Mobile

Smartfon za 4 dolary, darmowy Internet... Tylko wody i prądu nie masz w domu...

Maciej Sikorski
Smartfon za 4 dolary, darmowy Internet... Tylko wody i prądu nie masz w domu...
36

Ile kosztuje najtańszy smartfon na naszym globie? Odpowiedziałbym, że kilkanaście dolarów, bo sam kilka miesięcy temu pisałem o takim urządzeniu. To sprzęt przeznaczony na rynek indyjski - największy po chińskim i nadal niezagospodarowany. Przynajmniej nie w takim stopniu, jak ten w Państwie Środka. Okazuje się jednak, że w Indiach poszli krok dalej i zeszli poniżej 15 dolarów. Ba, zeszli poniżej 10 dolarów. A nawet 5...

Smartfon za 7 dolarów, czyli za 4

Wczoraj przeczytałem, że w Indiach zaprezentowany zostanie smartfon w cenie około 7 dolarów. Tyle wychodziło po przeliczeniu z rupii. Brwi uniesione wysoko, bo to już śmieszna cena - u nas można za tyle kupić pizzę, a nie inteligentny telefon (nowy). Urządzenie stworzyła młoda, lokalna firma Ringing Bells, na konkrety trzeba było poczekać do dzisiaj - wiadomo było tylko, że smartfon nosi nazwę Freedom 251. Jestem ciekaw, ile osób założyło, że ta nazwa kryje cenę? Słuchawka kosztuje 251 rupii, co po przeliczeniu na amerykańską walutę daje 4 dolary, a w złotówkach robi się z tego, 14,5 pln.

Pisałem o pizzy, ale w tej cenie dostaniemy raczej mały/ubogi placek. Smartfon za kilkanaście złotych... A przecież kilka miesięcy temu pisałem o kilkunastu dolarach. Owszem, wspominałem wtedy, że to pewnie nie jest ostatnie słowo producentów, ale nie sądziłem, że sprawy potoczą się tak szybko. Na dobrą sprawę zbliżamy się już do punktu, w którym smartfony będzie można rozdawać. Przecież przywołana cena jest symboliczna, to bardziej próba przekonania klienta, że kupił smartfon niż robienie biznesu.

Komponenty są coraz tańsze - to prawda. Skala produkcji czy tanie surowce sprawiają, że podzespoły można kupić w atrakcyjnej cenie, pozostaje za rozsądne pieniądze złożyć je w kraju z tanią siłą roboczą. Wątpię jednak, by udało się zejść do 4 dolarów za gotowy produkt. W tym przypadku nie ukrywa się, że projekt jest wspierany przez państwo, ale jednocześnie nie podaje się konkretów. Czytamy o programie Make In India, lecz nie wiadomo, ile kosztowałby wspomniany model bez tego wsparcia. A trzeba wspomnieć, że nie jest to produkt o najniższych możliwych parametrach.

Nie jest najgorzej

Poniżej umieszczam tabelkę ze specyfikacją produktu. Mamy 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1.3 GHz, mamy 4-calowy wyświetlacz, dwa aparaty, slot na kartę microSD. Przyznam, że widziałem już produkty o gorszych parametrach. Dobrze się stało, że podejmując próbę dostarczenia sprzętu najuboższym, nie zdecydowano się na sprzedawanie (rozdawanie?) totalnego gniota. Skoro już są w to angażowane pieniądze publiczne, to niech będą angażowane z głową. Nie twierdzę przy tym, że to rakieta - dopiero za jakiś czas przekonamy się, jak działa indyjski król taniości współpracujący z Androidem 5.1.

Smartfon za 7 dolarów, czyli za 4

Wczoraj przeczytałem, że w Indiach zaprezentowany zostanie smartfon w cenie około 7 dolarów. Tyle wychodziło po przeliczeniu z rupii. Brwi uniesione wysoko, bo to już śmieszna cena - u nas można za tyle kupić pizzę, a nie inteligentny telefon (nowy). Urządzenie stworzyła młoda, lokalna firma Ringing Bells, na konkrety trzeba było poczekać do dzisiaj - wiadomo było tylko, że smartfon nosi nazwę Freedom 251. Jestem ciekaw, ile osób założyło, że ta nazwa kryje cenę? Słuchawka kosztuje 251 rupii, co po przeliczeniu na amerykańską walutę daje 4 dolary, a w złotówkach robi się z tego, 14,5 pln.

Pisałem o pizzy, ale w tej cenie dostaniemy raczej mały/ubogi placek. Smartfon za kilkanaście złotych... A przecież kilka miesięcy temu pisałem o kilkunastu dolarach. Owszem, wspominałem wtedy, że to pewnie nie jest ostatnie słowo producentów, ale nie sądziłem, że sprawy potoczą się tak szybko. Na dobrą sprawę zbliżamy się już do punktu, w którym smartfony będzie można rozdawać. Przecież przywołana cena jest symboliczna, to bardziej próba przekonania klienta, że kupił smartfon niż robienie biznesu.

Komponenty są coraz tańsze - to prawda. Skala produkcji czy tanie surowce sprawiają, że podzespoły można kupić w atrakcyjnej cenie, pozostaje za rozsądne pieniądze złożyć je w kraju z tanią siłą roboczą. Wątpię jednak, by udało się zejść do 4 dolarów za gotowy produkt. W tym przypadku nie ukrywa się, że projekt jest wspierany przez państwo, ale jednocześnie nie podaje się konkretów. Czytamy o programie Make In India, lecz nie wiadomo, ile kosztowałby wspomniany model bez tego wsparcia. A trzeba wspomnieć, że nie jest to produkt o najniższych możliwych parametrach.

Nie jest najgorzej

Poniżej umieszczam tabelkę ze specyfikacją produktu. Mamy 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1.3 GHz, mamy 4-calowy wyświetlacz, dwa aparaty, slot na kartę microSD. Przyznam, że widziałem już produkty o gorszych parametrach. Dobrze się stało, że podejmując próbę dostarczenia sprzętu najuboższym, nie zdecydowano się na sprzedawanie (rozdawanie?) totalnego gniota. Skoro już są w to angażowane pieniądze publiczne, to niech będą angażowane z głową. Nie twierdzę przy tym, że to rakieta - dopiero za jakiś czas przekonamy się, jak działa indyjski król taniości współpracujący z Androidem 5.1.

Napisałem już, że to sprzęt dedykowany najuboższym - podkreśla się, że ten produkt ma sprawić, że każdy będzie miał nowoczesne narzędzie do komunikacji (zastanawiam się przy tym, czy każdy skorzysta ze sprzedaży online...). Cyfryzacja społeczeństwa na sterydach. Od kilku lat wspomina się, że Indie to przykład kraju, który w swoim rozwoju przeskoczy etap PC i przejdzie do mobile - takie ruchy to potwierdzają. To pewnie jeszcze mocniej pobudza wyobraźnię niektórych przedsiebiorców, skłania ich do przyjrzenia się bliżej państwu, które ma grubo ponad miliard obywateli.

Droga do edukacji, ucieczka z biedy?

Przyglądając się grafikom prezentującym ten sprzęt i jego opisom, zwróciłem uwagę na jedną rzecz. Sposób zachwalania jego atutów właściwy dla państw zachodnich. Podkreśla się, że to dobry produkt do robienia selfie, przeglądania zdjęć, oglądania filmów, grania. Smartfon do rozrywki. Znowu aktualne staje się hasło "chleba i igrzysk". A przecież niejednokrotnie powtarzano, że dostarczenie smartfonów, tanich tabletów czy pecetów do ubogich rejonów świata ma wyprowadzać tamtejsze społeczeństwa z biedy. To miał być sposób na szybszą komunikację, edukację, rozwój przedsiębiorczości...

Tak sprawę przedstawiał m.in. Mark Zuckerberg zachwalając usługę "darmowego internetu" rozwijaną m.in. w Indiach (więcej na ten temat w tym wpisie). Gdy krytykowano amerykańskie firmy za wchodzenie ze swoimi usługami do biednych państw i podkreślano, że ci ludzie mają ważniejsze potrzeby, firmy odpowiadały, że ludzie sami poprawią swój los, gdy dostaną tani Internet i tanią komórkę. Ta ostatnia już jest, tania Sieć z oporami, ale pewnie też zostanie wprowadzona - nawet, jeśli będzie to jej "proteza". I pytanie: użytkownicy rzeczywiście zaczną się edukować czy jednak wygra oglądanie kotów? Na obszarach, gdzie ludzie nadal nie mają dostępu do energii elektrycznej, bieżącej wody i kanalizacji, takie pytanie zaczyna brzmieć absurdalnie.

Nie zmienia to faktu, że od jutra będzie można kupić smartfon za cztery dolary.

Napisałem już, że to sprzęt dedykowany najuboższym - podkreśla się, że ten produkt ma sprawić, że każdy będzie miał nowoczesne narzędzie do komunikacji (zastanawiam się przy tym, czy każdy skorzysta ze sprzedaży online...). Cyfryzacja społeczeństwa na sterydach. Od kilku lat wspomina się, że Indie to przykład kraju, który w swoim rozwoju przeskoczy etap PC i przejdzie do mobile - takie ruchy to potwierdzają. To pewnie jeszcze mocniej pobudza wyobraźnię niektórych przedsiebiorców, skłania ich do przyjrzenia się bliżej państwu, które ma grubo ponad miliard obywateli.

Droga do edukacji, ucieczka z biedy?

Przyglądając się grafikom prezentującym ten sprzęt i jego opisom, zwróciłem uwagę na jedną rzecz. Sposób zachwalania jego atutów właściwy dla państw zachodnich. Podkreśla się, że to dobry produkt do robienia selfie, przeglądania zdjęć, oglądania filmów, grania. Smartfon do rozrywki. Znowu aktualne staje się hasło "chleba i igrzysk". A przecież niejednokrotnie powtarzano, że dostarczenie smartfonów, tanich tabletów czy pecetów do ubogich rejonów świata ma wyprowadzać tamtejsze społeczeństwa z biedy. To miał być sposób na szybszą komunikację, edukację, rozwój przedsiębiorczości...

Tak sprawę przedstawiał m.in. Mark Zuckerberg zachwalając usługę "darmowego internetu" rozwijaną m.in. w Indiach (więcej na ten temat w tym wpisie). Gdy krytykowano amerykańskie firmy za wchodzenie ze swoimi usługami do biednych państw i podkreślano, że ci ludzie mają ważniejsze potrzeby, firmy odpowiadały, że ludzie sami poprawią swój los, gdy dostaną tani Internet i tanią komórkę. Ta ostatnia już jest, tania Sieć z oporami, ale pewnie też zostanie wprowadzona - nawet, jeśli będzie to jej "proteza". I pytanie: użytkownicy rzeczywiście zaczną się edukować czy jednak wygra oglądanie kotów? Na obszarach, gdzie ludzie nadal nie mają dostępu do energii elektrycznej, bieżącej wody i kanalizacji, takie pytanie zaczyna brzmieć absurdalnie.

Nie zmienia to faktu, że od jutra będzie można kupić smartfon za cztery dolary.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

IndieSmartfon