Recenzja

To gadżet, nie kawałek mody – recenzja smartwatcha Goclever Chronos Eco

Konrad Kozłowski
To gadżet, nie kawałek mody – recenzja smartwatcha Goclever Chronos Eco
28

Osoby zainteresowane smartwatchami mają powody do zadowolenia. Do rywalizacji o klienta dołączyli już niemal wszyscy najwięksi gracze, a ich produkty zaczynają powoli oferować to, czego oczekują użytkownicy. Jednak zanim do Polski oficjalnie trafią urządzenia topowe urządzenia od liderów rynku techn...

Osoby zainteresowane smartwatchami mają powody do zadowolenia. Do rywalizacji o klienta dołączyli już niemal wszyscy najwięksi gracze, a ich produkty zaczynają powoli oferować to, czego oczekują użytkownicy. Jednak zanim do Polski oficjalnie trafią urządzenia topowe urządzenia od liderów rynku technologii ubieranych, w sklepach trafić można na tańsze propozycje - jedną z nich jest Chronos Eco od polskiego Goclever.

Został on zaprezentowany kilka tygodni temu, a od pewnego czasu gości na moim nadgarstku. Największym problemem z jakim muszą zmierzyć producenci takiego sprzętu to fakt, iż zegarek jest tak naprawdę częścią biżuterii i garderoby, co wymusza zgoła inne podejście przy projektowaniu smartwatcha od tego, do którego przywykli producenci przygotowujący smartfony. Urządzenia ubierane muszą więc spełnić wiele kryteriów, których do niedawna nie brano pod uwagę. Czy Goclever wyszło z tej sytuacji obronną ręką?

Pamiętajmy o cenie

Ocena wyglądu to naturalnie kwestia subiektywna i bardzo ogólnie rzecz biorąc nie zarzuciłbym Chronos Eco zbyt wiele. Ze wszystkich mankamentów, które są zazwyczaj wymieniane skupiłbym się jedynie na grubości urządzenia, która wyraźnie rzuca się w oczy, gdy zegarek znajduje się na nadgarstku. Moja opinia wynika przede wszystkim z tego, że urządzenie to nabyć można w cenie od 150 do 200 złotych, a wkrótce kwota ta może być jeszcze niższa. Decydując się na zakup Chronos Eco musimy więc być gotowi na maksymalny kompromis - jeżeli za takie pieniądze chcemy zakupić smartwatcha, to nie będzie on niestety wyglądał jak Moto 360, ZenWatch czy G Watch R i wiele osób najwyraźniej nie potrafi tego zrozumieć. Chronos Eco ma po prostu działać, a nie wyglądać i jeśli to komuś nie przeszkadza, to wspomniana grubość zegarka, spora ramka wokół ekranu, masywne przyciski i gumowany, niewymienialny szeroki pasek są do przełknięcia.

Tym bardziej, że Chronos Eco nosi się zaskakująco wygodnie. Mam niewielkie dłonie, na tle których zegarek wygląda na większy niż w rzeczywistości jest. Dodatkowo specyfikacja mówi o 36 gramach wagi, o których zapomina się po pewnym czasie noszenia smartwatcha. Plastikowy tylny panel może z początku nieco drażnić naszą skórkę, ale to także jest kwestią przyzwyczajenia - podobny scenariusz znajduje zastosowanie przy większości ubieralnych gadżetów, a mi potrzeba było jedynie kilku godzin, by zapomnieć o obecności zegarka na nadgarstku, zupełnie jak z Jawbone UP24. Jednak są sytuacje, w których nadzwyczaj boleśnie przypominamy sobie o nim i o jego gabarytach. Aktualna pora roku wymusza na nas noszenie czegoś więcej niż samego podkoszulka, a każdorazowe zakładanie i zdejmowanie bluzy czy kurtki może irytować, bo zegarek z wielką ochotą zahacza się o wszystko co może. Niejednokrotnie wygodniejszym rozwiązaniem jest po prostu zdjęcie zegarka i jego ponowne założenie - zazwyczaj w ogóle nie noszę zegarków, ale nie przypominam sobie, by którykolwiek z tych, które nosiłem do tej pory sprawiały mi tyle problemów.

Na razie tylko Android

Skoro więc sam napisałem, że przy takiej cenie powinniśmy od zegarka wymagać przede wszystkim poprawnego działania, a nie odpowiedniej prezencji, skupmy się na tym, jak sprawdza się w codziennych obowiązkach. Ze smartfona korzystam nad wyraz często, a pojawiające się co chwilę powiadomienia zmuszają do sięgania po telefon w niewielkich odstępach czasu. Smartwatch miał być rozwiązaniem tego problemu. Chronos Eco na dzień powstawania recenzji współpracuje jedynie z Androidem, choć w planach firmy Goclever jest także wprowadzenie odpowiedniej aplikacji również do sklepu App Store. Pierwsza konfiguracja urządzenia jest bezproblemowa, wszystko odbywa się przy użyciu aplikacji na smartfonie i po kilku chwilach Chronos Eco jest gotowy do współpracy. Wszystkie komunikaty odczytujemy na niewielkim, bo o przekątnej 1,26 cala ekranie o rozdzielczości 144 na 168 pikseli. Jest to ekran Sharp Memory LCD z podświetleniem i szczerze mówiąc spodziewałem się gorszych rezultatów po raz pierwszy czytając jego specyfikację. Tymczasem ekran jest równie czytelny w ciemniejszym, co i w jaśniejszym otoczeniu, a w przypadku całkowitej ciemności do dyspozycji mamy podświetlenie. Sami zdecydować możemy o tym, czy interesuje nas ciemny tekst na jasnym tle czy odwrotnie - ja zdecydowałem się właśnie na ten pierwszy wariant.

Zegarkiem zarządzać można korzystając z przycisków znajdujących się na jego obudowie lub przy użyciu aplikacji na naszym telefonie. Problem polega na tym, że obydwa te sposoby pozwalają na zarządzanie innymi opcjami - jest to mało intuicyjne i wymaga od użytkownika przejrzenia wszystkich ustawień i na zegarku, i wewnątrz aplikacji, by móc zrozumieć jego działanie. Po pewnym czasie można do tego przywyknąć i tak naprawdę przestaje się na to zwracać uwagę, delikatny niesmak jednak pozostaje.

Nawigacja

Zrozumienie pracy zegarka zajmuje kilkanaście minut. Ekran główny to naturalnie miejsce na tarczę z aktualną godziną, którą wybraliśmy z poziomu aplikacji. Do wyboru jest kilkanaście tarcz przedstawiających czas w sposób analagowy i cyfrowy. Dostępna jest także kategoria tarcz tematycznych, na przykład z logiem Batmana czy innych rozpoznawalnych postaci. Podczas okresu testu oferta tarcz nie powiększyła się, ale możliwe, że aktualizacje aplikacji przyniosą większy wybór.

Na lewej krawędzi zegarka umieszczony został przycisk “wstecz”, który wywiązuje się z powierzonego mu zadania. Jednak na ekranie głównym spełnia on nieco inną rolę, bo pozwala na przejście do podmenu z takimi informacjami jak stan naładowania baterii, nazwa Blutooth i data. Prawy bok został wypełniony aż trzema przyciskami - dwa skrajne są klawiszami nawigacyjnymi, zaś ten pomiędzy nimi zatwierdza wybór i pozwala na przejście do głównego menu. Tam, oprócz niewielkiego zegarka i wskaźnika baterii, znalazło się sześć ikon, które kolejno odpowiadają za: sekcję komunikatów (gromadzone są tam wszystkie odebrane powiadomienia), sterowanie odtwarzaczem muzyki, zdalne robienie zdjęć, podmenu krokomierza, podmenu śledzenia snu i standardowy skrót do ustawień.

W ustawieniach możliwe jest całkowite wyłączenie modułu Bluetooth w zegarku co pozwala znacznie zaoszczędzić energię (zegarek prawie normalnie pracuje bez łączności z telefonem, rezygnujemy po prostu z dodatkowych funkcji), co zasługuje na pochwałę, gdyż niektóre urządzenia na rynku zaprzestają nawet wyświetlania aktualnej godziny po utracie połączenia. Oprócz tego możemy wywołać funcję znajdowania telefonu (zaczyna wydawać głośny dźwięk, pozwalający zlokalizować smartfona), zdecydować kiedy aktywne będzie podświetlenie, czy ruch nadgarstkiem ma je aktywować i kiedy obowiązuje tryb nocny. Jeżeli zastanawiacie się czy Chronos Eco potrafi właściwie zareagować na podniesienie nadgarstka i podświetlić wtedy ekran, to przypomnienie o tym, że nawet znacznie droższe urządzenia nie do końca radzą sobie z tą funkcją powinno wystarczyć.

Powiadomienia poproszę

Główną atrakcją smartwatcha ma być jednak powiadamianie użytkownika o nowych notyfikacjach. Chronos Eco wywiązuje się z tego obowiązku całkiem nieźle. W aplikacji na smartfonie możemy zdefiniować, z których aplikacji wysyłane będą powiadomienia na nasz telefon, więc sami możemy po prostu ograniczyć ich liczbę. Pojawienie się nowego powiadomienia jest sygnalizowanie krótką wibracją i podświetleniem ekranu (jeśli jest aktywne). Wtedy wyświetlana jest na przykład treść e-maila (ale niekompletna, jedynie dwie, do trzech pierwszych linijek), treść SMS-a czy nazwa kontaktu, gdy telefon dzwoni. Kilkakrotnie zdarzyło mi się sięgnąć po telefon zanim powiadomienie trafiło do zegarka, ponieważ obecne są drobne, acz irytujące opóźnienia. Wszystkie notyfikacje trafiają do wspomnianej sekcji z komunikatami, którą musimy opróżniać prostą kombinacją przycisków (centralny, a później górny w celu skasowania pojedynczego powiadomienia). Zdarzyło się też, że treść powiadomienia zawierała dodatkowe cyfry pomiędzy kolejnymi wyrazami treści, których pochodzenie pozostało mi nieznane.

Dodatkowe funkcje, jak sterowanie odtwarzaczem muzyki, śledzenie snu czy zliczanie liczby pokonanych kroków, to rzeczywiście dodatki. Po kilkugodzinnym pobycie przed komputerem zegarek doliczył się kilkudziesięciu, a czasem i kilkuset pokonanych kroków. W kwestii śledzenia snu moim punktem odniesienia były dane zebrane przez opaskę UP24, i choć nie odbiegały one od siebie na tyle, bym mógł określić je mianem bzdur, to jednak margines błędu był zbyt duży, by można było potraktować dane z zegarka na poważnie. Byłem bardzo ciekaw, jak wyglądać będzie kontrolowanie odtwarzaczem, ale po kilkunastu minutach testowania po prostu zrezygnowałem - opóźnienie było naprawdę odczuwalne, a zdarzało się również zignorowanie poleceń wydanych z poziomu smartwatcha.

Zakup to przyjęcie kompromisu

Pomimo tylu niedoskonałości mógłbym nadal bronić Chronos Eco i zasłaniać je niską ceną. Nie byłem jednak w stanie wybaczyć produktowi Goclever jednego - braku stabilności połączenia zegarka ze smartfonem. Do zerwania połączenia dochodziło zbyt często - znalezienie się w pomieszczeniu obok wystarczyło, by zegarek zawibrował i poinformował mnie o utracie łączności z telefonem. Zbyt często zdarzało się to także, gdy telefon znajdował się w kieszeni, czyli nie dalej niż kilkadziesiąt centymetrów od mojej Moto G. W większości przypadków łączność nie była przywracana automatycznie, więc przegapienie jednego powiadomienia o braku połączenia, mogło doprowadzić do nie dostarczenia pozostałych powiadomień.

Nie chciałbym zupełnie skreślić tego produktu. Wygląda jak wygląda, a sądzę że działanie może ulec poprawie, jeśli Goclever upora się z problemami software’owymi - do tego czasu ciężko mi jednak polecic Chronos Eco. Nawet pomimo świetnego czasu pracy na baterii (osiągalne jest 1,5 tygodnia z włączonym Bluetooth, bez łączności nawet do miesiąca), wygodnego złącza magnetycznego do ładowania i wodoodporności (można z nim pływać). Kupując Goclever nie kupujecie kawałka mody, lecz gadżet z niższej półki. I warto o tym pamiętać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Recenzjarecmobilewearables