Gry

Recenzja drugiego sezonu The Walking Dead – odcinek drugi – A House Divided

Kamil Ostrowski
Recenzja drugiego sezonu The Walking Dead – odcinek drugi – A House Divided
0

Zombie mają ostatnimi laty bardzo wyraźną reprezentację w popkulturze. Jeżeli chłodno analizować by sytuację, mamy tylko parę gier, filmów i komiksów na krzyż, ale nie przeszkadza to głodnym kolejnej „plagi” dziennikarzom (wedle których „zawsze było lepiej”) budować atmosfery przesycenia. Tymczasem...

Zombie mają ostatnimi laty bardzo wyraźną reprezentację w popkulturze. Jeżeli chłodno analizować by sytuację, mamy tylko parę gier, filmów i komiksów na krzyż, ale nie przeszkadza to głodnym kolejnej „plagi” dziennikarzom (wedle których „zawsze było lepiej”) budować atmosfery przesycenia. Tymczasem "A House Divided" – drugi odcinek najnowszego sezonu The Walking Dead udowadnia, że formuła pozostaje wciąż świeża. W przeciwieństwie do atmosfery, w świecie wypełnionym gnijącymi zwłokami.

Po wypuszczeniu pierwszego odcinka drugiego sezonu The Walking Dead podniosły się głosy, że Telltale straciło wprawę, w tworzeniu opowieści, które pozostawiają na człowieku takie wrażenie, że myśli o zakończonej grze jeszcze przez długi czas po odejściu od ekranu. Osobiście nie mogłem się nadziwić, jakim cudem część recenzentów mogła być tak ślepa i krótkowzroczna. All That Remains należało oceniać jako pierwszy odcinek. Postaci musiały się pojawić, związki musiały się narodzić, charaktery zostać zarysowane. Ujmując rzecz obrazowo - nie da się malować bez płótna. Oto nadszedł jednak drugi odcinek, który zamknął buzie niedowiarkom – Telltale Games wciąż jest na fali.

Clementine zbudowała relację z nowo poznaną grupą. Nowi znajomi wydają się być równie popapraną ekipą, co drużyna Lee, Clementine, Kenny'ego i całej reszty paczki, na początku pierwszego sezonu. Parę ogniw jest zdecydowanie słabszych, kilka osób zachowuje spokój. Chociaż intencje wszystkich są zdecydowanie dobre, ich zachowania nie zawsze można pochwalić. W najlepszym przypadku będziemy ich usprawiedliwiać, ale co to zmieni, kiedy zło już się dokonało? Pamiętajmy też, że Clementine, chociaż wyjątkową, pozostaje małą dziewczynką. Nie zawsze uda jej się wpłynąć na innych, tak jak mógłby zrobić to Lee w poprzednim sezonie. Jest zawieszona gdzieś pomiędzy byciem pełnoprawnym członkiem grupy, a byciem dzieckiem. Przy czym z biegiem czasu jest traktowana coraz poważniej. Mam wrażenie, że trochę na siłę – owszem, nasza Clem wiele przeszła, ale wciąż potrafi się wzdrygnąć na widok okrucieństwa.

Na marginesie – po raz drugi Telltale Games pozwoliło graczom domyślić się tego, co się zaraz stanie i poczuć przerażenie z tym związane. Ostatnim razem było tak w drugim odcinku pierwszego sezonu i w moich oczach był to jeden z najlepszych momentów w grach wideo. Tym razem chodzi o coś zupełnie innego, ale równie przytłaczającego. Autentycznie nie wiedziałem co robić – obezwładniono mnie emocjonalnie. Zagracie, zobaczycie.

Istnieje znacząca różnica, pomiędzy pierwszym, a drugim sezonem The Walking Dead. Nie dało się tego stwierdzić po pierwszym odcinku, natomiast po drugim już zdecydowanie. Istnieje zewnętrzne, konkretne zagrożenie, z którym walczymy. Nie jakiś abstrakcyjny głód, chłód czy bandyci, a sprecyzowany arcywróg. Osobiście jestem przeciwko demonizowaniu Carvera. Póki co nie przypomina wcale zupełnie szalonego Gubernatora znanego z serialu czy komiksu (moim zdaniem postać zdecydowanie nie pasująca do klimatu), a bliżej mu do Negana, który pojawia się w późniejszych zeszytach. Człowiek, który zdecydowanie wie czego chce i nie waha się przed zastosowaniem dramatycznych środków, żeby osiągnąć swój cel. Potrafi być przerażający, ale część mnie jest przekonana, że takich ludzi w twardej rzeczywistości zombie-apokalipsy nie można oceniać gorzej niż innych. W tym co robi jest cel, nawet jeżeli środki są nie do zaakceptowania.

Liczba wątków, które poruszono, zbudowano, a nawet zamknięto w A House Divided jest bardziej niż satysfakcjonująca. Mamy duchy przeszłości, mamy rozwiązanie paru kwestii z poprzedniego odcinka, mamy trochę nowych wątków, wreszcie jest parę moich własnych przewidywań, które się spełniły. Po pierwszym epizodzie pewnie macie swoje własne wróżby. Co ciekawe, scenarzyści grają nami i czasami, gdy spodziewamy się, że jakiś problem będzie główną osią fabuły, albo jakiś problem się nawarstwi, on znika, albo sytuacja się rozładowuje. Nigdy nie wiadomo skąd nadejście cios. Wiemy tylko tyle, że nadejdzie – zawsze nadchodzi.

Niedługo przed wypuszczeniem The House Divided postanowiłem odświeżyć sobie pierwszy sezon The Walking Dead. Sądziłem, że to przecież niemożliwe, żeby jednolita koncepcja, nie ruszona niemalże od kilkunastu godzin bitej rozgrywki, (a jeżeli doliczymy The Wolf Among Us, dobijemy do dwudziestu), w dalszym ciągu mnie nie nudziła. Myślałem, że stałem się po prostu zaślepionym fanboyem.

Odpowiedź jest inna. Telltale Games po prostu staje się coraz lepsze. Lepsze jest dawkowanie napięcia. Lepsze są dialogi. Jednocześnie nie mamy poczucia powtarzania cały czas tego samego, ponieważ wciąż jesteśmy stawiani przed nowymi emocjami, nowymi postaciami. A House Divided jest najświeższym dowodem na to, że warto czekać z wypiekami na twarzy na kolejne odcinki The Walking Dead. Po bardzo mocnym, rozdzierającym wręcz finale obejrzałem całe napisy końcowe, co zdarzyło mi się do tej pory dosłownie kilka razy. To jedna z tych gier, o których nie chcecie przestać myśleć, bo są tak dobre. Warto, warto i jeszcze raz warto.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu