Felietony

Nowy Bond - tyle zostało z afery Snowdena

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

35

Obejrzałem wczoraj nowego Bonda. I może nie byłoby w tym nic ciekawego, wartego uwagi z punktu widzenia AW, gdyby nie niecne uczynki czarnych charakterów. Poczynania tych ostatnich sprowadzały się do inwigilacji: wszystkich, zawsze i bez ograniczeń. Nawiązanie oczywiste - filmowcy przypominają nam o...

Obejrzałem wczoraj nowego Bonda. I może nie byłoby w tym nic ciekawego, wartego uwagi z punktu widzenia AW, gdyby nie niecne uczynki czarnych charakterów. Poczynania tych ostatnich sprowadzały się do inwigilacji: wszystkich, zawsze i bez ograniczeń. Nawiązanie oczywiste - filmowcy przypominają nam o aferze Snowdena, działaniach służb, których ujawnienie kilka lat temu wstrząsnęło opinią publiczną. Wstrząsnęło i... niewiele z tego zostało. Film rozrywkowy został.

Nie zamierzam opowiadać fabuły filmu, ale też nie będę za wszelką cenę starał się omijać wszystkich wątków, jakie się w nim pojawiły - jeśli ktoś jeszcze ie oglądał i zepsuję mu rozrywkę, to przepraszam, jeszcze można odpuścić wpis. A teraz konkrety: czarny charakter, szef organizacji Spectre, którą osoby kojarzące świat Bonda powinny znać, tworzy system do permanentnej inwigilacji. W jednej ze scen podkreśla, że informacja to podstawa i trudno się z tym nie zgodzić. Wiedzą to także służby ukazane w filmie - one również dążą do tego, by mieć cyfrowy nadzór nad światem: chcą wszystko widzieć i słyszeć, mieć pod kontrolą.

Widz patrzy na to wszystko i do głowy przychodzi jedna myśl: Snowden. Przynajmniej ja o tym pomyślałem. I zacząłem się zastanawiać, ile osób jeszcze pomyśli o historii młodego Amerykanina? Czy ludzie pamiętają jeszcze, że to, co pokazywane jest w filmie, to nie motywy wyssane z palca (przynajmniej nie w 100%), że mieliśmy kilka lat temu poważną aferę wynikającą z zakusów inwigilacyjnych służb? Pamiętać mogą ci, którzy wtedy protestowali na ulicach, domagali się łaski dla Snowdena, przekonywali głośno, że służby nie powinny mieć tak dużych uprawnień, nie mogą łamać praw obywateli. Sęk w tym, że to był znikomy odsetek społeczeństwa. Większość przeszła obok tematu obojętnie, bezrefleksyjnie, jeśli o nim słyszeli, to zdążyli już zapomnieć. Można zatem założyć, że spora część widzów nie połączy prawdy ekranu z prawdą czasów, w których żyjemy.

Co zostało z afery Snowdena? Można dojść do pesymistycznego wniosku, że tylko film z gatunku "rozrywka". O przebywającym na wygnaniu analityku nie pamięta dzisiaj zbyt wiele osób, jednocześnie pewnie nie zapomniały o nim amerykańskie służby. Fala oburzenia szybko opadła, ludzie wrócili do swoich zajęć, zaczęli się ekscytować innymi doniesieniami. A wśród tych ostatnich mamy zamachy terrorystyczne, rosnące w siłę Państwo Islamskie. I tu ciekawostka. W Bondzie mamy motyw państwa, które nie chce się przyłączyć do programu inwigilacyjnego. Dochodzi w nim do ataku terrorystycznego i zmienia zdanie.

Teraz podobne rzeczy obserwujemy w rzeczywistym świecie - doszło do zamachów w Paryżu i chwilę później mogliśmy przeczytać o działaniach lub przynajmniej planach kilku państw, które chcą podnieść poziom bezpieczeństwa. A to wiąże się ze wzmożoną inwigilacją. To nie będzie krótkotrwała zmiana, coś na kształt alarmu bombowego - mechanizm zostanie rozciągnięty w czasie. Nie stwierdzę jednoznacznie, że wszystkie poczynanie służb są złe, że ich działania są nieuzasadnione i mają na celu wyłącznie obserwację swoich obywateli. Pisałem dzisiaj, że terroryści korzystają z nowych technologii, przez to trzeba mieć na nie baczenie. Nie musi to jednak oznaczać kontroli totalnej i to bez konsultacji ze społeczeństwem.

Wprowadzanie rozwiązań rodem z filmów o wszechwładnych służbach oraz ciągłej obserwacji nie rozwiąże w 100% problemów zagrożenia, terroryzmu, przestępczości i to jest chyba jasne. Przynajmniej powinno być. Pytanie dotyczy jednak tego czy filmowcy fantazjują czy też mniej lub bardziej świadomie prezentują zastaną rzeczywistość? Na dobrą sprawę nie ma to większego znaczenia, bo na odbiorców treść nie wpłynie: obejrzą, raz się uśmiechną, raz wzruszą i pójdą do domu. Albo przełączą na inny kanał, jeśli to telewizja. Zagadnienie inwigilacji niewiele osób zatrzyma przy sobie na dłużej. To nie jest istotny problem. Snowdenów mogłoby być jeszcze dziesięciu, ale niewiele z tego wyniknie. I nie chodzi o to, że temat zostanie zamieciony pod dywan przez służby czy "mainstreamowe media", na które narzeka część odbiorców. Temat umrze sam i to dość szybko. Taki mamy klimat - globalny...

Grafika tytułowa: youtube.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu