Gry

Nintendo Classic Mini to więcej niewiadomych, niż mogłoby się wydawać

Kamil Świtalski
Nintendo Classic Mini to więcej niewiadomych, niż mogłoby się wydawać
5

Od zapowiedzi Nintendo Classic Mini, czyli podręcznej wersji kultowego NESa z zestawem kilkudziesięciu gier z najwyższej półki, minął już tydzień. Najpierw była euforia, później — gdy okazało się że jest to zamknięta struktura bez dostępu do sieci by wzbogacić ją o kolejne tytuły — świat poczuł się nieco rozczarowany, zresztą entuzjazm Pawła również nieco opadł. A mnie wciąż nurtuje zestaw pytań, na które odpowiedzi jeszcze nie otrzymaliśmy -- co gorsza obawiam się, że do czasu jej premiery stan ten nie ulegnie zmianie. Dlatego nawet dość okazyjna cena przedpremierowa nie zachęca mnie specjalnie do zakupu.

Lista gier które znalazły się na składance robi wrażenie — i, nie oszukujmy się — zakup oryginalnego sprzętu i takiej kolekcji prawdopodobnie nie zamknąłby się w 2 tysiącach złotych. Do tego dochodzą jeszcze wiszące w powietrzu problemy z podłączeniem, jakością i inne nieoczekiwane przygody. Pytanie tylko, czy Nintendo Classic Mini jest je w stanie zrekompensować graczom?

Zakładam że dla tych, którzy po prostu chcą powspominać, będzie to idealna podróż do przeszłości. Doskonale znane im kontrolery, szybkie podłączenie do współczesnych telewizorów i wybór produkcji na tyle rozsądny, że wystarczy na wiele miesięcy doskonałej zabawy. Myślę że spora część nie odczuje braku Virtual Console i opcji rozbudowy -- przyjmą wszystko takim, jakim jest. A za 239,99 złotych trudno mówić o lepszej opcji w kręgu legalnych rozwiązań — przynajmniej w kwestii takiej biblioteki.

Gorzej w przypadku tych bardziej wymagających -- zapalonych graczy. A kiedy mówimy o miłośnikach retro, których wyróżnia każdorazowy wybór jak najbardziej purystycznych rozwiązań -- będzie to jeszcze trudniejsze. Bowiem Nintendo nic nie mówi na temat technicznych aspektów urządzenia. Nie wiemy na jakiej zasadzie będzie działała emulacja, bo ci wciąż nie mogą zdradzić informacji sprzętowych. Może faktycznie jestem zbyt wielkim purystą rozpieszczonym przez dmuchanie w kartridże, ale branża gier już wielokrotnie udowodniła, że emulowanie klasyków na współczesnych sprzętach to nie jest prosta sprawa i można na tym bardzo łatwo polec.

Niestety —nadal też nie wiadomo jak będzie wyglądał obraz na współczesnych telewizorach. Emulacja daje w tej kwestii ogromne pole do popisu, ale już różnice w wyświetlaniu klasycznych gier z Virtual Console dla Wii i Wii U pokazały, że takowe może być... delikatnie mówiąc — bardzo zróżnicowane. Fakt iż Nintendo w milczy na ten temat i nie chwali się jak to będzie działać jedynie wzbudza mój niepokój.

Ostatnią już ze spraw która jest dla mnie niejasną, są same kontrolery. O ile repliki kultowych NESowych padów to dla mnie strzał w dziesiątkę, to jako posiadacz Wii doskonale pamiętam, że zarówno Classic Controller jak i Classic Controller Pro nie mogły poszczycić się zbyt długim kablem -- ale to nie było potrzebne, bowiem wpinaliśmy je do bezprzewodowych Wiilotów. Mam nadzieję, że w przypadku dedykowanego kontrolera będzie w tej kwestii znacznie lepiej. Inaczej nie pozostaje nam nic innego jak uzbrojenie się w długie kable HDMI oraz USB, które pozwolą nam trzymać konsolkę bliżej, niż przy telewizorze.

Póki co o Nintendo Classic Mini wiemy tak naprawdę mniej niż więcej. Bardzo podoba mi się, ze Nintendo w końcu dojrzało do tego, aby zacząć monetyzować asy które ma w rękawie. Obawiam się nawet, że krążące w sieci żarty o tym, że ten dziwny twór do Bożego Narodzenia sprzeda się lepiej niż Wii U od dnia swojej premiery mogą być prawdą — w końcu niewiele jest równie kultowych sprzętów!

Źródło: Polygon

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu