Recenzja

Recenzja Halo 5… godzin i fenomenalny multiplayer [konkurs]

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Halo 5… godzin i fenomenalny multiplayer [konkurs]
35

Halo to niesamowita seria, na której sukces składa się wiele czynników: wspaniały i świetnie wykreowany świat, postać Master Chiefa, świetny multiplayer. Trudno się dziwić, bo powstało już w sumie dziesięć gier osadzonych w tym uniwersum (a także seriale, anime i powieści!). Halo 5: Guardians jest j...

Halo to niesamowita seria, na której sukces składa się wiele czynników: wspaniały i świetnie wykreowany świat, postać Master Chiefa, świetny multiplayer. Trudno się dziwić, bo powstało już w sumie dziesięć gier osadzonych w tym uniwersum (a także seriale, anime i powieści!). Halo 5: Guardians jest jedenastą. Czy najlepszą?

Jesień 2015 to dobry okres dla posiadaczy Xboksów. Microsoft przypuścił szturm i rzuca na rynek exclusive za exclusive’m. Nie tak dawno recenzowałem na łamach Antyweba Forzę 6 oraz zremasterowane Gears of War. Teraz przyszła pora na Halo, a przed nami przecież jeszcze Fable Legends i Rise of Tomb Raider.

Kampania na 5 godzin pozbawiona zakończenia

Historię osadzono jakiś czas po wydarzeniach z Halo 4. Master Chief wraz ze spartańską drużyną Blue Team próbuje odnaleźć Cortanę. Ta zostaje uznana przez załogę Infinity za zagrożenie. Za Johnem-117 posłany zostaje zatem zespół Osiris, któremu przewodzi Spartan Locke. Tak prezentuje się sam początek. Kolejne misje widzimy z perspektywy Master Chiefa lub Spartana Locke’a (tych jest nieco więcej). Nie liczcie niestety na to, że będzie to historia wgniatająca w fotel, choć miejscami staje się bardzo (bardzo, bardzo!) efektowna i angażująca. Dla fanów dobrą wiadomością będzie powrót znanych postaci z części poprzednich. Całość jednak oparto na wyeksploatowanym już do granic możliwości motywie zbuntowanej SI.

Nie to jest jednak najgorsze. Otóż fabułę Halo 5 przeszedłem w… 5 godzin. Mało tego, nie jest to historia zamknięta. Całość zakończono jednym wielkim “cliffhangerem”. Albo zatem doczekamy się fabularnego DLC będącego swoistym epilogiem (w co wątpię), albo za rok-dwa Halo 6 zamknie wszystkie otwarte wątki. W obu przypadkach sytuacja jest kuriozalna i niesamowicie rozczarowująca. Halo 5 tym sposobem dołączyło do shooterów typu CoD czy Battlefield, gdzie tryb dla pojedynczego gracza jest tylko (bądź co bądź intensywną i soczystą) przystawką do multiplayera. A przecież kampania była zawsze mocną stroną tej serii!

Tradycyjnie kampanię możemy przechodzić w trybie co-op. Do zabawy jednocześnie może dołączyć nawet czterech graczy. Gra mocno wspiera ten element, więc wzajemnie będziemy się leczyli (po utracie życia mamy jeszcze kilkanaście sekund na “wskrzeszenie” przez kompana), obsługiwali we dwójkę pojazdy i w taktyczny sposób pokonywali niektórych przeciwników. Co więcej, postacie minimalnie się od siebie różnią, co jest pewnym urozmaiceniem. Niestety na jakiekolwiek specjalizacje nie mamy co liczyć. Zabrakło też trybu gry na podzielonym ekranie - jednego z elementów rozpoznawczych Halo. Wielki minus.

Z komputerowymi towarzyszami gra się oczywiście dużo trudniej. Nie są oni zbyt inteligentni i nieszczególnie radzą sobie na polu bitwy. Na szczęście mamy do dyspozycji prosty system wydawania rozkazów. Wciskając naprzód na D-padzie nakazujemy atak na przeciwnika, którego właśnie mamy na celowniku. W ten sam sposób możemy wskazać punkt zbiórki lub broń, którą należy podnieść.

Delikatnie usprawniono również gameplay. W końcu możemy celować z każdej dostępnej broni. Otrzymaliśmy również do dyspozycji system odrzutowych uskoków. Zresztą napęd odrzutowy w pancerzach Spartan przydaje się również do taranowania zamkniętych (przeciwników) czy zdynamizowanego lądowania zakończonego potężnym uderzeniem w ziemię wywołującym falę uderzeniową wokół.

W multiplayerze jest moc!

Szybko dochodzimy do wniosku, że Halo 5 było przede wszystkim tworzone z myślą o multiplayerze. I faktycznie tak jest.

Gra daje nam ogromne możliwości personalizacji. Na początku nie mamy zbyt wielu elementów pozwalających na stworzenie wyjątkowego spartanina. W miarę upływu zabawy zdobywamy jednak rekwizycje, a także punkty REQ, za które możemy dokupić ich dodatkowe paczki. Rekwizycje to wszystkie dodatkowe elementy służące do personalizacji (postaci, broni) lub uzyskania przewagi na polu bitwy. Wszystko byłoby z tym systemem w porządku, gdyby nie przedpremierowe informacje, że punkty REQ będzie można kupować za normalne pieniądze. Zatem te osoby, które wydadzą najwięcej, najlepiej sobie poradzą w multi. W wersji przedpremierowej mikropłatności nie były dostępne, więc ostatecznie nie wiem, jak z nimi będzie. Być może wycofano się ostatecznie z tego pomysłu - w końcu Halo 5 ma być tytułem stawiającym mocno na rozgrywki e-sportowe.

W Halo 5 możemy tworzyć klany, organizować rozgrywki grupowe, projektować własne gry i zapraszać do nich znajomych. Potem swoje statystyki i rekwizycje obejrzymy w przeglądarce internetowej, gdzie dostępny jest specjalny panel. W dedykowanej aplikacji Halo Channel mamy natomiast dostęp do zawartości multimedialnej - w tym serialu Halo: The Fall of Reach.

Otrzymujemy tutaj dostęp do dwóch typów rozgrywki wieloosobowej. Pierwszy z nich (ten bardziej klasyczny) to Arena, na której ścierają się ze sobą czteroosobowe zespoły czerwonych i niebieskich. Rozgrywka przebiega w sposób bardzo klasyczny. Mamy tutaj kilka trybów, jak capture the flag, zajmowanie baz itp. W niektórych grach premiowane są headshoty, a w innych na środku mapy znajduje się potężna broń, która daje drużynie przewagę nad przeciwnikami. Gra się dobrze - przyjemnie, satysfakcjonująco. Choć nie jest to nic odkrywczego.

Znacznie fajniejszy i zdecydowanie bardziej oryginalny jest tryb Strefa Wojny, gdzie w jednej rozgrywce udział może brać nawet 24 graczy. Mapy są tutaj zdecydowanie większe, a całośc dopełniają komputerowi przeciwnicy. Zostajemy postawieni przed różnymi zadaniami (bossami, strefami do zajęcia, przeciwnikami do pokonania), które należy zrealizować, aby przybliżyć się do zwycięstwa. W zamian awansujemy na wyższe poziomy i odblokowujemy nowy ekwipunek (mechanizm ten działa tylko w obrębie jednej gry i to właśnie tutaj przydają się te rekwizycje, dzięki którym odblokowywany sprzęt jest potężniejszy). Takie połączenie tradycyjnej rywalizacji żywych graczy z modelem PvE okazuje się zaskakująco fajne i skuteczne. Przyznaję, że bawiłem się o niebo lepiej niż na arenie, choć to oczywiście mocno subiektywna ocena.

Nierówna grafika

Halo 5: Giardians działa na Xboksie One w 1080p oraz 60 kl/s. To oczywiście plus, biorąc pod uwagę, jak mało gier na konsole obecnej generacji może się pochwalić takimi danymi. Niestety sama oprawa nie rzuca jakoś szczególnie na kolana. Jest kilka momentów, które wręcz zapierają dech w piersiach. Mam tutaj na myśli m.in. pionowe schodzenie po pokładzie jednego ze Strażników. Niestety wnętrza statków kosmicznych są puste, a modele napotykanych w trakcie zabawy NPC-ów wykonane bardzo słabo (widać to przede wszystkim podczas misji na planecie Meridian). Nie można tego jednak powiedzieć o przeciwnikach, do których naprawdę się przyłożono, a także naszych towarzyszach. Ogólne wrażenie byłoby po prostu dobre, gdyby nie trafiające się od czasu do czasu tekstury w zaskakująco niskiej rozdzielczości. Dlatego właśnie mam wrażenie, że grafika jest mocno nierówna.

Udźwiękowienie to trochę inna bajka. Muzyka w Halo 5 jest RE-WE-LA-CYJ-NA. Dawno nie słyszałem tak fantastycznie skomponowanych utworów w żadnym FPS-ie. Zastrzeżeń nie budzą też efekty wystrzałów i eksplozje, które trzymają niezmiennie wysoki poziom. Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest koszmarny polski dubbing. Nie wiem jak to się stało, bo gry Microsoftu na ogół pod tym względem stoją na przyzwoitym poziomie. Tutaj, poza kilkoma wyjątkami położono ten element po całości.

Podsumowanie

Bardzo trudno ocenić jednoznaczanie Halo 5. Z jednej strony otrzymujemy soczystą i intensywną kampanię dla pojedynczego gracza, w której “są momenty”. Z drugiej trwa ona zaledwie 5 godzin i nie tworzy pełnej całości. Multiplayer daje nam ogromne możliwości personalizacji, a także niesamowity tryb Strefy Wojny. Ale tu znów dobre wrażenie mogą psuć rekwizycje zaburzające balans rozgrywki. Idąc dalej, mógłbym też napisać o 1080p@60fps oraz nierównej oprawie. W Halo 5 jest kilka takich sprzeczności.

Jak to zatem jest, że gra się tak fantastycznie? Jak to niektórzy nazywają “feeling” strzelania robi tutaj naprawdę wiele. Gra jest satysfakcjonująca. Po tych 5 godzinach kampanii jedyne, czego chciałem to rzucić się od razu do multiplayera. Tutaj natomiast trafiłem na ogromne areny w Strefie Wojny i poczułem niczym bohater osadzonego w realiach S-F filmu wojennego. W Halo 5 gra się naprawdę przyjemnie i jest to tytuł satysfakcjonujący. To sprawia, że grze można naprawdę sporo wybaczyć. Nie wiem tylko, czy fani serii przymkną oko na tę żałośnie krótką kampanię, która jest kpiną z tego, co ten tytuł oferował pojedynczemu graczowi przez te wszystkie lata.

Konkurs

Tradycyjnie mamy dla Was trzy kody na Halo 5: Guardians. Aby otrzymać jeden z nich, napiszcie w komentarzach pod tekstem, co lub kogo powinien zabrać ze sobą Spartan Locke, wyruszając na polowanie na Master Chiefa. Najciekawsze, naszym zdaniem, trzy komentarze wygrywają. Należy je zgłaszać do jutra (27.10) do północy. Wyniki podamy najpóźniej w czwartek.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu