Felietony

Nie taki InPost piękny jak go malują?

Grzegorz Marczak

Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...

172

Integer to firma, która zdecydowanie jest na fali. Wszyscy kojarzą jej paczkomaty oraz walkę z monopolem Poczty Polskiej. Wszyscy im kibicują i ich chwalą. Czy jednak na pewno będziemy zachwyceni kiedy faktycznie zastąpią pocztę? Do napisania tego tekstu skłoniła mnie rozmowa z szefem Intege...

Integer to firma, która zdecydowanie jest na fali. Wszyscy kojarzą jej paczkomaty oraz walkę z monopolem Poczty Polskiej. Wszyscy im kibicują i ich chwalą.

Czy jednak na pewno będziemy zachwyceni kiedy faktycznie zastąpią pocztę?

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie rozmowa z szefem Integera, czyli spółki odpowiedzialnej między innymi za InPost i Paczkomaty. Rafał Brzoska w rozmowie z money.pl niestety nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. Nie tylko dlatego, że dość zabawnie udawał, że nie ma różnic pomiędzy umową o pracę a umową o dzieło/zlecenie (tak tłumaczył informacje o tym, że mają na umowie o pracę tylko 7% pracowników a Poczta Polska ponad 90% jak podał dziennikarz prowadzący wywiad)

Bardziej chyba drażni mnie ciągłe dogryzanie Poczcie Polskiej chwaląc swój model zoptymalizowanych kosztów. Dlaczego mnie to drażni?

InPost czyli lepsza jakość?

Jest kilka powodów. Zacznijmy od jakości. Nie przepadam za pocztą. Nie lubię chodzić do placówki po niedoręczone paczki. Trudno jednak zakłamywać rzeczywistość, że nic się nie zmienia. Zmienia się bardzo dużo. Mamy coraz mniej kolejek. Lepszą a nawet bardzo dobrą obsługę. Listonoszy, którzy wreszcie donoszą listy. Mamy coraz więcej nowych rozwiązań i korzystania z dobrodziejstw nowoczesnych technologii. Tak więc postęp jest zauważalny.

Kiedy natomiast dostaję awizo z InPostu to aż mi się ciśnienie podnosi. Na początku nie mogę absolutnie rozczytać gdzie mam odebrać przesyłkę. Często ta informacja jest bardzo nieczytelna.

Kolejny problem to znalezienie placówki - i jak daleko jest od domu. Przeważnie muszę jechać samochodem. I już w trasie zaczyna się modlenie o to aby pani w kwiaciarni czy w innym kiosku dzisiaj wcześniej nie wyszła do domu lub nie miała przerwy. Miałem tak kilka razy. Potem jeszcze tylko chwila grozy czy ktoś nie wrzucił mojej paczki pod ciężką paczkę z prasą i mam! Mam przesyłkę!

Jest jeszcze inny rodzaj problemów. Na awizach, które otrzymuję, praktycznie za każdym razem widnieje inny adres odbioru przesyłki. Nie mogę więc na pewniaka pojechać do punktu (kiedy na przykład czekam na paczkę czy pilną przesyłkę) aby sprawdzić czy już jest.

Na koniec dodam, że "listonoszy" z "InPostu" nie widzę tak samo jak kiedyś nie widziałem listonoszy z Poczty Polskiej. Mój kontakt to przeważnie awizo zostawione w skrzynce (a przecież to nowoczesna usługa dużo lepsza od tej "starej").

Tak więc moje doświadczenia na dziś z InPostem są dużo gorsze niż to co obecnie oferuje mi Poczta Polska.

Jest jednak jeszcze coś

Jest jednak jeszcze jeden aspekt tego "wyśmiewania" się z usług pocztowych i problemów Poczty Polskiej. Daliśmy sobie wmówić, że poczta to była i jest usługa, która musi generować zyski. Inaczej można w nią bić i z niej kpić jak ze słabego biznesu "W końcu mają za dużo placówek i ludzi na utrzymaniu i to się nie zwróci".

Przypomnę jednak, że monopol pocztowy pozatym, że był nieefektywny jeśli chodzi o jakość miał jedną ważną cechę a była nią misja dostarczania przesyłek nawet tam gdzie się to nie opłacało. Trudno bowiem uzasadnić opłacalność dostarczenia listów do małej wsi 30 km od miasta gdzie mamy do rozwiezienia 10 listów. To się finansowo nigdy nie zwracało. Mimo to placówki poczty mieliśmy wszędzie. Były co prawa za bardzo rozbudowane z dużym narzutem niepotrzebnej administracji ale były.

Nie bijmy więc teraz Poczty Polskiej za to, że przez lata była nierentowna bo nie taki był priorytet. Owszem możemy narzekać (co często robię) na jakość świadczonych usług. Pytanie tylko czy ta nowoczesna alternatywa tę jakość podnosi czy za kilka lat będziemy jednak dobrze wspominać prawdziwych listonoszy na etacie i panie z okienka walące pieczątki po listach.

Inpost to nie jest złote dziecko?

Patrząc na biznes InPostu z perspektywy liczb jakie raportują widać, że nie jest to łatwy biznes. Nie będzie skalował się tak łatwo jak się nam wydaje. Przychody na poziomie 300 milionów za zeszły rok robią wrażenie, natomiast zysk netto na poziomie 15 milionów już trochę mniejsze.

Główny biznes Integera to na dziś paczkomaty i między innymi usługi pocztowe (kilka razy mniejsza kwota w przychodach). Jeśli będzie trzeba to będą dalej optymalizować koszty tak aby biznes się dopinał (w I kwartale 2014 się nie dopiął i mają stratę bliską 5 milionów złotych - zakładam jednak, że to konsekwencja inwestycji). A jak się optymalizuje koszty to zawsze są konsekwencje.

Na koniec jest też ta ciemna strona rywalizacji z Pocztą Polską. A są to ludzie pracujący przy tych wszystkich paczkach i listach. Polecam wam poszukać ich opinii na temat tego jak im się pracowało czy pracuje dla inPost i ile zarabiają.

Rafał Brzoska w swoim wywiadzie te niepełne etaty (czytaj - drobne zarobki) i brak umów o pracę nazywał "elastycznością" i wolnością wyboru. Pracownik zawsze może wybrać czy chce pracować na umowę o dzieło dla inPost i mieć czasami pracę czy też szukać jej gdzie indziej. Może nie do końca miał to na myśli ale tak to zabrzmiało.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot