacerowania - na książce muszę się skupić absolutnie. Nie miałbym nic przeciwko słuchaniu audiobooka przy kominku, przy dobrym winie, zimowym wieczorem. Ale... preferuję papier. Tak po prostu. Lubię kontakt z książką i to, że mogę ją potem odłożyć na półce i cieszyć nią oko. Takie zboczenie.

Co do e-booków - miałem jedno podejście do takiego urządzenia i postanowiłem sobie, że będę z niego korzystać tam, gdzie trudno jest zabrać aktualnie "przerabiany" zbiór. Nie wszędzie zabiorę kilka książek, które aktualnie znajdują się w kręgu mojego zainteresowania, toteż e-book wydaje się być rozwiązaniem optymalnym. Prawie. Dużo podróżuję komunikacją międzymiastową i z intencją czytania w autobusach, samolotach zabrałem się do użytkowania takiego sprzętu. Jak wyszło? Jadąc autobusem i czytając doznawałem skądinąd przykrych dolegliwości powodujących, że z takiego urządzenia szybko zrezygnowałem, a w domu ostatecznie i tak sięgałem po pachnący papier.

Z książki nie ucieszą się trzy typy osób: ślepy, analfabeta i idiota

To akurat cytat mojego dobrego kolegi, który chłonie pozycje z kręgu fantasy, akurat przy okazji naszych planów prezentowych dla najbliższych. Ja uznałem, że w te święta kupię swoim bliskim coś fajnego i pożytecznego - a jako, że u mnie w domu z czytaniem problemów nie ma, każdy dostał po książce i słodkościach. Prezent niedrogi, ale ucieszył. Znając preferencje mamy, taty, siostry, brata, kogokolwiek można nieźle trafić z tytułem. Poza tym - mnie najbardziej ucieszył widok ofiarowanych książek na szafkach nocnych rodziców - znakiem tego czytają. I bardzo dobrze.

Tak, Moi Drodzy. Książka jest prezentem dla każdego - dla młodego i starego, dla kobiety i mężczyzny, dla biednego i bogatego. Nie ma ograniczeń. Człowiek musi umieć tylko czytać. A jeśli czytać nie lubi - jego sprawa. Może się zdarzyć tak, że ta jedna książka w człowieku obudzi pasję pochłaniania kolejnych i kolejnych... wtedy świat byłby nieco piękniejszy.

Dzieci to świetni czytelnicy

To, że dzieci powinny czytać - wiemy wszyscy. Mnie na przykład cieszy bogata biblioteczka mojego siostrzeńca - co prawda niebogata w rozbudowana powieści, czy książki w ambitny sposób dotykające pewnego zagadnienia, ale są to przede wszystkim tytułu dla niego, dla jego zainteresowań i dla jego wieku. Książki o znanych piłkarzach pisane z myślą o młodszych to świetny sposób na to, by połączyć hobby latorośli z pożytecznością czytelnictwa. Jeśli Wasz synek interesuje się dinozaurami - w Internecie, w księgarniach znajdzie się coś dla niego. Czegokolwiek by nie dotyczyły zainteresowania Waszego dziecka - zapewne znajdziecie coś, co je zainteresuje. Ważne jest także to, by czytać wspólnie - spędzanie czasu z dzieckiem to super sprawa, ale tego tłumaczyć nikomu nie muszę. Ze starszym siostrzeńcem bywało tak, że kiedy jego mama nie mogła akurat poczytać mu na dobranoc - do niego leciałem ja. Dawałem mu również chwilę na samodzielne zapoznanie się z książką i ostatecznie - chłopczyk czyta już sam.

Korzyści z czytania? Proszę bardzo

O tych korzyściach możecie przeczytać wszędzie, ale warto je przypomnieć przy okazji tak ważnego dla mnie tekstu. Po pierwsze - jestem pewien, że gdybym nie czytał, to pewnie byśmy ze sobą nie rozmawiali na Antywebie. Czytanie wzbogaca słownictwo, wspomaga późniejsze przelewanie myśli na papier (lub na tekst pisany w komputerze). Człowiekowi prościej jest wyrazić w słowach to, o czym myśli, wypowiada się atrakcyjniej i poprawnie. O tym, że czytanie aktywizuje mózg również nie musiałbym mówić - ale warto wiedzieć, że pochłaniając książkę musimy wyobrazić sobie dopiero co odczytanie z liter zdarzenie - to nie telewizja, komputer, gdzie bodźce mamy podane jak na tacy, a mózg odrobinę się rozleniwia.

Im więcej człowiek czyta, tym mniej popełnia błędów w piśmie - powiem Wam szczerze, że nie potrafiłbym Wam wyjaśnić, dlaczego to pisze się tak, a tamto zupełnie inaczej. Dla mnie źle napisany wyraz... wygląda po prostu źle i nie dlatego, że mi go Word/Chrome/cokolwiek podkreśli. Edytory tekstu pomagają mi tylko w kwestii literówek, które zdarzają się dosłownie każdemu (choć nie wszystkie da się wyłapać, czeskie błędy przechodzą najczęściej). Jednak czytając dużo ma się pewność, że człowiek nie popełni głupiego babola. Po prostu.

Dziękuję każdemu, kto dobrnął do końca. Jeszcze kilka wersów

Tym wpisem świata nie zbawię, nie spowoduję, że wszyscy zaczną jak jeden mąż czytać jeden tytuł za drugim. Księgarnie nie zanotują gigantycznych zysków, domowe biblioteczki nie zapełnią się papierem, a w autobusach nie zrobi się pełne obłożenie czytających książki. Swoją cegiełkę jednak do tego dołożyłem. Moi Drodzy - dziękuję Wam za miłe wejście w Nowy Rok - życzę Wam wszystkiego dobrego - również w kontekście czytelnictwa. Pamiętajcie o tym tekście. Jeszcze raz dziękuję, że go przeczytaliście. :)

Grafika: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu