Recenzja

Sennheiser IE 800 S, czyli dokanałówki za 4199zł. Recenzja.

Marcin Matysik
Sennheiser IE 800 S, czyli dokanałówki za 4199zł. Recenzja.
57

Oto przed Wami kolejna recenzja topowych słuchawek marki Sennheiser. Tym razem padło na flagowe dokanałówki Sennheiser IE 800 S, których cena katalogowa wynosi 4199 zł (!) i stanowią ewolucję poprzednich flagowców IE 800.

Zawsze byłem ciekaw jak brzmią najlepsze słuchawki dokanałowe Sennheiser. Znam dobrze wiele ich tańszych modeli i mam do nich swego rodzaju sentyment, dlatego też zawsze mnie zastanawiało czy to ciągle ta sama "szkoła grania" - tylko nieco bardziej rozwinięta - czy też producent pozwolił sobie na swego rodzaju ekstrawagancję i postanowił wszystkich zaskoczyć? Jak myślicie?

Wyposażenie

Słuchawki opakowane są w kartonowe, sztywne pudełko w kolorze czarnego matu z wytłoczonym jedynie logiem producenta. Prosto i elegancko, bez fajerwerków. Wewnątrz mamy zaś:

Minimalistyczne etui na słuchawki wykonane ze skóry, z wklejoną tabliczką zawierającą numer seryjny słuchawek.

Trzy przewody z różnymi wtykami. Kolejno są to: 2,5 mm zbalansowany, klasyczny 3,5 mm, 4,4 mm zbalansowany.

Silikonowe wkładki douszne w trzech rozmiarach (S,M,L) oraz wkładki z pianki pamięciowej Comply (również w trzech rozmiarach). Jedna para wkładek jest już zainstalowana na słuchawkach.

Oprócz tego jest jeszcze ściereczka z mikrofibry.

Wykonanie

Słuchawki kosztują małą fortunę, więc mamy prawo wymagać doskonałej jakości. Na pewno nie sposób odmówić im kunsztu wykonania, co widać na tych ręcznie wykonanych, ceramicznych obudowach. Miłym akcentem jest też kolorystyczne rożróżnienie lewej słuchawki od prawej. Nie każdy producent tak widocznie to zaznacza. Mała rzecz, a cieszy.

Przewód jest solidny, tak samo jak i wtyk - tego również nie można im odmówić. Brakuje tu jednak jednej, bardzo ważnej rzeczy...

Zgadniecie jakiej?

Możliwości odłączenia przewodów od słuchawek. Konkurencyjne firmy umożliwiają to nawet w dziesięciokrotnie tańszych słuchawkach i jest to niesłychanie przydatne rozwiązanie. Bo co ma zrobić biedny użytkownik, kiedy po okresie gwarancji przewód  uszkodzi się przy splitterze albo - co gorsza - tuż przy obudowie słuchawki?

Przelutowywać pół przewodu z jakichś innych słuchawek? Been there, done that. Mimo precyzyjnej roboty i wykorzystania minimalnej ilości opaski termokurczliwej efekt i tak jest mało estetyczny, a często słuchawki z innym przewodem brzmią inaczej niż byśmy sobie tego życzyli. A co kiedy uszkodzenie jest tuż przy obudowie? Jak to mawiają - kaplica. Można zbierać pieniądze na kolejną parę. Podobnie wygląda sytuacja, gdy uszkodzimy pojedynczą słuchawkę. Szkoda, bo w tej kwocie odłączany przewód jak i możliwość kupienia pojedynczej słuchawki powinny być obligatoryjne.

Komfort użytkowania

Nie ukrywam, że brak pilota z mikrofonem do telefonu w słuchawkach za ponad cztery tysiące złotych, to dla mnie kolejna zagadka zaraz po zintegrowanym na stałe przewodzie. To są przecież maksymalnie mobilne, małe "pchełki", a nie wielkie stacjonarne nauszniki, które potrzebują elektrowni atomowej do poprawnego napędzenia. Tu liczy się wygoda użytkowania poza domem, a ona wyraźnie maleje, kiedy co chwila musimy wyjąć telefon by zmienić utwór/głośność odtwarzania albo po prostu odebrać połączenie. Zwłaszcza w zimę. Mamy rok 2018 i chyba nikt się nie łudzi, że wszyscy nabywcy tych słuchawek będą je podłączać tylko i wyłącznie do high-endowych przenośnych odtwarzaczy jak np. Astell & Kern AK300, kiedy dostępne są tak świetnie grające telefony jak LG V30 ?

Co do kwestii samego noszenia, to słuchawki można używać zarówno klasycznie, jak i OverTheEar, czyli zawinąć przewód wokół ucha i wprowadzić słuchawkę od góry. Jak już w jednej z poprzednich recenzji wspomniałem, jeśli tylko jakieś dokanałówki da się używać sposobem OverTheEar, to zdecydowanie wam to polecam. Tutaj również jest to dobry pomysł, ponieważ grube łączenie przewodów dodaje swoją masę i efekt mikrofonowy, więc przy klasycznym noszeniu delikatnie ciągnie nam słuchawki w dół i słyszymy otarcia przewodu o ubranie. Po założeniu OTE nie dość, że eliminujemy problem ciągnących i mikrofonujących przewodów, to na dodatek w razie niefortunnego szarpnięcia za przewód, słuchawki nie lądują nam od razu pod nogami.

Bardzo mi się podobała łatwość demontażu silikonowych wkładek dousznych, dzięki czemu bez problemu można je regularnie myć pod bieżącą wodą. To wbrew pozorom bardzo przydatna funkcja, bo nic nie degraduje brzmienia słuchawek dokanałowych tak bardzo, jak zapchane przez woskowinę metalowe filtry. Dobrym pomysłem Niemców jest umieszczenie jeszcze jednego, stałego filtra w słuchawkach, na wypadek gdybyśmy jednak nie czyścili słuchawek tak jak powinniśmy. Dźwięku to nie uratuje przed degradacją, ale przynajmniej zanieczyszczenia nie dotrą do przetworników.

Może wolicie totalną izolację otoczenia, jaką dają pianki Comply? Nie ma problemu, Sennheiser pomyślał też o was i dołączył pełną rozmiarówkę tych pianek w zestawie. Ja osobiście nie jestem ich fanem, bo mają zbyt duży wpływ na dźwięk (przede wszystkim zwężają scenę i kastrują wysokie tony), ale jakbym miał słuchać muzyki w samolocie, to pewno dwa razy bym się nie zastanawiał :)

Jeśli marka Comply nic wam nie mówi, a chcecie wypróbować ten wynalazek (można je dokupić do większości dobrych słuchawek), to pamiętajcie, że przed włożeniem do uszu trzeba je najpierw ścisnąć i zrolować, a potem wetknąć możliwie jak najgłębiej do uszu i trzymać je tam przez około 15-20 sekund, aż pianka się rozpręży i wypełni wolną przestrzeń. Z racji użytego materiału, przewidziana żywotność takich pianek to 6 miesięcy, więc jeśli wam się spodobają - warto je kupić na zapas.

Brzmienie

Dobra, ponarzekałem trochę, wymarudziłem się, więc teraz czas na deser. Syty, wysokokaloryczny deser o bogatym i wyraźnym smaku.

Bas w Sennheiserach IE800S jest bardzo wyraźnie zaznaczony, ale nie przesadzony w żaden sposób. Nie brakuje mu zejścia (w końcu słuchawki z sub-basem!) ani wypełnienia. Ma bardzo przyjemną fakturę, bo nie jest ani nadmiernie punktowy, ani twardy. Jest doskonale wyważony. Nie ma w zasadzie żadnych objętościowych ani barwowych niedostatków.

Odpowiadają za to największe przetworniki jakie kiedykolwiek były użyte w dokanałówkach, bo aż siedmiomilimetrowe. Wiem, że to wydaje się być naprawdę niewiele, ale w moich ulubionych Yamahach EPH-100 przetwornik ma na oko 1,5-2 mm. To dopiero różnica, prawda? Mimo, iż tak duży przetwornik nie będzie nigdy taki szybki jak ten z moich japońskich faworytów lub armaturowy, to i tak wątpię by to było dla kogoś problemem, bo bas w IE 800 S po prostu BRZMI NATURALNIE i to jest najważniejsze.

Średnie tony są mocne i nie chowają się za żadnym pasmem. Rozdzielczość IE 800 S jest na tak wysokim poziomie, że bez problemu łączy potężny bas z resztą dźwięków. W dodatku wyraźnie słychać, że inżynierowie w Sennheiser zrobili co mogli, aby zapewnić użytkownikom jak najwięcej przyjemności z odsłuchu bez jednoczesnego zgrzytania zębami przy słabiej zrealizowanych nagraniach. Poskutkowało to pewnym odchyleniem od neutralnej barwy w stronę naturalności, czego wynikiem jest pewne ocieplenie i niewielkie zwężenie sceny przy krytycznych odsłuchach, ale to bardzo mała cena za dźwięk, który urzeka już od pierwszych sekund i nie trzeba się do niego aklimatyzować przez dłuższy czas.

Wysokie tony są wyraźne i cechują się naturalną barwą, więc idealnie wpisują się w całokształt brzmienia IE 800 S. Nie są metaliczne, nieprzyjemne, a już na pewno nie dominujące. Tak naprawdę nie obraziłbym się, gdyby były ciut bardziej zaakcentowane. Zwłaszcza w okolicach 16 kHz. Rozszerzyłoby to scenę dźwiękową i zwiększyło ilość niuansów przekazywanych w tle każdego utworu. Domyślam się jednak, że to była jak najbardziej świadoma decyzja inżynierów z Sennheiser i tak samo jak ze wszystkimi ich topowymi słuchawkami, dali konsumentom wybór: "Chcecie detalicznego dźwięku ze sceną szeroką na hektary? Wybierzcie podobny model bez litery "S" na końcu. Chcecie dźwięk naturalny, z większą ilością basu i bezpieczny? HD 600S, HD 800S, IE 800 S (itd.) są dla was". Przekaz jest jasny i klarowny. Przynajmniej konsumenci wiedzą czego się spodziewać.

Konkluzja

Prawda jest taka, że bardzo spodobały mi się słuchawki Sennheiser IE 800 S i z bólem serca przyjdzie mi je oddawać po testach. Bardzo łatwo przyszło mi się przyzwyczaić do ich zrównoważonego i naturalnego brzmienia. Za dowód tego niech posłuży fakt, że każde słuchawki dokanałowe, jakie przyszło mi używać w przerwach od testów wymagały czasu, żebym znów się z nimi polubił, a IE 800 S po prostu brzmią świetnie od pierwszych sekund. Z pewnością Niemiecki gigant słuchawkowy ma nad czym popracować w kwestii budowy (odłączany przewód, gruby łącznik, brak pilota), ale w dźwięku jest już bliski perfekcji i co do tego nie ma dwóch zdań. Gdy patrzymy na ten produkt przez pryzmat kwoty jaką musimy za niego zapłacić, nie ma żadnych wątpliwości, że optymalny stosunek jakości do ceny nie był brany w ogóle pod uwagę w tym przypadku. Mimo swoich wad, jest to high-end, a on się rządzi swoimi prawami.

 

Platforma testowa:

Yamaha EPH-100

HiFiMAN HE-400i

LG V30

Yamaha A-S1100

Bluesound Node 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu