Off topic

Nie tylko Terminator – zapomniane roboty kultury popularnej (3)

Marcin M. Drews
Nie tylko Terminator – zapomniane roboty kultury popularnej (3)
9

Czy ludzkość doczekała się robotów? Tak i nie. Spełniły się fantastyczne wizje automatów, także tych humanoidalnych. Nie udało się nam jednak stworzyć sztucznej inteligencji. Roboty, nawet te, które troskliwie noszą w Japonii pacjentów w szpitalu, wciąż nie myślą, nie czują i… nie żyją. Przyjrzyjmy...

Czy ludzkość doczekała się robotów? Tak i nie. Spełniły się fantastyczne wizje automatów, także tych humanoidalnych. Nie udało się nam jednak stworzyć sztucznej inteligencji. Roboty, nawet te, które troskliwie noszą w Japonii pacjentów w szpitalu, wciąż nie myślą, nie czują i… nie żyją. Przyjrzyjmy się kilku popkulturowym wizjom inteligentnych automatów.

W obronie dziewictwa

Space Balls to absurdalna komedia Mela Brooksa, będąca parodią filmów science fiction, a w szczególności Star Wars. Reżyser, dziś już zapomniany, w latach osiemdziesiątych był postacią kultową, a jego produkcje - lekturą obowiązkową.

W filmie pojawia się Dot Matrix - żeński robot parodiujący C3PO. Jego nazwa nawiązuje z kolei do... komputerowych drukarek. Głosu postaci (i w pewnym sensie chyba też wizerunku) użyczyła sama Joan Rivers.

Dot Matrix to kompletnie nieprzydatny do niczego robot, który narzeka i sprawia same problemy. Jest wręcz przysłowiowa kulą u nogi. Jedyną prawidłowo działającą (niestety) funkcją jest tzw. "virgin alarm", który włącza się, gdy zagrożone jest dziewictwo księżniczki Vespy. W związku z tym główny bohater nie może pocałować wybranki - a przynajmniej nie przed ślubem!

Alojzy, który został Adolfem

Choć Akademię Pana Kleksa znać należy, konia z rzędem temu, kto czytał książkę. Ci, którzy znają nie tylko film, pamiętać będą, że ekranowy robot Adolf tak naprawdę na imię miał Alojzy. Ciężko powiedzieć, skąd ta zmiana, choć wydaje się nieprzypadkowa - złośliwa, demoniczna maszyna odpowiedzialna za zniszczenie akademii otrzymuje bowiem imię, które każdemu skojarzy się z Hitlerem.

Niezwykle natomiast ciekawe jest podejście samego Brzechwy czy też, jeśli wolicie, jego bohatera, Pana Kleksa. Ten bowiem stawia wyraźną różnicę między tym, co żywe, a tym, co martwe. Dziecko-robot to coś gorszego od dziecka ludzkiego. Choć Kleks jeszcze nie wie, że Alojzy został zaprogramowany do niszczenia, od początku daje wyraz swemu roborasizmowi:

- Popatrzcie, chłopcy - zwrócił się do nas pan Kleks. - Alojzy nie jest żywym człowiekiem, tylko lalką. Byłem zawsze przeciwny wprowadzaniu lalek do mojej Akademii. Ale teraz już nic nie poradzę. Alojzy został w nocy podstępnie przemycony. Będę miał z nim mnóstwo kłopotów. Muszę go nauczyć czuć, myśleć i mówić. Spróbuję, może mi się uda.

Mimo więc, że inny bohater, Anatol, kocha lalkę jak swojego brata, Kleks z miejsca dyskredytuje maszynę. Z drugiej strony jednak okazuje miłosierdzie (może nieco wielkopańskie?) i postanawia ożywić robota - uczynić go człowiekiem. I choć po części się to udaje, Alojzy kontynuuje swój destrukcyjny program, a Kleks przyznaje się do porażki, twierdząc, że tak jak nastawia się budzik na pewną godzinę, można również nastawić mechaniczną lalkę na wykonywanie pewnych czynności.

Robot jest tu więc przeciwieństwem wszystkiego, na czym zbudowana jest akademia - życia, magii, wyobraźni, ludzkiej duszy i dziecięcej niewinności. Kleks postanawia więc go zniszczyć, choć wcześniej pozwalał mu na wszystko.

Pan Kleks ujął go tymczasem oburącz za głowę i pokręcił nią w lewą stronę. Śruba lekko ustąpiła i niebawem głowa Alojzego została oddzielona od tułowia. Wówczas pan Kleks odśrubował ciemię i wysypał z głowy całą jej zawartość. Były tam litery, płytki dźwiękowe, szklane rurki oraz mnóstwo kółek i sprężynek. Wreszcie pan Kleks rozebrał na części tułów Alojzego, części te ułożył wraz z głową w walizce i walizkę zamknął. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą: Alojzy - ta niegodziwa karykatura człowieka - przestał istnieć. Jeden tylko Anatol miał łzy w oczach.

Wincenty (ale nie Witos)

Z pewnością wielu z Was pamięta jeszcze znakomity, choć niedoceniony horror science fiction a 1997 roku pt. Ukryty wymiar (Event Horizon). Tylko wytrawni kinomani wiedzieć będą jednak, iż film ten stanowi nieoficjalny remake produkcji... Disneya (sic!). W 1979 roku (79 - 97 - przypadek?) kultowa wytwórnia zaprezentowała obraz pt. Black Hole.

To całkiem udany, choć trącący nieco myszką, mroczny film science fiction, w którym klimat notorycznie psują dwa roboty - V.I.N.CENT (Vital Information Necessary CENTralized) i B.O.B. (BiO-sanitation Battalion).

To w pewnym sensie para elektronicznych kabotynów wzorowanych na R2D2, odpychających widza swym sztucznym, plastikowym i zarazem bajkowym wyglądem, który nie licuje z powagą filmu. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Black Hole, zdziwiłem się dwukrotnie. Po pierwsze, zaskoczyło mnie, że wytwórnia Disneya potrafiła zrobić naprawdę mroczny obraz SF. Po drugie, kolokwialnie mówiąc, zrobiłem facepalm w związku z tym, jak bardzo wprowadzony na siłę wątek sympatycznych skądinąd robotów potrafił zepsuć ogólne wrażenie (choć nadal uważam, że film ten warto zobaczyć!).

W filmie znajdziecie więcej robotów - pośród nich wyróżnia się złowieszczy Maximilian, który fanom ośmiu bitów i pikseli z pewnością skojarzy się z grą The Sacred Armour of Antiriad. Tytułowy antyradiacyjny kombinezon zdaje się być wzorowany na postaci z filmu Disneya.

Pradziadek A.I.

Sztuczny chłopiec ze Spielbergowskiego A.I. jest Wam dobrze znany. Nie jest to jednak pierwszy dziecięcy cyborg w amerykańskiej kinematografii. Za jego przodka uznać można projekt D.A.R.Y.L. (Data-Analysing Robot Youth Lifeform) - chłopca-robota stworzonego przez amerykański rząd do celów militarnych.

Z pozoru zwykły 10-latek, skrywa w swej głowie zaawansowany mikrokomputer. Poznajemy go jako chłopca, który stracił pamięć i został adoptowany przez typową, amerykańską rodzinę. Daryl nie jest odpowiednio uspołeczniony, ale dzięki miłości i zrozumieniu nabiera ludzkich cech. W ten sposób zyskuje to, czego nie udało się zaszczepić Alojzemu z Akademii Pana Kleksa. Kiedy polska maszyna realizuje konsekwentnie swój plan zniszczenia, jego amerykański odpowiednik buntuje się przeciw bezwzględnym stwórcom i staje w obronie wartości rodzinnych.

Film zadebiutował na ekranach w 1985 roku i zaliczyć go można do nurtu kina nowej przygody. Nie zachwycił widzów (zabrakło tu Spielbergowskiego rozmachu, a i nie pomogła drugorzędna obsada aktorska), ale do dziś ma swoich zwolenników. To ciepły film, który można obejrzeć z rodziną w niedzielne przedpołudnie.

I inni

Zapomnianych robotów kultury popularnej jest oczywiście znacznie więcej. Warto wspomnienia są na pewno Gort (The Day the Earth Stood Still z 1951 r.), Robby (Forbidden Planet z 1956 r.), policyjne androidy (THX 1138 z 1971 r.), Rewolwerowiec (Westworld z 1973 r. i Futureworld z 1976), roboty lokaje (Sleeper z 1973 r.) czy wspaniały, przyjacielski, stalowy olbrzym z kosmosu (The Iron Gigant z 1999 r.).

O kim i o czym jeszcze warto wspomnieć? Jeśli macie swoje typy, piszcie!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

filmAndroidkinorobotcyborg