Felietony

Sklep pokazał, jak wygląda bez zagranicznych produktów - nie zrobilibyście w nim zakupów

Maciej Sikorski
Sklep pokazał, jak wygląda bez zagranicznych produktów - nie zrobilibyście w nim zakupów
249

Bądź patriotą, kupuj polskie produkty! Takie głosy pojawiają się od kilku lat, płyną z ust polityków, przedsiębiorców, dziennikarzy, działaczy wszelkiej maści. Czasem są stonowane, innym razem zachęcają do radykalnych kroków, które należy uznać za pozbawione sensu. Udowadnia to akcja, o której zrobiło się głośno za naszą zachodnią granicą - sklep pokazał tam, co zostanie na półkach, gdy znikną zagraniczne towary. Przypomina to obrazki z PRL lub filmów postapokaliptycznych. W Polsce byłoby podobnie.

Sklep należący do niemieckiej sieci Edeka narobił sporo szumu w Niemczech. Z jednej strony jest to pewnie forma reklamy i autopromocji, ale z drugiej strony, ważny głos w dyskusji dotyczącej patriotyzmu zakupowego. Bo ta kwestia nie dotyczy wyłącznie Polski - podobne pomysły pojawiają się także w innych europejskich krajach (a Stary Kontynent nie jest tu wyjątkiem). Gdy zatem ktoś w Polsce nawołuje do wybierania rodzimych towarów, Francuzi, Niemcy i Czesi słyszą, że też powinni tak zrobić. Ludzie ci zdają się nie rozumieć, jak działa dzisiejsza gospodarka, jak funkcjonuje handel w XXI wieku.

Sklep należący do niemieckiej sieci Edeka narobił sporo szumu w Niemczech. Z jednej strony jest to pewnie forma reklamy i autopromocji, ale z drugiej strony, ważny głos w dyskusji dotyczącej patriotyzmu zakupowego. Bo ta kwestia nie dotyczy wyłącznie Polski - podobne pomysły pojawiają się także w innych europejskich krajach (a Stary Kontynent nie jest tu wyjątkiem). Gdy zatem ktoś w Polsce nawołuje do wybierania rodzimych towarów, Francuzi, Niemcy i Czesi słyszą, że też powinni tak zrobić. Ludzie ci zdają się nie rozumieć, jak działa dzisiejsza gospodarka, jak funkcjonuje handel w XXI wieku.

Obrazki ze wspomnianego niemieckiego supermarketu nie pozostawiają złudzeń: większość towarów byłaby niedostępna. Można założyć, że i w naszych dyskontach czy hipermarketach doszłoby do mocnego przerzedzenia oferty: owoce, alkohole, słodycze, warzywa, ryby, sery, chemia, wędliny, napoje - w niektórych przypadkach nastąpiłoby ograniczenie oferty, w innych patrzylibyśmy na powietrze. Trzeba przy tym zwrócić uwagę na pewną niekonsekwencję: gdy ktoś wzywa do stawiania na polskie produkty nierzadko robi to za pośrednictwem koreańskiego smartfona i amerykańskich mediów społecznościowych, nosząc włoski garnitur lub niemiecką bluzę. Jeśli już chce się iść po bandzie, niech pomysłodawca spróbuje być w 100% polski. Tylko co to właściwie oznacza?

Czy za polski produkt można uznać herbatę sprzedawaną przez firmę zarejestrowaną nad Wisłą? Wątpię, by była ona zbierana w okolicach Sandomierza. Albo w drugą stronę: czy masło wyprodukowane w Polsce, z mleka kupionego od polskiego dostawcy, ale sprzedawane z logo słowackiej firmy, jest nasze czy obce? Jeżeli ktoś się poświęci i zrezygnuje z iPhone'a na rzecz polskiego smartfona, musi mieć świadomość, że ten dotarł do nas kontenerem z Chin. Podczas remontu mieszkania niejednokrotnie usłyszałem w sklepie, że producent jest polski/holenderski/włoski, ale na towar i tak trzeba czekać dłużej, bo powstaje w Państwie Środka. I co teraz? Sklep miałby problem z posegregowaniem produktów na polskie i "obce".

Odpowiedź na to pytanie o to, co robić, jest bardzo prosta: należy wybierać te produkty, które są dobre, mają atrakcyjną cenę, smakują czy podobają się nam. Pisząc krótko: kupuj to, co chcesz, a nie to, co ma na sobie polską flagę czy orła. I nie bądźmy hipokrytami/durniami pisząc, że wszystko co polskie jest najlepsze. Bo nie jest. O jakości nie decyduje miejsce zarejestrowania firmy czy ulokowania fabryki, lecz podejście przedsiębiorcy. Jakiś czas temu pisałem o wentylatorach znanej firmy, których jakość miała się pogorszyć za sprawą przeniesienia produkcji do Chin. I przekonywałem, że na obniżenie lotów nie wpłynęła sama przeprowadzka, lecz polityka cięcia kosztów. Nasze firmy też to potrafią i nie dam się namówić na kupowanie chłamu tylko dlatego, że w nazwie producenta jest "POL". Zresztą, czasem robi się komicznie, gdy rodzima korporacja znajdzie się na cenzurowanym i zacznie być bojkotowana - świeżym dowodem Maspex i afera z napojem Tiger. Do wpadki był dobry, bo polski, a dzień po zasługiwał już tylko na wylanie i wycofanie ze stacji benzynowych? Przecież wszystko co polskie jest najlepsze...

W tym wszystkim należy też pamiętać, że gdyby w każdym kraju górę wzięły hasła stawiania na swoich, to wielu polskich producentów musiałoby się pożegnać z milionowymi zyskami. Nasze towary nie trafiają wyłącznie do odbiorców na rodzimym podwórku: meble, spożywka, obuwie, części maszyn czy chociażby tak ostatnio doceniane gry znajdują klientów na Zachodzie. Co zrobiłby CD Projekt, gdyby Niemcy, Amerykanie i Anglicy powiedzieli: "sory, ale stawiamy na naszych"? Chyba, że wtedy ustawowo każdy Polak dostałby kopię gry kupioną przez państwo...

Obrazki ze wspomnianego niemieckiego supermarketu nie pozostawiają złudzeń: większość towarów byłaby niedostępna. Można założyć, że i w naszych dyskontach czy hipermarketach doszłoby do mocnego przerzedzenia oferty: owoce, alkohole, słodycze, warzywa, ryby, sery, chemia, wędliny, napoje - w niektórych przypadkach nastąpiłoby ograniczenie oferty, w innych patrzylibyśmy na powietrze. Trzeba przy tym zwrócić uwagę na pewną niekonsekwencję: gdy ktoś wzywa do stawiania na polskie produkty nierzadko robi to za pośrednictwem koreańskiego smartfona i amerykańskich mediów społecznościowych, nosząc włoski garnitur lub niemiecką bluzę. Jeśli już chce się iść po bandzie, niech pomysłodawca spróbuje być w 100% polski. Tylko co to właściwie oznacza?

Czy za polski produkt można uznać herbatę sprzedawaną przez firmę zarejestrowaną nad Wisłą? Wątpię, by była ona zbierana w okolicach Sandomierza. Albo w drugą stronę: czy masło wyprodukowane w Polsce, z mleka kupionego od polskiego dostawcy, ale sprzedawane z logo słowackiej firmy, jest nasze czy obce? Jeżeli ktoś się poświęci i zrezygnuje z iPhone'a na rzecz polskiego smartfona, musi mieć świadomość, że ten dotarł do nas kontenerem z Chin. Podczas remontu mieszkania niejednokrotnie usłyszałem w sklepie, że producent jest polski/holenderski/włoski, ale na towar i tak trzeba czekać dłużej, bo powstaje w Państwie Środka. I co teraz? Sklep miałby problem z posegregowaniem produktów na polskie i "obce".

Odpowiedź na to pytanie o to, co robić, jest bardzo prosta: należy wybierać te produkty, które są dobre, mają atrakcyjną cenę, smakują czy podobają się nam. Pisząc krótko: kupuj to, co chcesz, a nie to, co ma na sobie polską flagę czy orła. I nie bądźmy hipokrytami/durniami pisząc, że wszystko co polskie jest najlepsze. Bo nie jest. O jakości nie decyduje miejsce zarejestrowania firmy czy ulokowania fabryki, lecz podejście przedsiębiorcy. Jakiś czas temu pisałem o wentylatorach znanej firmy, których jakość miała się pogorszyć za sprawą przeniesienia produkcji do Chin. I przekonywałem, że na obniżenie lotów nie wpłynęła sama przeprowadzka, lecz polityka cięcia kosztów. Nasze firmy też to potrafią i nie dam się namówić na kupowanie chłamu tylko dlatego, że w nazwie producenta jest "POL". Zresztą, czasem robi się komicznie, gdy rodzima korporacja znajdzie się na cenzurowanym i zacznie być bojkotowana - świeżym dowodem Maspex i afera z napojem Tiger. Do wpadki był dobry, bo polski, a dzień po zasługiwał już tylko na wylanie i wycofanie ze stacji benzynowych? Przecież wszystko co polskie jest najlepsze...

Sklep należący do niemieckiej sieci Edeka narobił sporo szumu w Niemczech. Z jednej strony jest to pewnie forma reklamy i autopromocji, ale z drugiej strony, ważny głos w dyskusji dotyczącej patriotyzmu zakupowego. Bo ta kwestia nie dotyczy wyłącznie Polski - podobne pomysły pojawiają się także w innych europejskich krajach (a Stary Kontynent nie jest tu wyjątkiem). Gdy zatem ktoś w Polsce nawołuje do wybierania rodzimych towarów, Francuzi, Niemcy i Czesi słyszą, że też powinni tak zrobić. Ludzie ci zdają się nie rozumieć, jak działa dzisiejsza gospodarka, jak funkcjonuje handel w XXI wieku.

Obrazki ze wspomnianego niemieckiego supermarketu nie pozostawiają złudzeń: większość towarów byłaby niedostępna. Można założyć, że i w naszych dyskontach czy hipermarketach doszłoby do mocnego przerzedzenia oferty: owoce, alkohole, słodycze, warzywa, ryby, sery, chemia, wędliny, napoje - w niektórych przypadkach nastąpiłoby ograniczenie oferty, w innych patrzylibyśmy na powietrze. Trzeba przy tym zwrócić uwagę na pewną niekonsekwencję: gdy ktoś wzywa do stawiania na polskie produkty nierzadko robi to za pośrednictwem koreańskiego smartfona i amerykańskich mediów społecznościowych, nosząc włoski garnitur lub niemiecką bluzę. Jeśli już chce się iść po bandzie, niech pomysłodawca spróbuje być w 100% polski. Tylko co to właściwie oznacza?

Czy za polski produkt można uznać herbatę sprzedawaną przez firmę zarejestrowaną nad Wisłą? Wątpię, by była ona zbierana w okolicach Sandomierza. Albo w drugą stronę: czy masło wyprodukowane w Polsce, z mleka kupionego od polskiego dostawcy, ale sprzedawane z logo słowackiej firmy, jest nasze czy obce? Jeżeli ktoś się poświęci i zrezygnuje z iPhone'a na rzecz polskiego smartfona, musi mieć świadomość, że ten dotarł do nas kontenerem z Chin. Podczas remontu mieszkania niejednokrotnie usłyszałem w sklepie, że producent jest polski/holenderski/włoski, ale na towar i tak trzeba czekać dłużej, bo powstaje w Państwie Środka. I co teraz? Sklep miałby problem z posegregowaniem produktów na polskie i "obce".

Odpowiedź na to pytanie o to, co robić, jest bardzo prosta: należy wybierać te produkty, które są dobre, mają atrakcyjną cenę, smakują czy podobają się nam. Pisząc krótko: kupuj to, co chcesz, a nie to, co ma na sobie polską flagę czy orła. I nie bądźmy hipokrytami/durniami pisząc, że wszystko co polskie jest najlepsze. Bo nie jest. O jakości nie decyduje miejsce zarejestrowania firmy czy ulokowania fabryki, lecz podejście przedsiębiorcy. Jakiś czas temu pisałem o wentylatorach znanej firmy, których jakość miała się pogorszyć za sprawą przeniesienia produkcji do Chin. I przekonywałem, że na obniżenie lotów nie wpłynęła sama przeprowadzka, lecz polityka cięcia kosztów. Nasze firmy też to potrafią i nie dam się namówić na kupowanie chłamu tylko dlatego, że w nazwie producenta jest "POL". Zresztą, czasem robi się komicznie, gdy rodzima korporacja znajdzie się na cenzurowanym i zacznie być bojkotowana - świeżym dowodem Maspex i afera z napojem Tiger. Do wpadki był dobry, bo polski, a dzień po zasługiwał już tylko na wylanie i wycofanie ze stacji benzynowych? Przecież wszystko co polskie jest najlepsze...

W tym wszystkim należy też pamiętać, że gdyby w każdym kraju górę wzięły hasła stawiania na swoich, to wielu polskich producentów musiałoby się pożegnać z milionowymi zyskami. Nasze towary nie trafiają wyłącznie do odbiorców na rodzimym podwórku: meble, spożywka, obuwie, części maszyn czy chociażby tak ostatnio doceniane gry znajdują klientów na Zachodzie. Co zrobiłby CD Projekt, gdyby Niemcy, Amerykanie i Anglicy powiedzieli: "sory, ale stawiamy na naszych"? Chyba, że wtedy ustawowo każdy Polak dostałby kopię gry kupioną przez państwo...

W tym wszystkim należy też pamiętać, że gdyby w każdym kraju górę wzięły hasła stawiania na swoich, to wielu polskich producentów musiałoby się pożegnać z milionowymi zyskami. Nasze towary nie trafiają wyłącznie do odbiorców na rodzimym podwórku: meble, spożywka, obuwie, części maszyn czy chociażby tak ostatnio doceniane gry znajdują klientów na Zachodzie. Co zrobiłby CD Projekt, gdyby Niemcy, Amerykanie i Anglicy powiedzieli: "sory, ale stawiamy na naszych"? Chyba, że wtedy ustawowo każdy Polak dostałby kopię gry kupioną przez państwo...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot