AntywebTV

Huawei Mate 10 Lite - recenzja. To nie jest prawdziwy Mate

Paweł Winiarski
Huawei Mate 10 Lite - recenzja. To nie jest prawdziwy Mate
33

Huawei Mate 10 Pro to świetny telefon ze świetnymi osiągami. Miałem okazję przetestować Huawei Mate 10 Lite, który z chińskim flagowcem klasy premium nie ma niestety zbyt wiele wspólnego.

Zacznijmy od wyglądu. Sprzęt nie jest tak elegancki jak Mate 10 Pro, natomiast może się podobać, szczególnie w niebieskiej wersji kolorystycznej. Aluminiowa obudowa jest dobrze spasowana, choć nie zachwyca oryginalnością jeśli chodzi o kształt. Wszystko jest obłe, a co za tym idzie nudne i brakuje mi nadających elegancji szlifów. Ale z drugiej strony Mate 10 Lite nie udaje wyglądem klasy premium. Stawia na dobre spasowanie i do tego przyczepić się nie mogę.

Po prawej stronie przycisk głośności i przycisk power, po lewej tacka na kartę sim i kartę pamięci, choć można też skorzystać z hybrydowego dualsima. Na dole maskownica głośnika, port minijack 3,5 mm oraz złącze micro USB. Tak, wszyscy mają już USB-C, nowiutki Mate 10 Lite wciąż posługuje się starym rozwiązaniem.

Ekran to mierzący 5,93 cala IPS o rozdzielczości 1080 na 2160 pikseli, nie widziałem natomiast informacji o stopniu jego ochrony przed zarysowaniami. Jest jednak na nim fabryczna folia. Ekran to jeden z największych plusów Mate 10 Lite. Świeci nieźle jak na swoją półkę cenową, oferuje proporcje 18:9. Obraz jest szczegółowy, kolory dobrze odwzorowane, dobrze radzi też sobie w świetle słonecznym. Byłem zadowolony zarówno z jego rozmiaru jak i z jakości obrazu. W tej półce cenowej imponujące są też cienkie ramki i wspomniane proporcje wpisujące się w aktualny trend.

Mate 10 Lite ma cztery aparaty. Naprawdę. Dwa z tyłu i dwa z przodu. Mamy tu z tyłu 16 megapikseli wspierane modułem monochromatycznym 2 megapiksele i 13 megapikseli z przodu też wspierane modułem monochromatycznym 2 megapiksele. Z obu stron mamy więc tak popularny ostatnio tryb portretowy, który pozwala osiągnąć efekt bokeh. Niestety jego natężenia nie można regulować podczas robienia zdjęcia.

A jak same fotografie? W dobrym świetle jakość jest przyzwoita, ale do flagowców konkurencji wciąż daleko. Dwa aparaty wyglądają więc trochę jak slogan reklamowy, który ma skusić nieświadomego klienta.

Zdecydowanie gorzej jest w nocy, szum daje się we znaki, zanikają szczegóły, tylny aparat w trybie kamery miał często problemy ze złapaniem ostrości. Generalnie bym się nie czepiał, w końcu to telefon za 1500 złotych, ale chyba lepiej było poskąpić na ilości aparatów, a skupić się na ich jakości. Tu konkurencja w postaci Xiaomi w podobnym przedziale cenowym robi to zwyczajnie lepiej, a co najważniejsze daje lepszy jest efekt.

Fajnie, że dostajemy tryb profesjonalny, w którym pobawicie się takimi parametrami jak ISO, ekspozycja, sposób pomiaru światła, balans bieli czy autofocus. Cudów oczywiście nie osiągniecie, ale jest duża szansa na lepsze zdjęcia niż na automacie.

Sercem smartfona jest ośmiordzeniowy Kirin 659 wspierany przez układ graficzny Mali-T830. Cudów po takich podzespołach raczej się nie spodziewajcie i wyniki szału nie robią. Pograć się oczywiście da, choć raczej nie w bardziej wymagające tytuły. Smartfon ma 4 GB pamięci ram, podczas codziennej pracy działa więc dobrze, choć nie jest to poziom starszych flagowców. Dostajemy 64 GB pamięci wewnętrznej, którą rozbudujemy kartami microSD.

Bateria o pojemności 3340 mAh pozwala na więcej niż jeden dzień użytkowania, co nie jest wynikiem rewelacyjnym, ale i nie rozczarowującym.

Miłośnicy najnowszych Androidów będą rozczarowani, Mate 10 Lite dostał tylko Androida 7 i tylko EMUI 5.1.

Mate 10 Lite ma sprawnie działający czytnik linii papilarnych umieszczony na tylnej klapce, nie dostajemy natomiast modułu NFC, czego zrozumieć nie potrafię. Naprawdę, w 2017 roku?

Huawei Mate 10 Lite to generalnie udany smartfon, który ze względu na cenę i powiązanie z nazwą Mate ma spore szanse na sukces, szczególnie na naszym rynku. Natomiast muszę przyczepić się do nazewnictwa w kontekście możliwości. Nazwa Mate może zamydlić oczy i zasugerować klientowi, że dostaje markę premium za mniejsze pieniądze. Miłośników mobilnej fotografii natomiast skusić aż czterema obiektywami. Problem w tym, że nawet wyglądając nieźle, Mate 10 Lite nie ma osiągów sprzętu z wyższej półki, nie działa jak telefon z wyższej półki i nie ma NFC, bez którego ja nie wyobrażam sobie już dziś smartfona. A dwa obiektywy z przodu i dwa obiektywy z tyłu? No cóż, z ilością nie idzie niestety w parze jakość i zdjęcia są rozczarowujące. W tym segmencie cenowym skłaniałbym się raczej do Xiaomi Mi A1, w którym czysty Android po prostu robi lepszą robotę.

-
Zbieramy najlepsze promocje na Black Friday. Zajrzyj do naszego zestawienia!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu