Felietony

Porzuciłem Linuksa i Windowsa na rzecz OS X - czy żałuję tej decyzji po upływie trzech miesięcy?

Rafał Kurczyński

Fan mobilnych okienek, technologii internetowych o...

108

Korzystając od paru lat z różnorakich dystrybucji Linuksa i Windowsa, (chociaż dzisiaj skupimy się na samym Linuksie) myślałem, że korzystam z najlepszego systemu operacyjnego na świecie, będącego narzędziem tortur dla osób nieobeznanych z komputerami oraz największym skarbem dla tych, którym udało...

Korzystając od paru lat z różnorakich dystrybucji Linuksa i Windowsa, (chociaż dzisiaj skupimy się na samym Linuksie) myślałem, że korzystam z najlepszego systemu operacyjnego na świecie, będącego narzędziem tortur dla osób nieobeznanych z komputerami oraz największym skarbem dla tych, którym udało się go poskromić. Najchętniej i najdłużej korzystałem z Ubuntu, rzadziej z elementaryOS i Debiana i sporadycznie z Fedory, czy Linux Minta.

Zacznijmy od samego początku, czyli od tego, co skierowało mnie ku komputerowi firmy Apple. Postanowiłem kupić sobie komputer do pracy, czyli do pisania i przeglądania sieci, który będę mógł zabrać ze sobą bez zbędnych obaw o brak dostępu do prądu - co naturalnie jest zasługą bardzo dobrej baterii w moim białym komputerze ze świecącym jabłuszkiem na pokrywie ekranu. Decyzja o wydaniu lekko ponad 1200 złotych nie należała do najprzyjemniejszych, głównie dlatego, że w cenie starego Macbooka mogłem kupić Ultrabooka Samsunga o potężniejszej specyfikacji sprzętowej. Ostatecznie cieszę się, że zdecydowałem się na Macbooka, a dzisiaj spróbuje podsumować trzeci miesiąc z tym komputerem, pokazując wam jego wszystkie wady i zalety.

Początek jak zwykle trudniejszy niż przypuszczamy na starcie

Pierwsze kontakty z OS X nie były dla mnie zbyt trudne, ponieważ przyzwyczajony do Ubuntu, orientowałem się na jakiej zasadzie obsługuje się interfejs użytkownika w tym systemie. Dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że trackpad w moim Macbooku jest na tyle wygodny, że bez większych problemów porzuciłem klasyczną myszkę, choć rozmyślam nad zakupem Magic Mouse.

Bardzo dużym problemem okazał się inny układ klawiatury w komputerach Mac, przez co po przeszło trzech dniach nauczyłem się korzystać z „cmd” i „option” w parze z prawym altem znajdującym się w innym miejscu względem jego pozycji na klasycznej, PC-towej klawiaturze. Do wszystkiego można się przyzwyczaić i jestem tego żywym dowodem, choć irytującym faktem okazała się potrzeba częstego czyszczenia ekranu i obudowy mojego Macobooka - w tej chwili jest to już dla mnie rzeczą naturalną.

Brak Unity, brak Ubuntu

Jestem wielkim fanem interfejsu Unity w Ubuntu, przez co miałem bardzo mieszane uczucia do kolorystyki i działania interfejsu graficznego Aqua w OS X. Przyzwyczajony do ciepłych i stonowanych odcieni brązu i szarości, przerzuciłem się na system o skrajnie odmiennej stylistyce, która po upływie paru dni i nocy stała się dla mnie dużym plusem Mac OS X - w ciągu dnia szarość jest bardzo dobrze widoczna, a w nocy nie męczy oczu tak, jak biel.

Bardzo ciekawym doświadczeniem okazało się stopniowe odnajdywanie większości elementów Unity w interfejsie Aqua, dzięki którym trzymałem się kurczowo Ubuntu - w tej chwili miałbym spore trudności z powrotem do dystrybucji Linuksa opracowywanej przez Canonical.

Macbook to komputer klasy premium z problemami wieku dziecięcego

O ile Macbook Air, Macbook Pro i Macbook Unibody (aluminiowy) są produktami, nad którymi pracowano latami, udoskonalając rozmieszczenie poszczególnych elementów klawiatury, czy podzespołów, to Macbook Unibody (poliwęglanowy) i Macbooki White pachną… taniochą. Nie wiem, czy moje wymagania co do mojego Macbooka są zbyt wygórowane, ale popękana obudowa, mająca gigantyczne skłonności do zmieniania barwy pod wpływem torebek fioletowego operatora sieci komórkowej w Polsce jest już lekkim przegięciem.

Jestem człowiekiem wyrozumiałym i rozumiem, że Apple zrobiło plastikowego laptopa z powodu jego kompaktowej wagi i z powodu chęci potrzymania przy życiu tradycyjnych, klasycznych Macbooków, jednak nie wierzę w to, że nie wpadli na to, że obudowy tych komputerów będą zużywały się szybciej od ich aluminiowych odpowiedników, przez co wypadałoby obniżyć cenę felernych części lub wymieniać je przez jakiś czas za darmo.

Tak też się działo, Apple postanowiło wymieniać wadliwe części obudowy - gumowaną klapkę, często rozwarstwiającej się w najmniej spodziewanym momencie, ignorując przy tym niejednokrotne skargi na pękające plastiki wokół zawiasów, czy też na żółkniejącą obudowę wokół trackpada (miejsce, gdzie z reguły spoczywają nasze nadgarstki).

Yosemite - droga w dobrą stronę

OS X Mavericks był ciekawym rozdziałem w historii Apple, ponieważ za sprawą jego gigantycznej optymalizacji postanowiono aktualizować parę naprawdę starych komputerów kalifornijskiej korporacji, takich jak Macbook Pro z 2008 roku. Yosemite zdaje się powtórką z tej jakże ciekawej historii, ponieważ aktualizację do niego dostaną wszystkie komputery Apple z procesorami 64-bitowymi.

Najnowsze wydanie OS X nie jest jednak jedynie nowym systemem w starej szacie graficznej, tak jak miejsce miało to w przypadku Mavericksa - Yosemite to kompletnie nowe podejście do systemu stworzonego przez Apple, a dostęp do niego będą mieli wszyscy użytkownicy Macbooków, Maców Pro i iMaców, którzy mieli możliwość aktualizacji swojego komputera do Mavericksa. Korzystam z OS X 10.10 od pierwszej bety i muszę przyznać, że najnowszy system Apple jest naprawdę dobrym produktem, który działa dobrze nawet na tak starym Maku, jak ten mój. Co prawda zdaje sobie sprawę z tego, że mój komputer działa jak działa głównie za sprawą 10 GB pamięci operacyjnej RAM i dysku SSD, które pozwalają mu rozwinąć skrzydła do granic ich rozpiętości, jednak wydaje mi się, że jest to tak naprawdę ostatnie tchnienie mojego Macbooka i jestem świadomy tego, że pod koniec roku wypadałoby kupić jakiegoś nowszego Maca, a w tej chwili celuje głównie w Macbooka Pro (bez Retiny) z 2011 roku i w Macbooka Air z 2012 roku.

Czy żałuje przejścia z Linuksa na OS X?

Zmiany nie są trudne, choć tak naprawdę wymagają od nas ciągłej nauki czegoś nowego, ponieważ nikt nie rodzi się z wiedzą absolutną na temat wszystkich dziedzin życia. Wiele osób się na nie nie godzi, jednak dla mnie jest to po prostu kolejny rozdział mojej prywatnej opowieści o dobrach technologii naszego przepięknego świata. Korzystam z OS X i zauważam to, że porzuciłem wiele z moich ulubionych aplikacji na rzecz ich „jabłkowych” alternatyw, jednak wydaje mi się, że dystrybucje Linuksa mają przed sobą jeszcze parę kroków milowych, dzięki którym staną się pełnoprawną alternatywą dla Windowsa i OS X.

Gier dla Linuksa jest coraz więcej, teraz trzeba zawalczyć o porty najpotrzebniejszych aplikacji oraz zoptymalizować oprogramowanie do najpopularniejszych specyfikacji sprzętowych - to nie jest trudne zadanie.  Społeczność Linuksa jest bardzo specyficzną społecznością, często dzielącą się na osoby wspierające jedynie dane dystrybucje i serwery wyświetlania, przez co wspólna idea ulepszania ogółu dystrybucji Linuksa zaczyna przeradzać się w świętą wojnę, co możecie zauważyć między innymi  na przykładzie zaawansowanych użytkowników Debiana, często wytykających Ubuntu wady, upraszczanie obsługi systemu, czy też częściowego naśladowania wyglądu OS X.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

AppleOpen sourceos xlinuxhot