Recenzja

Recenzja Battlefield 1. Tak klimatycznego Battlefielda nie było jeszcze nigdy

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Battlefield 1. Tak klimatycznego Battlefielda nie było jeszcze nigdy
17

Mam duży problem z Battlefieldem 1. Z jednej strony nie mogę się nacieszyć rozgrywką i jestem oczarowany wylewającym się wręcz z ekranu klimatem. Z drugiej natomiast czuję ogromny niedosyt oraz rozczarowanie niewykorzystanym w pełni potencjałem singla.

Mamy rok 2016. Rynek FPS-ów został zdominowany przez dwie wiodące serie: Call of Duty i Battlefield. Każdego roku ich rywalizacja odbywa się na zupełnie innym poziomie. Pamiętam jak wczoraj rozmowę ze znajomymi dziennikarzami o tym, jak deweloperzy stają na rzęsach, by zachęcić graczy jakimiś nowościami. Te oczywiście najłatwiej czerpać z wszelakich wizji przyszłości lub wariacji na temat teraźniejszości. Minione lata upłynęły nam zatem pod znakiem egzoszkieletów, plecaków odrzutowych, polowania na terrorystów, polowania na przestępców, latania odrzutowcami i tak dalej, i tak dalej.

Tymczasem gdzieś tam w kąciku zbierało się coraz więcej graczy, którzy z sentymentem wspominali pierwsze CoD-y, stare Battlefieldy i klimatyczne początku Medal of Honor. Ktoś ich w końcu usłyszał i możemy dziś znowu wrócić do przeszłości - tym razem do I Wojny Światowej.

Pięć kampanii zamiast jednej

Od przybytku głowa nie boli? W Battlefield 1 otrzymujemy nie jedną, a aż pięć kampanii. Brzmi wspaniale, ale w praktyce każda jest krótką historią opowiadającego o losach żołnierzy biorących udział w tymże konflikcie. Rozwiązanie to ma dużo sensu, bo pozwoliło odejść od wyświechtanego już wątku super-żołnierza, w rękach którego spoczywają losy konfliktu. Tutaj jesteśmy mięsem armatnim - zwykłymin żołnierzami, którzy mają do wykonania konkretne zadania. Raz latamy dwupłatowcem, a innym razem mamy przyjemność zapoznać się z chlubą jej królewskiej mości - brytyjskim czołgiem Mark V. Każda kampania ma inny klimat i rozgrywa się w innych okolicznościach. Nie sposób się tutaj nudzić.

Niestety to wszystko trwa dosłownie 6 godzin, co jest szalenie rozczarowujące. Mało tego, większość akcji rozgrywa się w ostatnich latach konfliktu - w roku 1918. Nie uświadczymy tutaj też żołnierzy francuskich i rosyjskich, którzy przecież odgrywali jedne z kluczowych ról (ci drudzy co prawda szybko odstąpili, skupiając się na własnych, bolszewickich problemach). Po zakończeniu trybu dla pojedynczego gracza czułem zatem ogromny niedosyt i rozczarowanie. I choć jestem świadomy, że Battefielda nie kupuje się z myślą o single'u, bo ten stanowi tutaj jedynie dodatek, to trudno mi się pogodzić z takim stanem rzeczy.

https://youtu.be/Lk63x6FLgdA?list=PLIRKe2RdI6PgPS6KcyWIqbU63CUCVndrX

Jeden solidny multiplayer

Aby ukoić nerwy, szybko przerzuciłem się na multi, a tam... uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Twórcy oddali nam do dyspozycji standardowy zestaw trybów, jak podbój, dominacja czy drużynowy deathmatch. Rozszerzyli jednak go o dwa nowe. Pierwszy to znane z Battlefronta Operacje, które rozgrywają się na ogromnych mapach z wyraźnie zarysowaną linią frontu i polegają na stopniowym zdobywaniu kolejnych stref i dominowaniu przeciwnika. Co najciekawsze, pojedyncza runda składa się tak naprawdę z dwóch powiązanych ze sobą map. Całość trwa zatem ok. godziny i zdecydowanie nie przypadnie do gustu graczom liczącym na szybką rozwałkę. Drugi z trybów to Gołębie Pocztowe. Jest on wariacją na temat Capture the Flag i sprowadza się do poszukiwaniu na mapie gołębii, eskortowaniu ich w bezpieczne miejsce i wysyłaniu w celu otrzymania wsparcia artyleryjskiego. Całkiem przyjemne, ale raczej wątpię, by gromadziło na serwerach tłumy.

Kup Battlefield 1 na PC, PS4, Xbox One w cdp.pl. Kliknij! 

Rozgrywka wieloosobowa kładzie duży nacisk na taktykę. Do dyspozycji oddano nam co prawda standardowy zestaw klas: szturmowca, żołnierza wsparcia, medyka, zwiadowcę oraz mechanika/pilota. Nie są one jednak tak wszechstronne, jak w poprzednich Battlefieldach i wybór jednej z nich wymusza na graczu określoną strategię. Przykładowo pojazdy mogą być prowadzone wyłącznie przez mechaników i pilotów, którzy się w nich odradzają i jednocześnie mogą naprawiać. Inne ograniczenia wynikają natomiast z bardzo istotnego wypływu na rozgrywkę zasięgu broni. Szybkie maszynowe pistolety kompletnie nie sprawdzają się nawet na średnim dystansie, a skuteczne na większe odległości pukawki medyków wymuszają na nich trzymanie się raczej w drugiej linii.

Tu docieramy do zasadniczej kwestii, a więc wyposażenia. Tego w nowym Battlefieldzie nie znajdziemy aż tyle, ile do zaoferowania miały namk uwspółcześnione odpowiedniki. I trudno się dziwić, bo wynika to z takich a nie innych realiów historycznych. Twórcy i tak bardzo mocno miejscami naciągali je, wprowadzając powszechny dostęp do broni maszynowej czy wszelkiego rodzaju wariacje, jak chociażby soczewki będące odpowiednikami kolimatorów. Biorąc pod uwagę, że okres ten historyczny sąsiaduje z wiktoriańskim, można momentami odnieść wrażenie, że Battelfield 1 jest osadzony gdzieś na granicy między zgodnością z historią, a ociekającym szalonymi ideami steampunkiem. Co jednak istotne, wcale nie wychodzi to grze na złe.

Rozgrywka sieciowa doczekała się wielu urozmaiceń. Na mapach znajdziemy na przykład power-upy, które pozwalają nam przekształcić się w jedną z klas specjalnych: żołnierza z miotaczem ognia, ciężkozbrojnego z karabinem maszynowym lub niszczyciela czołgów z bronią przeciwpancerną. Wiąże się to nie tylko z nową bronią, ale również dodatkowymi punktami wytrzymałości, a to oznacza, że warto polować na tego typu znajdźki. Inna nowość to behemoty, a więc specjalne, potężne pojazdy, które dają ogromną przewagę jednej z drużyn. Aktualnie do dyspozycji mamy trzy: sterowiec, pancerny pociąg oraz okręt. Posiadanie któregoś z nich pozwala przez dłuższy czas kontrolować pole bitwy, co jednak w szerszej perspektywie wcale nie zaburza balansu.

Samych map mamy na starcie 9. Liczba ta oczywiście będzie stale rosnąć, ale już teraz spektrum możliwości jest zaskakująco szerokie. Lokacje są bowiem bardzo zróżnicowane, a to sprawia, że właściwie każdy gracz powinien znaleźć swoją ulubioną i najbardziej dopasowaną do stylu gry. Raz toczymy boje w ciasnych uliczkach miejskich, innym razem biegamy po lesie, a jeszcze innym lądujemy w okopach przedzielonych zdewastowaną ziemią niczyją. Mapy są przy tym względnie dobrze zaprojektowane, wyważone i nie faworyzują zbytnio żadnych klas postaci. No... może z wyjątkiem snajperów, którzy potrafią być szalenie frustrujący. Warto też wspomnieć, że pierwszy raz w serii mamy tutaj do czynienia ze zmiennymi warunkami atmosferycznymi, a to sprawia, że każda mapa może wyglądać zupełnie inaczej. Znacznie utrudnia do nam zabawę, zawężając zasięg widzenia i utrudniając dosłyszenie nadbiegających przeciwników (czy wspominałem już, że nie zobaczycie ich na radarze, gdy zaczną strzelać do kogoś?).

Wizualny majstersztyk

Od strony graficznej Battlefield 1 prezentuje się naprawdę dobrze. Szczególnie jest to dostrzegalne w trybie fabularnym, który twórcy pod tym względem odpicowali niemalże do granic możliwości. Niektóre lokacje dosłownie zapierają dech w piersiach. Zadbano tutaj przede wszystkim o doskonały klimat i atmosferę, na co składają się nie tylko dopracowane modele, ale też fenomenalna gra świateł i trafny dobór filtrów. Ogólnie gra zatem cieszy wzrok, choć porównania grafiki pokazują wyraźnie wyższość pecetów nad konsolami na tym polu (czy kogokolwiek to dziwi).

Na słowa uznania zasługuje również udźwiękowienie. Tutaj spisali się zarówno twórcy gry jak i osoby odpowiedzialne za lokalizację. Jeśli chodzi o tych pierwszych, powinni dostać medal za doskonale dobraną muzykę. Towarzyszące jej wystrzały, eksplozje, świst kul, odgłosy silników i inne doskonale wpisują się w realia i potęgują fantastyczny klimat. Polska lokalizacja może nie rzuca na kolana, ale wypadła nad wyraz przyzwoicie. Wykorzystano tutaj m.in. głosy Pawła Małaszyńskiego, Aleksandy Szwed i Jarosława Boberka. Szczególnie ten ostatni jest klasą samą w sobie. W multiplayerze pojawili się natomiast YouTuberzy, o czym było swego czasu dość głośno. Prawdę mówiąc, są oni jednak zaledwie drobnym elementem całej oprawy, więc jakoś szczególnie nie zapadli mi w pamięć (może dlatego, że ich nie oglądam na co dzień).

Wirtualna wojna już dawno nie była tak dobra

To najlepszy Battlefield od dawna. Gra nie wywraca do góry nogami gatunku i nie może też być nazwana rewolucyjną. Nie jest jednak też wtórna, a miejscami zaskakuje ciekawymi i błyskotliwymi rozwiązaniami. Przede wszystkim jednak cieszy i wciąga, a to chyba najważniejsze. Wylewający się z ekranu klimat światowego konlfiktu w pewnym momencie staje się wręcz uzależniający, a idzie to w parze z dobrze zaprojektowanym i wyważonym multiplayerem - z czego seria zresztą była zawsze znana w mniejszym lub większym stopniu.

https://youtu.be/QwNhqB4euJo?list=PLIRKe2RdI6PgPS6KcyWIqbU63CUCVndrX

Oczywiście nie udało się ustrze błędów, co DICE ma chyba wpisane w nazwę. Ciągle zdarzają się pewne kwiatki związane z niepoprawnym obliczaniem kolizji obiektów, szwankującym systemem odradzania czy chociażby animacjami. Można się jednak spodziewać, że autorzy będą je sukcesywnie eliminować. W planach jest też liczna darmowa zawartość oraz dodatki DLC - premierę pierwszego zaplanowano już na marzec 2017. Battlefield 1 czeka zatem długi cykl życia. To doskonale, bo ja zdecydowanie mam ochotę zostać z nim na dłużej.

Ocena: 9/10

Kup Battlefield 1 na PC, PS4, Xbox One w cdp.pl. Kliknij! 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu