Felietony

Studio nagraniowe w cenie dwóch lalek Barbie

Grzegorz Marczak
Studio nagraniowe w cenie dwóch lalek Barbie
18

Jest to tekst Jacka Artymiaka, który tworzy serwis texy.co Dzieci dorastają dziś otoczone nowoczesnymi technologiami, ale jak dobrze odnajdują się w tym świecie widać dopiero, kiedy same zaczynają dokonywać wyborów. Pisałem już na łamach Antyweb.pl o moich przygodach ze sprzętem do tworzenia i...

Jest to tekst Jacka Artymiaka, który tworzy serwis texy.co

Dzieci dorastają dziś otoczone nowoczesnymi technologiami, ale jak dobrze odnajdują się w tym świecie widać dopiero, kiedy same zaczynają dokonywać wyborów.

Pisałem już na łamach Antyweb.pl o moich przygodach ze sprzętem do tworzenia i nagrywania muzyki. Jak to ma często miejsce, moja córka okazała się być w tej kwestii bardziej pragmatyczna niż jej zafascynowany mrugającymi diodami ojciec i nie chciała żadnego wypasionego sekwencera.

Córka od dwóch lat chciała mieć własne "radyjko". Obejrzeliśmy przez ten czas kilkadziesiąt radyjek, ale żadne nie było tym czego szukała. Dopiero kilka tygodni temu przypadkowo weszła do pokoju w czasie gdy ćwiczyłem prezentację na zbliżającą się w konferencję. "Chcę takie radyjko, jak ma tata." A więc cały ten czas chodziło o dyktafon... No dobrze, ale jaki ma być? "Ma nagrywać lepiej niż mój różowy mikrofon."

Rzeczywiście, córka od dłuższego czasu bawiła się mikrofonem z zestawu "Agatka śpiewa" czy coś takiego. Lalka z zestawu jest piękna inaczej, ale pomysł z mikrofonem, który nagrywa i odtwarza jest świetny. Dwa przyciski, mikrofon i odrobina pamięci flash zamknięte w pancernej obudowie dają dzieciakom mnóstwo radości. Dla tych nie zainteresowanych nagrywaniem jest zestaw denerwujących "bumcyków" a więc dla każdego coś miłego.

Ponieważ czas nagrania jest ograniczony a jakość kiepska, córka chciała czegoś więcej i zapragnęła zbudować własne studio nagraniowe, "jak kiedyś tata". To oczywiście kara za moją podcastową przeszłość. Kocham moją córkę, ale to życzenie wydawało się trudne do spełnienia, nie tylko ze względów finansowych, ale przede wszystkim dlatego, że sprzęt do nagrań jest za bardzo skomplikowany jak na dość krótką cierpliwość małej dziewczynki.

Na pomoc przyszedł mi postęp technologiczny jaki dokonał się na rynku dyktafonów w ciągu kilku ostatnich lat. Kiedy zaczynałem nagrywać podcasty na rynku można było dostać bardzo drogie rejestratory cyfrowe dla reporterów lub studiów nagraniowych albo kiepskiej jakości dyktafony nagrywające w formacie WMA, których konstruktorzy próbowali zmieścić w maleńkiej pamięci jak najwięcej danych poświęcając na tym ołtarzu jakość zapisu. Takim dyktafonem był mój stary Olympus WS-210S, który nadawał się do rejestracji notatek głosowych lub zapisu rozmów, ale na pewno nagrania rejestrowane za jego pomocą nie nadawały się do publikowania w celu odsłuchiwania przez inne osoby.

Popularność formatu MP3 oraz spadające ceny pamięci flash oraz układów AD/DA obsługujących formaty WAVE/PCM i MP3 umożliwiły konstrukcję dyktafonów, które są tanie a jednocześnie rejestrują dźwięk z częstotliwością próbkowania oraz jakością zapisu wyższą od parametrów zapisu dźwięku na płycie Audio CD.

Kiedy uświadomiłem sobie, że parametry zapisu dźwięku oferowane przez produkowane dziś dyktafony przewyższają parametry o jakich marzyłem siedem lat temu, wybór odpowiedniego urządzenia stał się o wiele prostszy. Wystarczyło mi, że dyktafon zapisuje dźwięk w formacie MP3 o parametrach 64kbps/22kHz, posiada duży wyświetlacz, względnie dużą pamięć oraz gniazdo mikrofonowe i gniazdo słuchawkowe. Pozostało tylko wybrać kolor. Wygrał biały Philips LFH0615.

Kiedy nadszedł dzień otwarcia prezentów córka była w szoku, bo wiedziała, że prosiła o coś "dla dorosłych", ale nie spodziewała się tego dostać. Kiedy zobaczyła dyktafon, mikrofon i słuchawki zamilkła na chwilę a kiedy już odzyskała głos powiedziała, "to teraz muszę mieć stronę w internecie"... Wtedy zamurowało mnie.

Kiedy odzyskałem głos zaproponowałem krótką lekcję pracy z mikrofonem i dyktafonem. Pod koniec dnia córka nagrała 64 ścieżki (śpiew, jej własnego pomysłu bajki, eksperymenty dźwiękowe, itp.) Od kilku dni w kącie leżą lalki i pluszaki, bo córka jest zafascynowana kreatywnymi możliwościami jakie daje jej to nowe narzędzie. Przy okazji okazało się, że zniknęły drobne problemy z dykcją, których nie potrafiły skorygować panie specjalistki w szkole.

Kluczem do sukcesu okazało się zastosowanie umieszczonego w statywie mikrofonu zewnętrznego (dynamiczny mikrofon Sony do karaoke) oraz słuchawek. Wtedy jakość zapisu jest znacznie lepsza niż w przypadku stosowania mikrofonu elektretowego wbudowanego w obudowę dyktafonu a słuchawki pozwalają na lepszą reprodukcję zapisu niż maleńki skrzeczący głośniczek. Pod koniec dnia córka stwierdziła, że nie chce mieć własnej strony, ale chce być na YouTube, "tam gdzie są prawdziwe gwiazdy"... Jak na kilkuletnie dziecko jest całkiem dobrze zorientowana w jaki sposób może dotrzeć do potencjalnych odbiorców swojej twórczości.

Prawdę mówiąc jestem w szoku. Dzieci nie boją się nowych technologii, ale po prostu z nimi żyją tak jak ja kiedyś z procą w kieszeni. W jej wieku miałem bardzo ograniczony dostęp do nowych technologii. Mogłem się pochwalić tym, że rozebrałem na części pierwsze walizkowy gramofon należący do mojej śp. babci, eksperymentowałem z zapisem audio na magnetofonie szpulowym a później słuchałem bajek z kaset i próbowałem dokonać zapisu wideo bajki "Biały delfin Um" za pomocą mikrofonu leżącego obok telewizora Vela. No, umiałem też obsługiwać projektor bajek siedząc pod kocem zawieszonym między dwoma krzesłami.

W porównaniu z moimi kolegami ganiającymi po okolicy z finkami i zasmarkanymi nosami żyłem w przyszłości. Ale to nie może się równać z tym, do czego mają dziś dostęp dzieciaki. I na dodatek są to narzędzia niedrogie, bo całe studio nagraniowe mojej córki kosztowało tyle co podwójna rata "podatku od posiadania córki" czyli zestawu składającego się najnowszego filmu DVD o przygodach lalki Barbie, samej lalki Barbie oraz różowego domku. O pożytkach edukacyjnych z wyzwolenia kreatywnych skłonności nawet nie wspomnę, bo są oczywiste.

Łał!

Jacek Artymiak tworzy serwis texy.co

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu