Świat

Rynek gier free-to-play gwałtownie rośnie

Jan Rybczyński
Rynek gier free-to-play gwałtownie rośnie
7

Firma Pando Networks przygotowała infografikę podsumowującą sytuację gier free-to-play, bazując na własnych danych. Okazuje się, że baza klientów firmy wzrosła 0 450% w ciągu ostatnich dwóch lat, a Pando Networks obsłużyła 70 milionów graczy w ciągu ostatnich trzech lat, z czego 38 milionów ostatnie...

Firma Pando Networks przygotowała infografikę podsumowującą sytuację gier free-to-play, bazując na własnych danych. Okazuje się, że baza klientów firmy wzrosła 0 450% w ciągu ostatnich dwóch lat, a Pando Networks obsłużyła 70 milionów graczy w ciągu ostatnich trzech lat, z czego 38 milionów ostatniego roku. Rynek gier free-to-play najszybciej rośnie w krajach rozwijających się, dla przykładu w Turcji wzrósł o 534% w ciągu ostatnich dwóch lat. Z jednej strony gwałtowny wzrost popularności tego rodzaju gier, mnie nie dziwi, z drugiej strony często wolę tradycyjny model, kiedy za grę płacę raz i gram w nią bez limitów. Jak zwykle jest sporo za i przeciw takiemu rozwiązaniu.

W dzisiejszych czasach coraz trudniej zorientować się przed zakupem gry, czy warto wydać na nią swoje ciężko zarobione pieniądze. Producenci coraz rzadziej wypuczają dema swoich gier, powodów jest wiele. Nie każda gra nadaje się równie dobrze, do odpowiedniego okrojenia jej i przedstawienia w formie dema. O ile gra wyścigowa czy liniowa strzelnka może po prostu udostępniać jeden poziom, o tyle ciężko wyobrazić sobie demo takiego Skyrim czy GTA. Oczywiście przygotowanie dema jest technicznie możliwe, ale nie przedstawia ono głównych zalet gry, jakim jest rozległy, tętniący życiem świat, w związku z czym zamiast zachęcać do zakup, może zniechęcić.

Dodatkowo gry, na które czekałem od kilku lat i miały premierę w tym roku, okazały się co najwyżej przeciętne, jeśli nie po prostu słabe. Jedynie recenzje pozwalają zorientować się, czy warto kupować daną grę, ale podobnie jak z recenzjami filmów, o gustach się nie dyskutuje i często okazuje się, że pozycja krytykowana daje nam masę frajdy, a pozycja wychwalana okazuje się nudna i nieciekawa.

W porównaniu do dema, o wiele efektywniejsze jest najpierw wciągnięcie gracza w świat gry, a kiedy wsiąknie na dobre i poświęci kilka lub kilkanaście godzin swojego życia, zaproponować mu dokupienie różnych dodatków. Porównując z przykładem z poza świata gier, podobną metodę, jakże skuteczną, stosuje Dropbox. Użytkownik zaczyna korzysta z usługi i wrasta w nowy workflow, przyzwyczaja się do nowego, wygodnego sposobu na synchronizację danych i kiedy już niemal nie potrafi wyobrazić sobie życia bez usługi, kończy mu się darmowa przestrzeń i musi dokupić więcej. W takim wypadku ryzyko zrezygnowania z usługi jest znacznie mniejsze, niż gdyby miał na dzień dobry zapłacić za używanie i po prostu nie zdecydowałby się na taki wydatek.

Dodatkowo gry free-to-play pozwalają częściowo rozwiązać problem piractwa. Podstawowa gra i tak jest dostępna za darmo, natomiast możliwość kupowania rozszerzeń stanowi podobne zabezpieczenie, jak multiplayer na dedykowanych serwerach.

Wszystko sprowadza się do tego jak został pomyślany model gry free-to-play, który ma przynieść producentom zysk. Mówiąc wprost, kiedy kupuję grę w sklepie, mam pewność, że wydaje na nią określoną kwotę i na tym koniec wydatków. Mogę grać ile chcę i z góry wiem ile mnie to kosztowało. Wciągając się w grę free-to-play często możemy "uzależniać się" od produktu, w którym wydatki to studnia bez dna, a bez nich nie można realnie rywalizować z graczami, którzy wkładają w grę więcej pieniędzy niż my.

Są natomiast pozytywne przykłady, które potrafią stworzyć sytuację korzystną zarówno dla graczy jak i twórców. Dla mnie takim przykładem jest gra Team Fortress 2, która przeszła na model free-to-play w tym roku. Z jednej strony czerpanie przyjemności z gry jest możliwe bez wydawania choćby jednego centa, a rywalizacja opiera się głównie na umiejętnościach graczy, z drugiej strony możliwość zakupienia czapek i innych elementów personalizujących naszego bohatera przynosi duży zysk deweloperom.

Co prawda poniższa infografika, na którą natrafiłem w serwisie The Next Web, nie jest analizą całego rynku, a jedynie danymi zebranymi przez jedną firmę dostarczającą rozwiązania free-to-play, to jednak próbka 70 milionów graczy nie jest mała i zebrane dane na pewno mają odniesienie do sytuacji tego rodzaju gier w ogóle.

Jeżeli twórcy gier free-to-play nie będą zbyt pazerni i zrównoważą swój zysk ze swobodą graczy, to prawdopodobnie wzrost się utrzyma i w niedługim czasie będziemy grać przede wszystkim w tego rodzaju pozycje.

Zapraszam do zapoznania się z infografiką (w celu powiększenia, kliknij obrazek):

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Gryfree to play