Sprzęt

Rufus Cuff - nie dziwi mnie, że ktoś to wymyślił. Dziwi mnie, że ktoś za to płaci

Maciej Sikorski
Rufus Cuff - nie dziwi mnie, że ktoś to wymyślił. Dziwi mnie, że ktoś za to płaci
14

To nie jest pierwszy produkt wywołujący u mnie zdziwienie, ale przyznam, że tym razem intensywnie kręciłem głową z niedowierzaniem. Szukałem nawet informacji, z której wynikałoby, że to jakiś żart, pastisz produktu elektronicznego. Nie znalazłem, więc zakładam, iż twórcy działają serio i chcą sprzed...

To nie jest pierwszy produkt wywołujący u mnie zdziwienie, ale przyznam, że tym razem intensywnie kręciłem głową z niedowierzaniem. Szukałem nawet informacji, z której wynikałoby, że to jakiś żart, pastisz produktu elektronicznego. Nie znalazłem, więc zakładam, iż twórcy działają serio i chcą sprzedawać smartfon przyczepiany na rękę. Gruby, z niewielkim ekranem, drogi i... bez możliwości dzwonienia. Oto technologia rodem z USA.

Najpierw crowdfunding, teraz przedsprzedaż

Rufus Cuff, wedle zapowiedzi twórców, jest czymś więcej niż smartwatchem. To widać - urządzenie trudno byłoby przeoczyć na czyjejś ręce. I to bez względu czy miałby na sobie bezrękawnik czy koszulę, w tym ostatnim przypadku sprzęt mocno zniekształciłby ubiór w okolicach nadgarstka. Przeczytałem też, że produkt zastąpi smartfon, zegarek, opaskę fitness, portfel i wiele innych rzeczy codziennego użytku. Podziwiam pewność siebie, to chyba jedyny mocny punkt tego projektu: emanuje od zespołu i udziela się klientom.

Najpierw udzielili mu wsparcia w finansowaniu społecznościowym, udało się zebrać blisko 460 tysięcy dolarów, teraz może wpłynąć na kolejne osoby, zdecydują się one nabyć sprzęt w ramach przedsprzedaży. Ceny (to promocja, warto się pospieszyć) startują od 249 dolarów, dostarczanie gadżetu do nabywców ma się rozpocząć w roku 2016. Oznacza to, że produkt nadal nie jest gotowy... Ciekawe jest to, że cały czas używam zamienników typu produkt, sprzęt - na dobrą sprawę nie wiem, jak zakwalifikować to urządzenie. Gdzieś przeczytałem "minitablet", ale to bardziej pasuje do minismartfonu - ekran ma 3,2 cala.

Co pod maską?

Nim napiszę co jest, zaznaczę czego nie ma - zabrakło karty SIM, producent zakłada, iż gadżet będzie parowany ze smartfonem. Gdzie logika? Chyba taniej i łatwiej byłoby stworzyć prosty futerał przypinany do ręki - wsuwałoby się do niego smartfon i produkt gotowy. Chociaż zakładam, że Chińczycy coś takiego już mają i można to kupić nawet w niewielkich sklepikach typu "wszystko po x juanów". Nie wiem jednak czy coś takiego przepychano już przez crowdfunding - jeśli nie, to pojawia się szansa na wyciągnięcie kasy od kolejnych "darczyńców".

Urządzenie posiada procesor TI Cortex A9, od 16 do 64 GB pamięci wewnętrznej, akumulator o pojemności 1175 mAh, moduły łączności Wi-Fi oraz Bluetooth. Użytkownik może liczyć na GPS i Androida w wersji 4.4 KitKat. O funkcjach nie muszę chyba pisać - typowe dla smartwatcha czy smartfonu. Można dodać, że produkt dostępny jest w różnych wersjach kolorystycznych, personalizację można poprawić paskiem dobranym wedle gustu. Jest hit? W latach 90. poprzedniego stulecia może i by był, to byłaby prawdziwa petarda w latach 70-80 XX wieku, gdy produkty tego typu pojawiały się w filmach SF. Ale dzisiaj? Jeśli ktoś lubi się wyróżniać i odpowiadać na pytania "stary, co to jest?", to pewnie kupi. Jeżeli jednak ktoś szuka funkcjonalności, to jej tu raczej nie znajdzie.

Made in USA!

Firma Rufus Labs stojąca za tym projektem chwali się tym, że sprzęt jest Made in USA. To ma zachęcać do zakupu, ale złośliwi (np. ja) mogą stwierdzić, że jeśli tak wygląda amerykańska wynalazczość i innowacyjność, to na Stanach Zjednoczonych można powoli stawiać krzyżyk. Nie da się tego obronić, chociaż w niektórych mediach ocena prac zespołu jest pozytywna. Powiew świeżości... Jak można robić coś takiego w czasach, gdy firmy dopracowują elastyczne ekrany, giętkie baterie i myślą o wprowadzeniu do sprzedaży sprzętu, który będzie można np. zginać czy nawet zwijać. Tworzona jest inteligentna odzież czy biżuteria, powstają sprawni asystenci głosowi, więc na dobrą sprawę zmierzamy w kierunku "odciążania" smartfonu, a tu ktoś wyskakuje z pomysłem przyczepienia go do ręki w dziwnej formie. I dostaje na to pieniądze.

Jak już zaznaczałem w tytule: nie dziwię się, że ktoś wpadł na taki pomysł - zebrali kasę, bawią się w tworzenie elektroniki. Zastanawia mnie jednak, co kieruje ludźmi, którzy wspierają takie projekty? Poproszę o jakieś wskazówki...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Crowdfunding