Gry

Recenzja Rayman Legends (PS4)

Mikołaj Dusiński
Recenzja Rayman Legends (PS4)
0

Rayman to jeden z najbardziej znanych bohaterów platformówek w historii. Pod względem średniej jakości gier z jego udziałem może się spokojnie znaleźć w jednej lidze z Mario, a znacznie przewyższa Sonica czy Crasha. Legends nie jest wyjątkiem od reguły. Rayman Legends pierwotnie miał być tytułe...

Rayman to jeden z najbardziej znanych bohaterów platformówek w historii. Pod względem średniej jakości gier z jego udziałem może się spokojnie znaleźć w jednej lidze z Mario, a znacznie przewyższa Sonica czy Crasha. Legends nie jest wyjątkiem od reguły.

Rayman Legends pierwotnie miał być tytułem na wyłączność dla Nintendo WiiU. Fatalna sytuacja najnowszej stacjonarnej konsoli Nintendo sprawiła, że Ubisoft opóźnił premierę o kilka miesięcy i wypuścił przygody stworka bez rąk i nóg (tylko z lewitującymi dłońmi i nogami) na wszystkie możliwe platformy. Inna sprawa, że wersja WiiU była wciąż najlepsza. Jako że tytuł od początku był produkowany z myślą o wykorzystaniu padleta, więc tak zwane poziomy Murphy’ego wypadały na sprzęcie bigN zdecydowanie bardziej rajcownie.

Teraz Rayman Legends pojawił się na konsolach nowej generacji, a  ja miałem przyjemność ograć go ponownie na PlayStation 4 (pierwszy raz bawiłem się nim na PS Vita, moja recenzja do przeczytania tutaj). Pokrótce opiszę więc tylko czym jest gra, aby nie dublować treści, ale przede wszystkim skupię się na nowościach i zmianach wprowadzonych w najnowszym wydaniu. Napiszę także kto moim zdaniem powinien, a kto niekoniecznie, zakupić nowego Raymana.

Omawiany tytuł to oczywiście platformówka, z akcją ukazaną w dwóch wymiarach. Rysunkowy styl wizualny jest prześliczny. Krainy, do których trafia Rayman są bardzo zróżnicowane. Mamy tu do czynienia ze znanym co najmniej od lat osiemdziesiątych podziale na poziomy mroźne, leśne, zamkowe, pustynne i tak dalej. Niby nie jest to nic nowego czy też odkrywczego, ale jakość wykonania wszystkich elementów po prostu zachwyca.

Zarówno postaci, jak i tła są pełne detali. Co więcej, animacja zachwyca płynnością, trzymając dzięki przenosinom na PS4 stałe 60 klatek na sekundę. Kolejnym usprawnieniem, które obowiązkowo musiało pojawić się w next genowym wydaniu jest rozdzielczość 1080p, nie udawana, ale natywna. Brak tu jakichkolwiek rozmyć czy artefaktów, oko nawet najbardziej upierdliwego gracza nie powinno wychwycić żadnych przekłamań graficznych. Uczta dla zmysłów po prostu.

W celu ułatwienia nam podziwiania wysiłku, jaki włożyli w stworzenie bajowego świata projektanci i graficy, dołożono nieobecny na innych platformach tryb aparatu. Działa to w ten sposób, że w dowolnym momencie zabawy możemy wcisnąć panel dotykowy na środku joypada, pauzując akcję i jednocześnie włączając zbliżenie. Za pomocą gestów palcami da się wówczas przybliżać i oddalać obraz, aby uzyskać jak najlepsze ujęcie. Następnie ów kadr da się standardowo przy użyciu opcji share wrzucić na Twittera i Facebooka. Ta funkcjonalność była mocno reklamowana, jednak moim zdaniem to pierdółka, której użyjecie 2-3 razy i zapomnicie.

Innym technologicznym usprawnieniem, o którym warto powiedzieć jest natomiast natychmiastowe ładowanie się poziomów. W wydaniach, z którym wcześniej miałem do czynienia, czyli na PS3 i PS Vita po wskoczeniu w obrazek przedstawiający daną planszę trzeba było odczekać kilkanaście sekund obserwując (lub samemu przejmując kontrolę) cień Raymana przebiegający z lewej na prawo. W przypadku edycji na konsole nowej generacji przedstawiciele Ubisoftu chwalili się, że przejście z menu głównego do rozgrywki będzie natychmiastowe. Muszę przyznać, że nie opowiadali bajek. Ładowanie się poziomów trwa 2, może 3 sekundy. To godne pochwały usprawnienie, bo jakie fajne i innowacyjne nie byłyby ekrany ładowania, nikt ich nie polubi.

Skoro gra jest na PS4, to nie mogło zabraknąć opcji Remote Play. Jest ona faktycznie w Rayman Legends obecna, niestety jakość jej wykonania nie porywa. Grać na PS Vita się da, ale lag jest odczuwalny, a grafika na małym ekranie prezentuje się znacznie gorzej, o pozbawianiu się przy przesiadce na handhelda ultrapłynnych 60 klatek na sekundę nie wspominając. Jeśli więc chcecie przede wszystkim grać na przenośnym sprzęcie, to prawdziwa wersja na Vitę powinna być waszym wyborem. Skoro już o innych platformach wspominam, to niestety niemożliwe jest też przeniesienie stanu gry z PS3 czy PS Vita, każdy nabywca wydania na PS4 musi zaczynać przygodę od początku. Plusem dla łowców pucharków jest ich oddzielny zestaw, który czeka na zdobycie.

Najbardziej ze wszystkich nowości ostrzyłem sobie ząbki na wykorzystanie PS  Vita jako drugiego ekranu, w roli podobnej do tej, którą w przypadku WiiU pełnił padlet. Wiedziałem, że jest to wykonalne, ponieważ technologia za pomocą której komunikują się oba zestawy urządzeń nie jest dramatycznie inna. Niestety lektura odpowiedzi przedstawicieli Ubisoftu na najczęściej zadawane pytania fanów opublikowana na oficjalnym blogu PlayStation ostudziła mój entuzjazm. W skrócie – wydanie na PS4 nie posiada wcale takiej opcji i nie ma co liczyć na aktualizację w przyszłości.

Innych nowości już praktycznie nie ma, chyba że za takowe uznać nowe, oddzielne od tych na innych platformach Sony rankingi sieciowe czy postać blondwłosego Raymana inspirowaną Edwardem Kennway’em z Assassin's Creed IV: Black Flag, którą można teraz odblokować za w zamian za pulę kilku tysięcy Lumów. No i jeszcze zdrapki, które otrzymujemy za zaliczenie poziomów teraz zdrapujemy skrobiąc palcem po panelu dotykowym na padzie, z którego głośniczków dobywa się odpowiedni dźwięk. Tak na marginesie wersja na Xboksa One (jeśli ktoś rozważałby zakup takowej) oferuje więcej ekskluzywnych postaci inspirowanych innymi znanymi markami Ubisoftu, nie ma za to opisywanego powyżej trybu robienia fotek.

Lektura powyższych akapitów mogła wytworzyć wrażenie, że nie polubiłem Rayman Legends na PS4. Nic bardziej mylnego. To wciąż wybitna gra, nie boję się napisać, że wręcz jedna z najlepszych platformówek 2D, jakie kiedykolwiek wydano. Co więcej, w stosunku do poprzednich wydań nic nie zepsuto, a niektóre elementy, szczególnie techniczne zauważalnie usprawniono. Jeśli lubicie ten typ zabawy, z poziomami łatwymi do zaliczenia, ale coraz trudniejszymi do wymaksowania, z setkami różnych znajdziek do zebrania, ciągłym parciem w prawo oraz wybitnie zrealizowanymi planszami muzycznymi, to nie macie wyjścia – musicie w najnowszego Raymana zagrać.

Dla osób, które nie zrobiły tego na starszych platformach edycja na PS4 wydaje się stanowić najlepszy wybór. Poza może wydaniem na WiiU, ale wiadomo, tą konsolę ma w Polsce bardzo wąska grupa osób i nawet fakt, że Nintendo będzie miało od 1 marca znowu lokalnego dystrybutora niewiele tu może zmienić. W omawianym tytule najbardziej smuci niedostatecznie wykorzystany potencjał Cross Play, ale mimo wszystko warto zainwestować trochę ciężko zarobionego grosza, bo dziś takich gier robi się bardzo mało, a jeśli nie będą osiągać przyzwoitych wyników rynkowych, to mogą zniknąć całkowicie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu