Recenzja

Test Steelseries Sensei Wireless – bezprzewodowa perfekcja

Paweł Kozierkiewicz
Test Steelseries Sensei Wireless – bezprzewodowa perfekcja
22

Przeglądając oferty akcesoriów dla graczy można odnieść wrażenie, że każdy znajdzie coś dla siebie. Każdy producent próbuje zaspokoić potrzeby potencjalnych klientów i w jakiś sposób wyróżnić się od pozostałych. Jedni stawiają na kosmiczne wręcz parametry, inni na niebanalny wygląd. Do wyboru, do ko...

Przeglądając oferty akcesoriów dla graczy można odnieść wrażenie, że każdy znajdzie coś dla siebie. Każdy producent próbuje zaspokoić potrzeby potencjalnych klientów i w jakiś sposób wyróżnić się od pozostałych. Jedni stawiają na kosmiczne wręcz parametry, inni na niebanalny wygląd. Do wyboru, do koloru. Usatysfakcjonowani będą i miłośnicy klasyki, i awangardy.

Myszka Steelseries Sensei Wireless na pierwszy rzut oka jest wręcz banalna. Żadnego efektownego designu, dziesiątków klawiszy, specjalnego profilowania. Jedynym co sugeruje, że to profesjonalne narzędzie dla graczy, jest podświetlane logo oraz rolka. No i po dwa klawisze osadzone na lewym i prawym grzbiecie obudowy. Kiedy jednak chwycimy urządzenie do ręki, wtedy od razu czujemy, że mamy do czynienia ze świetnie zaprojektowaną myszką, z którą aż chcemy się zaprzyjaźnić.

W prostocie siła

Sensei Wireless jest bezprzewodową odmianą dobrze znanego modelu od Steelseries, który zdobył uznanie niejednego gracza. Oglądając urządzenie z zewnątrz widzimy ergonomicznie wygiętą górną pokrywę wykonaną z antypoślizgowego tworzywa. Z takiego samego materiału wykonane są dwie boczne okładziny, na których podczas chwytu spoczywa kciuk i palec serdeczny. Pomiędzy tymi powierzchniami znajduje się ramka z czarnego, błyszczącego plastiku, na których umieszczono dodatkowe cztery przyciski – po dwa z każdej strony. Na środku myszki osadzono rolkę z gumowanym pokryciem, małą diodę sygnalizacyjną oraz przycisk domyślnie zmieniający czułość sensora. Dzięki prostemu kształtowi, Senseia mogą z powodzeniem używać osoby leworęczne.

Na spodzie w centralnym miejscu umieszczono czujnik laserowy działający w zakresie od 50 do 8200 dpi. Obok znajdziemy wyłącznik urządzenia i przycisk do parowania myszki ze stacją dokującą. Po bokach producent zamontował ślizgacze, a na samym „szczycie” znajduje się otwór do podłączenia kabla, jeśli chcemy dodać do „gryzonia” ogonek. Warto też zwrócić uwagę na specjalną blokadę, która uniemożliwia przypadkowe wysunięcie się wtyczki z gniazda. Myszka waży 115 g i jest bardzo dobrze wyważona.

Drugim elementem zestawu jest stacja dokująca, która służy za przekaźnik sygnału oraz miejsce, na którym odbywa się ładowanie urządzenia. Przede wszystkim jest ona dosyć ciężka – 290 g. To w połączeniu z dużą powierzchnią antypoślizgową powoduje, że solidnie leży ona na blacie i przypadkowe zrzucenie na ziemię jest mało prawdopodobne. Srebrna, matowa ramka okala wyprofilowaną przestrzeń ładowania, na którą należy odkładać myszkę, kiedy z niej nie korzystamy. Podświetlana „wstęga”, oprócz walorów estetycznych może też służyć jako wskaźnik naładowania baterii. Po zainstalowaniu oprogramowania możemy sami wybrać sobie kolor iluminacji, albo też całkowicie ją wyłączyć.

W wygodzie moc

Jak już wspomniałem, Steelseries Sensei Wireless świetnie leży w dłoni od pierwszej chwili. W przeciwieństwie do niektórych „gamingowych” myszek, tutaj nie ma do czego się przyzwyczajać. Bez problemu palce odnajdują swoje miejsca, wszystkie podstawowe przyciski znajdują się na swoich miejscach, a dostęp do nich nie jest w żaden sposób utrudniony.

Codzienne korzystanie z „Mistrza” jest czystą przyjemnością. Przeglądanie stron internetowych, edycja tekstu, czy inne „każualowe” klikanie, odbywa się bezproblemowo. Nawet kilkugodzinne majtanie kontrolerem nie powoduje żadnego dyskomfortu. Osoby na co dzień nie mające styczności z myszkami bezprzewodowymi (czyli np. wyżej podpisany) mogą jeszcze odczuwać coś co określiłem jako „poczucie odcięcia”, czyli takie dziwne wrażenie braku fizycznego połączenia z komputerem. Dziwne, ale nie niepokojące.

Do ergonomii nie można się przyczepić na żadnym etapie. To jedna z najwygodniej leżących w dłoni myszek, z którymi miałem do czynienia.

Równie dobrze Sensei sprawiał się w grach. Przed rozpoczęciem testów, moje największe obawy dotyczyły opóźnień w reakcjach, które mogłyby być spowodowane przez brak bezpośredniego połączenia z komputerem. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Producent obiecuje czas reakcji na poziomie jednej milisekundy. I faktycznie, w wymagających refleksu strzelankach nie zauważyłem żadnego „lagowania”. W pewnym momencie specjalnie „szurałem” Senseiem po podkładce jak szalony i w żadnej z testowanych prze ze mnie gier nie zauważyłem tego, żeby sensor się zgubił i z błędami śledził ruchy.

Dodatkowo, zestaw konfigurowalnych przycisków pozwala np. na szybkie przełączanie broni i akcesoriów w Battlefieldzie, czy przypisanie klawiszy odpowiedzialnych za przeładowywanie, albo używanie przedmiotów. W grach z innych gatunków „Mistrz” także sprawiał się wyśmienicie.

W oprogramowaniu potęga

Sensei Wireless pełnię mocy zyskuje po zainstalowaniu oprogramowania Steelseries Engine 3, które obsługuje także inne urządzenia tej duńskiej firmy. Dzięki aplikacji możliwe jest ustawienie wielu parametrów, które mogą okazać się przydatne przy codziennym użytkowaniu i graniu w gry.

Przede wszystkim, Steelseries Engine 3 umożliwia przypisywanie konkretnych klawiszy i funkcji przyciskom w myszce. To właśnie w tym miejscu określamy dwa parametry czułości sensora, kolory podświetlenia, poziom przyciągania kątowego, czy kwestie związane z oszczędzaniem energii. Bardziej zaawansowanych graczy z pewnością zainteresuje też moduł do pisania własnych makr. Te można zapisywać w locie, bądź składać kawałek po kawałku.

Wielką zaletą Steelseries Engine 3 jest jego przejrzystość i łatwość w obsłudze. Z podstawowymi nastawami poradzi sobie każdy użytkownik, a edytor makr jest na tyle przyjazny, że może do ich robienia przekonać tych mniej obeznanych z „wiedzą tajemną”.

Perfekcja ma swoją cenę

Czy Sensei Wireless jest myszką idealną? Z pewnością nie, jednak podczas testów nie udało mi się znaleźć jakiś niedoróbek. Urządzenie wykonane jest z bardzo dobrych jakościowo materiałów, świetnie leży w dłoni, jest bardzo ergonomiczne i dobrze nadaje się do gier oraz codziennej pracy. Na jednym naładowaniu baterii, z 15 minutowym czasem przejścia w tryb uśpienia, „Mistrz” odmawiał współpracy po około 15 godzinach intensywnego używania. W sytuacji awaryjnej szybko można było go "zreanimować" poprzez dołączenie kabla.

Jeśli miałbym znaleźć mankament, to z pewnością jest nim cena. Za myszkę producent życzy sobie około 500 złotych, co jest niebagatelnym wydatkiem. Jeśli jednak szukacie uniwersalnej myszki, która ma wam służyć do każdych działań, to weźcie pod uwagę usługi „Mistrza”.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu