Startups

Nie musisz być hipsterem, jeśli chcesz robić startup - chodzi o pomysł i ciężką pracę, a nie przekąski gluten free...

Maciej Sikorski
Nie musisz być hipsterem, jeśli chcesz robić startup - chodzi o pomysł i ciężką pracę, a nie przekąski gluten free...
36

Róbcie biznes, a nie startupy - niejednokrotnie spotkałem się z takim tekstem dotyczącym sektora nowych technologii. Wiem, że jest on bardzo negatywnie odbierany przez startupowców, boli ich to, że ich praca nie jest brana na poważnie. I czasem mają rację, bo budują w pocie czoła produkt, markę, a ktoś drwi z ich poczynań. Niestety, branża sama daje powody, by z niej drwić, robią to nawet ludzie, którzy osiągają sukces...

Startupy to dla przeciętnego Czytelnika AW temat stary i dobrze znany. Ale ile wie o nich reszta społeczeństwa, ludzie, którzy nie interesują się Doliną Krzemową, dotacjami, inwestorami, parkami technologicznymi czy finansowaniem społecznościowym? Prawdopodobnie niewiele, sonda uliczna wykazałaby, że startup to yyyeeeyyy. W niektórych przypadkach pewnie firma komputerowa albo pomysł w Internecie. Z tej niewiedzy wynikać mogą nieporozumienia, więc wato edukować. Można to robić na różne sposoby, jednym z nich jest docieranie do ludzi za pośrednictwem tradycyjnych mediów. Pamiętam, że kiedyś przypadkiem trafiłem na film Anatomia startupu stworzony dla TVP. Dość ciekawy dokument, pokazywał polskich przedsiębiorców, twórców startupów, laik dowiadywał się co i jak robią, poznawał ich pomysł na biznes, model pracy. Widz mógł na koniec powiedzieć: te startupy to jednak fajna sprawa.

Tym razem będzie jednak o innym przypadku. Niewiele ponad tydzień temu dostałem do ręki Wysokie Obcasy, dodatek do Gazety Wyborczej, usłyszałem przy tym "Znajdziesz tu tekst, który cię zainteresuje. Mnie bardzo zirytował". Powiedziała to młoda osoba prowadząca firmę. Ale nie startup - firmę, co podkreśliła przy przekazywaniu gazety. Szybko miałem zrozumieć, o co chodzi.

Artykuł, który miał mnie zainteresować to "Nowy wspaniały świat", czyli wywiad z Martą Krupińską, dyrektorką generalną Azimo. W Sieci znajdziecie go pod tym adresem. Zdecydowanie polecam lekturę (najlepiej w całości), bo w rozmowie pojawia się sporo ciekawych wątków. Myślę, że spokojnie mógłbym to rozbić na trzy, a może i pięć tekstów, by zastanowić się nad słowami młodej pani dyrektor. Wybiorę jednak kwestię subkultury startupów.

Nim przejdę do szczegółów, zaznaczę, że Azimo to nie jest "polski facebook" czy aplikacja do wysyłania sobie słowa yo - patrzymy na firmę, która chce upraszczać przelewy pieniężne, obniżać koszty tej usługi i przyspieszać ją. Pozyskali już kilkadziesiąt milionów dolarów finansowania, zatrudniają sztab ludzi, mogą się pochwalić szybko rosnącym biznesem, niezłymi wynikami. Marcie Krupińskiej udaje się budować przedsiębiorstwo godne uwagi, a cały projekt ma sens. Z tekstu wynika, że wkłada w to mnóstwo pracy i nie patrzymy na przykład lekkoducha, który mówi, że robi startupy licząc na to, że pojawi się inwestor i wręczy mu worek pieniędzy za projekty rozrysowane na kartce (czasem nawet tego brakuje). Dlatego dziwiłem się, gdy czytałem fragmenty tego typu:

Aha, czyli gdyby ciebie nie było, sukces tej firmy wyglądałby w tej chwili tak samo.

No nie! Absolutnie nie. Gdyby mnie nie było, nie byłoby Azimo. Natomiast ważne jest, żeby pamiętać o tym, że na początku był chaos i było nas troje.

Jak w Biblii!

To typowe. Mitologizacja to powszechny trend w start-upach. Są przedziwne artefakty z kultowych początków firmy, ale i rzeczy, którymi wypada się otaczać: organiczna kawa, przekąski gluten free, wszystkie urządzenia Apple, rowery bez przerzutek.

Potem robi się jeszcze ciekawiej, Krupińska idzie krok dalej:

Próbujesz mi powiedzieć, że start-upy są subkulturą?

Chyba tak. Pewnie nie we wszystkich firmach tak jest, ale dla mnie bardzo widoczny jest taki „typ start-upowca”. Chodzi w converse’ach, w koszulach w kratkę, ma okulary w grubej czarnej lub od niedawna kolorowej ramce, używa wymyślnych czcionek, mówi śmiesznym slangiem, posługując się ogromną ilością skrótów: zaraz puszczamy moje MVP w nowej iteracji, by osiągnąć właściwe KPI! Ważny jest balance między moim CTA a LTV.

Jest żargon, jest mundur, są modne produkty i dieta, transport pewnie ekologiczny.

Tak i nie. Transport musi być Uberem lub innym start-upem. Dostawa jedzenia też musi się odbywać za pośrednictwem nowej firmy lub pomysłu typu Deliveroo. Są też obowiązkowe lektury opowiadające o tym, jak skalować biznes, czy o tym, co jest atrakcyjne dla inwestorów, np. blogi prowadzone przez takich gigantów, jak Andreessen Horowitz, Benedict Evans czy Seth Godina, ale też platformy, jak TechCrunch, Venture Beats, First Round Review.

Czytam raz, drugi i nie wiem, co powiedzieć. Myślałem, że dzisiaj z tego obrazu został nam już tylko serial Dolina Krzemowa, w którym ta "subkultura" została wyśmiana. Przekąski gluten free? Mam znajomego, który robi startup w biurowcu położonym niedaleko mojego mieszkania. W porze obiadowej schodzi do stołówki i je posiłek wykupiony w ramach abonamentu. Pomidorową i schabowego. Urządzenia Apple? Grzegorz jakiś czas temu pisał, że to mija i na imprezach branżowych pojawiają się inne marki. O obrazie startupowca, typie, o którym wspomina współtwórczyni Azimo trudno nawet pisać, bo to jakaś karykatura. Ludzie z branży, których ja poznałem, wyglądali trochę inaczej. Jasne, byli i tacy w koszulach w kratę, ale nie przypominam sobie, by całość składała się na jakiś "typ".

Może to ja miałem pecha i trafiałem na jakieś ewenementy, ludzi, którzy startup budowali np. po godzinach, gdy wychodzili z korporacji, żywili się w domu lub w budce z kebabem, ubrania dobierali do okazji, poruszali się samochodem lub komunikacją miejską. Może trafiłem na jakichś odszczepieńców. A może to byli... przedsiębiorcy. Nie startupowcy. Podejrzewam, że spora część z nich uśmiechnęłaby się pod nosem, gdybym spytał, gdzie ich converse'y, okulary w kolorowej ramce i rower bez przerzutek. Albo inaczej: może to mają, ale nie dlatego, że budują biznes...

Patrząc na to z boku, przestaje dziwić, że pojawiają się hasła w stylu "róbcie biznes, nie startupy", a profesor Filipiak mówi, że sceptycznie podchodzi do startupów. Bo przytaczana rozmowa nie musi budować u czytającego pozytywnego obrazu owej subkultury. Ciężka praca schodzi na drugi plan, przebija się "gluten free". A najgorsze jest to, że przedsiębiorca, który tworzy po prostu firmę, a nie startup, może się wkurzyć, gdy czyta o innych standardach w bardziej tradycyjnych przedsiębiorstwach. To też wbijanie do głów młodszych ludzi, tych przyszłych startupowców, przekonania, że muszą mieć konkretny rower i buty, by tworzyć biznes. Powoli łapię się za głowę.

Takie teksty przynoszą środowisku chyba więcej szkody niż pożytku, dla przeciętnego człowieka nadal jest to jakaś grupa ludzi oderwana od rzeczywistości. Nie przedsiębiorców, których spotyka się każdego dnia i szanuje za ich pracę, ale hipsterów mówiących niezrozumiałym językiem. Dorzućmy do tego jeszcze artykuły, w których piętnuje się patologie z tego rynku, wykazuje, że większość startupów pada, a pieniądze są "palone" i mamy przepis na niechęć do branżuni. O to chodziło w wywiadzie? Czy Marta Krupińska chciała, by jedni reagowali nerwowo czytając jej słowa, a inni wybuchali śmiechem? Wydaje mi się, że to miała być pochwała dla biznesu, dla kobiety pracującej...


Niedawno uruchomiliśmy serwis z Pracą w IT! Gorąco zachęcamy do przejrzenia najnowszych ofert pracy oraz profili pracodawców

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

StartupPolska