Artykuł sponsorowany

3 miesiące drukowania w 3D i wciąż nie mamy dość. Recenzja Zortrax M200

Paweł Winiarski
3 miesiące drukowania w 3D i wciąż nie mamy dość. Recenzja Zortrax M200
31

Drukarka Zortax M200 stoi w naszym biurze od ponad trzech miesięcy i naprawdę nie dajemy jej spokoju. Myślę, że tak długie testy wystarczą, by ją zrecenzować.

Prace nad drukarką Zortrax M200 rozpoczęto w 2011 roku i zakończono po dwóch latach. Bez wątpienia znaczącym krokiem była akcja crowdfundingowa na platformie Kickstarter, dzięki której udało się zebrać prawie 180 tysięcy dolarów. Generalnie historia firmy jest dość ciekawa - założyli ją prowadzący sklep internetowy z częściami do drukarek Rafał Tomasiak i Marcin Olchanowski. Z pomysłu dwóch znajomych powstała prężnie działająca firma i znaczący zawodnik na światowym rynku druku 3D.

Konstrukcja i podłączenie Zortrax M200

Z podłączeniem sprzętu nie miałem żadnych problemów, nie ukrywam jednak że najpierw zajrzałem do instrukcji, a potem - tak dla czystości formy - obejrzałem dwa materiały instruktażowe na YouTube. Ostatecznie przygotowaliśmy nawet własny film, w którym Grzesiek wyjaśnia co gdzie włożyć, co z czym połączyć, jak drukarkę skalibrować i rozpocząć pierwsze wydruki. Ale mówiąc szczerze, nie powinno to nikomu sprawić problemu. Zasada działania jest prosta - doprowadzamy filament (czyli materiał) do głowicy, ładujemy projekt i rozpoczynamy wydruk.

Podoba mi się to, że Zortrax nie poszedł po linii najmniejszego oporu, nie zaoferował klientom sprzętu, który trzeba składać samodzielnie z małych części. Ba, choć M200 to raczej prosta konstrukcja, wygląda schludnie i nie mieliśmy żadnych oporów żeby postawić ją na widoku. Prosta, ale elegancka - z metalowymi elementami. Co ciekawe - niektóre drobne elementy, takie jak na przykład mały wspornik do wężyka w który wsuwa się filament...wydrukowano na drukarce 3D. Niby drobiazg, a zachęca do używania sprzętu. W pudełku, obok samej drukarki, znajdziecie również komplet akcesoriów, które przydadzą się przy całym procesie wydruku. Szczypce, nożyki i szpachelkę do odczepiania wydruku z poziomej platformy.

Z-SUITE

Zanim zaczniecie własne wydruki, warto poznać podstawy programu Z-SUITE. To autorska aplikacja Zortraksa, która wpisuje się w ideę stworzenia przez firmę całego środowiska druku 3D. Aplikację "ogarniecie" w kilka minut, nie jest tu potrzebny ani tutorial, ani instrukcja. Kiedy znajdziecie już w sieci jakiś model, ładujecie go do Z-SUITE. Tam można go obracać, przesuwać, przycinać, skalować. Po "obróbce" obiektu klikamy "Analisys"- aplikacja przeanalizuje nasz model i jeśli wszystko jest w porządku, podświetli go na zielono. Kolejnym krokiem jest generowanie supportu, czyli drukowanego wsparcia, które utrzyma nasz obiekt na platformie (można regulować jego kąt). Przy ustawieniach wydruku możecie zmienić jego jakość (co przekłada się też na czas wydruku), gęstość wypełnienia, wzór czy grubość warstwy. Warto też zajrzeć do zakładki materiału by wybrać najlepszy filament. Dla miłośników dłubania przewidziano ponadto ustawienia zaawansowane, gdzie użytkownik ma jeszcze większy wpływ na konkretne parametry wydruku.

Klinięcie "preview" przygotowuje obiekt do druku, wtedy wystarczy już tylko obejrzeć animację procesu drukowania i wyeksportować projekt do pliku, który przyjmie drukarka, a następnie zgrać go na kartę pamięci (lub od razu tam zapisać). Po wsunięciu karty SD do czytnika trzeba wybrać model z listy i uruchomić drukowanie. Sprzęt się nagrzeje, po czym rozpocznie pracę - a my na małym ekranie będziemy mogli obserwować procentowy postęp wydruku i podejrzeć pozostały do zakończenia czas. Proste, prawda?

Kultura pracy

Zortrax M200 przez kilka dni stał w pokoju, w którym wszyscy siedzimy. Postawiłem go za swoimi plecami - co oznacza, że niespecjalnie przeszkadza. Drukarka nie jest oczywiście bezgłośna i po jakimś czasie a) przyzwyczaicie się do jednostajnego, miarowego dźwięku b) będziecie go mieli dość. Ostatecznie sprzęt wylądował w pokoju, w którym na ogół nie siedzimy i to chyba najlepsze miejsce na takie urządzenie - nie przeszkadza, nie ma też ryzyka wdychania oparów filamentów. Do wydruku są one podgrzewane, w pomieszczeniu unosi się więc delikatny zapach plastiku. Czytałem, że warto zainwestować w dodatkowe boczne ścianki - będzie wtedy trochę ciszej i mniej aromatycznie.

Wspomniałem, że nie napotkałem na żadne problemy z konfiguracją urządzenia i patrząc na jego techniczny aspekt, przez cały okres testów nie wydarzyło się nic niepokojącego. Drukarka nigdy się nie zawiesiła i nigdy nie odmówiła posłuszeństwa. Wymiana filamentów jest banalnie prosta, podobnie jak uruchomienie oraz odczepienie wydruku od platformy. Przy tym ostatnim trzeba oczywiście uzbroić się trochę w cierpliwości i mieć choć minimalną siłę do operowania szpachelką. Przy wydrukach z dużym płaskim wsparciem trzeba je było podwadzić, a pozostałości materiału delikatnie zeskrobać z tacy.

Nie każdy wydruk jest udany

To nie jest oczywiście tak, że udał nam się każdy wydruk. O złe efekty jestem jednak w stanie obwinić tylko nas. Po pierwsze - drukujcie na dobrze skalibrowanej tacy. Jeśli będzie choć trochę przekrzywiona, istnieje ryzyko niepoprawnego wydruku. Warto o tym pamiętać, szczególnie że kalibracja jest banalnie prosta. Najpierw sprzęt sam się testuje, a później na małym ekranie wyświetla informację, która część tacy jest nierówna - wystarczy wtedy spojrzeć jeszcze raz na ekran, odczytać informację o ilości i kierunku ruchów jakie należy wykonać dołączonym do zestawu kluczem w stosunku do konkretnych śrub.

Po drugie - nie eksperymentujcie ze wsparciem do wydruków, szczególnie jeśli zaczynacie dopiero przygodę z drukiem 3D. Zbytnia oszczędność, którą wykazał się przy jednym z projektów Tomek (nie chce się jednak przyznać czy Z-SUITE nie poinformował go czasem o zbyt dużej ingerencji w obiekt) skończyła się uszkodzonym wydrukiem. W którymś momencie wsparcie stało się zbyt delikatne dla drukowanej konstrukcji i zaczęła się ona przekrzywiać. Kiedy po kilku godzinach podeszliśmy do drukarki, zamiast fajnego obiektu zobaczyliśmy plastikową papaciaję. Co ciekawe - przerzucając do drukarki projekt już bez ingerencji Tomka wszystko wydrukowało się prawidłowo.

Po trzecie - zaufanie do projektów z sieci. W internecie znajdziecie wiele stron z dużymi bibliotekami przeróżnych przedmiotów. Bardzo fajna sprawa, są komentarze, zdjęcia, opisy. Teoretycznie więc wszystko powinno być z takim wydrukiem w porządku. W praktyce bywa z tym jednak różnie. Drukowaliśmy stojak podobno idealnie dopasowany do iPhona SE, w ogóle w niego nie ingerowałem - ostatecznie telefon się do niego nie zmieścił. Nikt chyba nie powinien być jednak tym zaskoczony, w końcu to Internet - na Wikipedii też można znaleźć niepotwierdzone informacje.

Świetna zabawa

O przydatności przedmiotów wydrukowanych w 3D można rozmawiać i rozmawiać. Ludzie często drukują gadżety, które można kupić na chińskich aukcjach za kilka złotych. Ale jednak możliwość ingerencji w projekt, a przy większym zaangażowaniu i umiejętnościach stworzenie go od zera to frajda, którą trudno w inny sposób zastąpić. A i samodzielne drukowanie daje przyjemność, podobnie jak późniejsze używanie wydrukowanego przedmiotu. Oczywiście to wciąż drogie hobby, Zortrax M200 kosztuje ponad 8 tysięcy złotych, ceny filamentów oscylują natomiast wokół 200 złotych za szpulę. Jeśli jednak szukacie solidnej drukarki 3D, której przy okazji nie trzeba samemu składać - Zortrax M200 będzie dobrym wyborem.

Tekst powstał we współpracy z firmą Zortrax.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu