Ciekawostki technologiczne

To miał być transport przyszłości, a mamy jedną wielką aferę finansową

Maciej Sikorski
To miał być transport przyszłości, a mamy jedną wielką aferę finansową
19

Ludzi na świecie przybywa, miasta rosną, niektóre aglomeracje liczą już kilkadziesiąt milionów mieszkańców. Takich tworów będzie przybywać. To stwarza wiele problemów, pojawiają się wyzwania, jednym z najważniejszych jest transport, zapewnienie płynnego ruchu w przestrzeni miejskiej. Pomysłów na rozwiązanie kłopotów starych i nowych mamy coraz więcej, wśród nich znajdziemy Transit Elevated Bus (TEB). Albo i nie znajdzimey, bo biznes znika w niejasnych okolicznościach. Tylko czy firmę przerosły kwestie techniczne?

TEB mniej więcej rok temu pojawiał się w mediach na całym świecie. Od Chin, przez USA, po Europę. Jedni przekonywali, że to nie wypali, bo kłopotów konstrukcyjnych i eksploatacyjnych jest zbyt wiele, drudzy wyrażali entuzjazm i zapewniali, że to będzie hit, jeszcze inni czekali na efekty: pomysł może i szalony, ale w tym szaleństwie może tkwić metoda. Jeśli nie pamiętacie/nie wiecie o co chodzi w Transit Elevated Bus, już przypominam:

Trudno określić ten wynalazek jednym słowem. Porusza się na szynach, ale nie jest ani tramwajem, ani tym bardziej składem metro. Ani to trolejbus ani autobus: coś zupełnie innego, ale łączącego w sobie cechy wymienionych środków transportu. Jednym z największych atutów jest pojemność – jednocześnie maszyna mogłaby ponoć przewozić około 1400 osób. A to oznacza poważną redukcję liczby autobusów czy składów tramwajowych jeżdżących w mieście. Zmniejsza się zużycie paliwa, zmniejsza się zanieczyszczenie miast. W przypadku Chin jest to niezwykle istotne – przecież smog jest tam wielkim problemem.

TEB mniej więcej rok temu pojawiał się w mediach na całym świecie. Od Chin, przez USA, po Europę. Jedni przekonywali, że to nie wypali, bo kłopotów konstrukcyjnych i eksploatacyjnych jest zbyt wiele, drudzy wyrażali entuzjazm i zapewniali, że to będzie hit, jeszcze inni czekali na efekty: pomysł może i szalony, ale w tym szaleństwie może tkwić metoda. Jeśli nie pamiętacie/nie wiecie o co chodzi w Transit Elevated Bus, już przypominam:

Trudno określić ten wynalazek jednym słowem. Porusza się na szynach, ale nie jest ani tramwajem, ani tym bardziej składem metro. Ani to trolejbus ani autobus: coś zupełnie innego, ale łączącego w sobie cechy wymienionych środków transportu. Jednym z największych atutów jest pojemność – jednocześnie maszyna mogłaby ponoć przewozić około 1400 osób. A to oznacza poważną redukcję liczby autobusów czy składów tramwajowych jeżdżących w mieście. Zmniejsza się zużycie paliwa, zmniejsza się zanieczyszczenie miast. W przypadku Chin jest to niezwykle istotne – przecież smog jest tam wielkim problemem.

Pojazd miał się poruszać nad jezdnią, pod nim przejeżdżałyby samochody, motocykle czy rowery. Pojawia się zatem bardzo pojemny środek transportu publicznego, który nie zawadza innym maszynom. To ruchomy tunel przewożący wielu pasażerów. Rozwiązanie idealne? W tekście, z którego pochodzi ów fragment, wspominałem, że pomysł nie jest nowy i towarzyszy mu szereg problemów. Jeżeli ktoś poważnie myśli o takim pojeździe, musi się przyłożyć.

Przed rokiem wydawało się, że coś z tego będzie: prezentacje robiły wrażenie, nie brakowało wsparcia urzędników, pojawiły się spore pieniądze od inwestorów i ze wsparcia społecznego. O TEB pytali nawet przedstawiciele innych państw, bo u siebie też szukają rozwiązania dla zakorkowanych miast. W sierpniu ubiegłego roku ruszyły testy w mieście Qinhuangdao w prowincji Hebei. Odcinek miejskiej drogi o długości 300 metrów przerobiono na tor umożliwiający jazdę Transit Elevated Bus, były głośne pokazy. A potem... cisza. Po kilku miesiącach do magistratu zaczęły spływać skargi na TEB, który nazywano zawalidrogą.

Obecnie sprawa rozwija się w kierunku... zamknięcia projektu. Robotnicy usuwają szyny, pojazd trafił na parking. Z plotek wynika, że urzędnicy odmówili dalszej współpracy z firmą stojącą za tym projektem. Ale oficjalnych komentarzy brak, najwyraźniej wszyscy chcą być jak najdalej od TEB. Dlaczego? Bo już pojawiają się pytania o pieniądze. Trudno stwierdzić, jakie finansowanie zdołali pozyskać pomysłodawcy, ale wymieniane są duże sumy, których raczej nie pochłonęło stworzenie "odcinka testowego". Strona firmy wyparowała, jej szef jest ponoć nieuchwytny. Pojazd miał wybawić miasta od korków, a najwyraźniej poprzestał na czyszczeniu kieszeni z pieniędzy. Takich przypadków nie brakuje chociażby w serwisie Kickstarter, lecz tutaj ktoś mocno zwiększył skalę, wszedł na wyższy poziom.

Chyba nie tak miało to wyglądać. Pojawia się przy tym pytanie: projekt u podstaw jest wadliwy i niewykonalny czy po prostu trafili się nieodpowiedni ludzie? Firma naprawdę chciała to zbudować, lecz zrezygnowała, gdy skonfrontowała się z rzeczywistością? A może chodziło jedynie o wyciągnięcie kasy? Odpowiedzi są o tyle istotne, że mogą zaważyć na przyszłości takich projektów. Kolejnym przedsiębiorstwom trudno będzie przekonać inwestorów i urzędników do tego pomysłu. Nawet, jeśli świetnie to wymyślą i znajdą sposób na pokonanie barier. Nie dotyczy to jedynie pojazdów typu TEB - każdy innowacyjny projekt może być komentowany słowami "a pamiętacie Transit Elevated Bus...?". Słaba reklama. O tyle dobrze, że polskie miasta nie ruszyły z zamówieniami i zaliczkami do chińskiej firmy...

Pojazd miał się poruszać nad jezdnią, pod nim przejeżdżałyby samochody, motocykle czy rowery. Pojawia się zatem bardzo pojemny środek transportu publicznego, który nie zawadza innym maszynom. To ruchomy tunel przewożący wielu pasażerów. Rozwiązanie idealne? W tekście, z którego pochodzi ów fragment, wspominałem, że pomysł nie jest nowy i towarzyszy mu szereg problemów. Jeżeli ktoś poważnie myśli o takim pojeździe, musi się przyłożyć.

Przed rokiem wydawało się, że coś z tego będzie: prezentacje robiły wrażenie, nie brakowało wsparcia urzędników, pojawiły się spore pieniądze od inwestorów i ze wsparcia społecznego. O TEB pytali nawet przedstawiciele innych państw, bo u siebie też szukają rozwiązania dla zakorkowanych miast. W sierpniu ubiegłego roku ruszyły testy w mieście Qinhuangdao w prowincji Hebei. Odcinek miejskiej drogi o długości 300 metrów przerobiono na tor umożliwiający jazdę Transit Elevated Bus, były głośne pokazy. A potem... cisza. Po kilku miesiącach do magistratu zaczęły spływać skargi na TEB, który nazywano zawalidrogą.

Obecnie sprawa rozwija się w kierunku... zamknięcia projektu. Robotnicy usuwają szyny, pojazd trafił na parking. Z plotek wynika, że urzędnicy odmówili dalszej współpracy z firmą stojącą za tym projektem. Ale oficjalnych komentarzy brak, najwyraźniej wszyscy chcą być jak najdalej od TEB. Dlaczego? Bo już pojawiają się pytania o pieniądze. Trudno stwierdzić, jakie finansowanie zdołali pozyskać pomysłodawcy, ale wymieniane są duże sumy, których raczej nie pochłonęło stworzenie "odcinka testowego". Strona firmy wyparowała, jej szef jest ponoć nieuchwytny. Pojazd miał wybawić miasta od korków, a najwyraźniej poprzestał na czyszczeniu kieszeni z pieniędzy. Takich przypadków nie brakuje chociażby w serwisie Kickstarter, lecz tutaj ktoś mocno zwiększył skalę, wszedł na wyższy poziom.

Chyba nie tak miało to wyglądać. Pojawia się przy tym pytanie: projekt u podstaw jest wadliwy i niewykonalny czy po prostu trafili się nieodpowiedni ludzie? Firma naprawdę chciała to zbudować, lecz zrezygnowała, gdy skonfrontowała się z rzeczywistością? A może chodziło jedynie o wyciągnięcie kasy? Odpowiedzi są o tyle istotne, że mogą zaważyć na przyszłości takich projektów. Kolejnym przedsiębiorstwom trudno będzie przekonać inwestorów i urzędników do tego pomysłu. Nawet, jeśli świetnie to wymyślą i znajdą sposób na pokonanie barier. Nie dotyczy to jedynie pojazdów typu TEB - każdy innowacyjny projekt może być komentowany słowami "a pamiętacie Transit Elevated Bus...?". Słaba reklama. O tyle dobrze, że polskie miasta nie ruszyły z zamówieniami i zaliczkami do chińskiej firmy...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu