Gry

Świetny powrót legendy w postaci StarCraft: Remastered

Artur Janczak
Świetny powrót legendy w postaci StarCraft: Remastered
10

14 sierpnia 2017 miała miejsce premiera StarCraft: Remastered. Jako fan uniwersum Blizzarda nie mogłem przejść obojętnie obok tego projektu. Zapowiadano pełne wsparcie z oryginałem, poprawioną grafikę, obsługę Battle.Net i wiele więcej. Nikt nie przenosił starych gier do silnika 3D, tylko całkowicie odświeżył to, co lata temu pokochali gracze. Zabieg wydawał się interesujący, zaś poprawiona podstawka i dodatek świata Zergów, Protossów i Terran to coś, na co czekałem. Od ponad dwóch tygodni mogę się cieszyć wersją, która sprostała oczekiwaniom i jednocześnie jest przystępna dla tych, którzy w jedynkę i Brood War nigdy nie grali. Blizzard dostarczył solidny tytuł skierowany do wszystkich.

Powrót legendy

Pierwszy raz zetknąłem się ze StarCrtaftem gdzieś w okolicach 1998-1999 roku. Wtedy nie posiadałem jeszcze komputera, ale krewny pokazał mi demo. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Już wcześniej ciągnęło mnie do RTS-ów, ale dopiero kosmiczna strategia od niebieskich wywarła na mnie ogromne wrażenie. Inteligentni wrogowie, wiele jednostek, ciekawe mapy i wspaniała oprawa A/V. Nie interesowała mnie wtedy tak bardzo fabuła, konflikty polityczne i relacje pomiędzy trzema rasami. Wolałem się skupić na rozgrywce, wadach i zaletach danych postaci. Wymyślałem różne sposoby, aby jak najskuteczniej pokonać komputer na danej mapie. Samo demo nie dałoby mi tych możliwości, na moje szczęście znajomy posiadał komputer i dzieło Blizzarda. Ja na swoją kopie i maszynę musiałem poczekać do 2005 roku. To właśnie wtedy miałem już swojego PC-ta i zakupiłem składankę Platynowa Kolekcja, gdzie był omawiany tytuł wraz z WarCraftem II i Diablo.

Wtedy mogłem w pełni zapoznać się z uniwersum StarCraft, zarówno offline, jak i online. Angielski znałem już na wystarczającym poziomie, aby w pełni zrozumieć fabułę podstawki i dodatku. Nie mniej jednak, to tryb sieciowy sprawił, że w tę grę zagrywałem się aż do czasu wydania dwójki. Takie mapy jak StarCraft Dream czy The Lost Temple męczyłem wielokrotnie, ale oprócz zwykłych pojedynków lubowałem się w poziomach stworzonych przez fanów. Wszystkie Sunkeny, Bunkry, EVOLVES, Turret Defense i inne były mi znane. Spędziłem na tych poziomach setki godzin i strasznie się cieszę, że teraz mogłem do tego wszystkiego wrócić. Od zapowiedzi poprawionej wersji czekałem, aż remaster będzie dostępny, a cena nie miała dla mnie większego znaczenia. Jedynka i BroodWar może i działały na nowszych systemach, ale pojawiały się problemy z łącznością, nie mogłem grać ze znajomymi, a sama oprawa i stary format trochę już męczyły. Takie odświeżenie było tej serii potrzebne.

Godne odświeżenie klasyka

W StarCraft: Remastered Blizzard poprawiono praktycznie wszystko. Każda jednostka, drzewo, budynek czy woda prezentują się okazale. Wcześniej nieraz się zastanawiałem, jak wyglądają postacie i potwory, a teraz w końcu wiem. Można wszystko sobie przybliżyć i obejrzeć. Część projektów graficznych zgadza się z moimi przypuszczeniami, ale na przykład taki SCV trochę mnie zaskoczył. Wsparcie wysokich rozdzielczości i różnych proporcji ekranu, poprawiony dźwięk, użycie nowych efektów graficznych i pełna kompatybilność z oryginałem, a to nie wszystko. Awatary postaci zostały zmienione, aby bardziej odpowiadać swoim wersjom z StarCraft II. Udoskonalono również dialogi i dodano nowe sceny przerywnikowe, aby lepiej poznać fabułę. Tutaj warto obejrzeć materiał DigitalFoundry, aby w pełni zobaczyć, te wszystkie wizualne zmiany.

Warto podkreślić, że obecny zespół, który pracował nad tym remasterem nie miał dostępu do pierwotnych projektów i wiele rzeczy musiał stworzyć zupełnie od zera. Efekt jaki udało się uzyskać jest wręcz fenomenalny. Nie wszystko jednak uległo zmianie. Część osób obawiała się, że dotychczasowy balans w rozgrywce zostanie zmodyfikowany. Na szczęście dla zagorzałych fanów, tak się nie stało. Jednostki zachowują się tak samo, można oznaczyć jedynie 12 postaci, zaś rozwiązanie z trójwymiarowej dwójki nie zostało tutaj uwzględnione. Blizzard chciał przystosować swoje stare dzieło do dzisiejszych standardów, jednocześnie pozostając wierny oryginałowi. Zapewne dla jednych będzie to zaleta, dla drugich wada, ale to mimo wszystko dobra produkcja z dużą zawartością. Sześć kampanii po dwie na każdą rasę. Wszystkie misje są długie, wymagające i według mnie szalenie satysfakcjonujące.

Poprawiony RTS, ale nadal wymagający

Zanim ktokolwiek ruszy ślepo naprzód, powinien się dwa razy zastanowić. Nawet silna armia może zostać zamieniona w proch, jeżeli wcześniej nie zbada terenu, nie sprawdzi jakie są systemy obronne i czy przypadkiem oponent nie ustawił się w korzystniejszej pozycji do ataku. Sam kilka razy się na to nabrałem, bo pamiętając bardziej rozkład sił z drugiej odsłony zapomniałem, że takie Hydraliski w jedynce są o wiele silniejsze i bardziej wytrzymałe. Jeden Zealot potrafi wyrządzić duże szkody, zaś same budynki nie niszczą się tak szybko. Jednostki i otoczenie mają swoje ograniczenia, które musiałem sobie przypomnieć. Poziom trudności wydaje się wyższy niżeli w Wings of Liberty, a sam komputer potrafi być bardziej przebiegły. Oczywiście, wszystko da się przewidzieć, ale to nie znaczy, że przejdziecie przez tryb jednoosobowy bez jakichkolwiek komplikacji. Mnie to mocno zmotywowało, bo musiałem nieraz zmienić podejście i strategię. Ten powrót do przeszłości dał mi popalić, ale jednocześnie przypomniał, te miłe lata, które spędziłem przy StarCraft i BroodWar.

Remastered można nabyć za niecałe 15 euro, co uważam za dość rozsądną cenę. Oryginał z dodatkiem są obecnie darmowe, więc jak ktoś nie chce brać w ciemno poprawionej wersji, to może je wcześniej przetestować. Odświeżone klasyki to ten sam klimat, dobra rozgrywka ze wszystkimi plusami i minusami pierwowzorów. To nie lada okazja do sprawdzenia legendy RTS-ów w przystępnej graficznie formie. Jeżeli natomiast singleplayer to dla Was z mało, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby sprawdzić się w trybie sieciowym. Czekają tam stare i lubiane mapy, a także doświadczeni gracze, którzy podejmą każde wyzwanie. My life for Aiur!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu